Za hasiokiem, przy sobocie, gryfno frela chodzi
zimno jej spojrzenia wszakże wszystkich w koło chłodzi
Bo ten Lojzik, ciul ożarty, zaś się z domu wyniósł
Jest dziesiąty, a geltagu ku chałpie nie przyniósł.
No i łazi biedno frelka siejąc iskry wkoło
Dyszy, sapie, powarkuje, marszczy groźnie czoło
“O jak wróci ciućmok jeden spiere go doszczętnie
Se przypomni co przysięgoł kiedyś tak namiętnie”.
Wlazła do dom i za progiem zdjęła se fuzekle
Nic jej chyba nie ostudzi, miota się wciąż wściekle.
“Smolić paciuloka - myśli - wróci kiedyś przeca
Wtedy mu urządze drakę, będzie wtedy checa”
Patrząc w lojfer myśli sobie - “Zachorzeć mógł stary”
Zwykle bowiem chłop jej Lojzik dobre miał zamiary.
Wtem dźwiyża się otwierają, Lojzik w progu staje
Epa w dłoni, gelt w niej widać - baba go dostanie.
Gnać nie mogłem - chop jej rzecze - gładko jest po drodze
Erplich dostoł po mej Omie - cieszyłem się srodze.
Łobloć to musimy frela - rzecze do swej baby.
Pić samemu gorzoł w lesie - pomysł to jest słaby.
__________________ ---------------
Rymy od czasu do czasu :) |