Intonowany przez widma szept przynosił jak najgorsze skojarzenia i żadne z nich nie pasowało do choćby najdziwniejszych praktyk kapłanów Fahima. Cokolwiek miało tu miejsce, musiało mieć związek z poprzednim bóstwem, które odbierało tu hołd. I prosiło się o to samo co małpi ziggurat w głębi Hortorum.
Legionista bez słowa więc skinął głową na propozycję. Zjawy dzierżyły sztylety. Fizyczną broń zadającą fizyczne rany sądząc po skórze nieszczęśnika. Można więc było się przed nimi bronić. Czy umierały jednak jak żyjący, należało sprawdzić osobiście. - Jeśli go zostawią i zaatakują - wskazał Kibrii rannego brodacza - Spróbuj go może wyciągnąć stamtąd.
Gdy Cedmon napiął łuk celując w najbliższą ze zjaw, legionista odsunął się nieco na bok w kierunku wnęk. Zamierzał od boku zaatakować napastników, którzy mogliby rzucić się na Gmanagha.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |