Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2019, 22:25   #25
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Sens życia i wiara w człowieka nie bierze się z pustki, lecz z pielęgnowania tradycji i ocalania pamięci zbiorowej, która stanowi o przyszłości i wielkości danego rodu lub nacji. Ceremonie, odwieczne tradycje i inne łańcuchy minionych eonów, pętające ludzi w okowy sztywnych norm wedle których mieli istnieć. Spuścizną żywych pozostawało dbanie o pewne niezmienne formy wspólnego życia. Coś stałego, do czego się wraca jak do domu.... nie do miejsca w którym aktualnie się przebywa. Każdy potrzebował namiastki domu, kwestią podejścia było gdzie go szukać. Alecto dom nosiła w sobie, szukała jego fragmentów w otaczającym ją świecie, aby chociaż na moment nomadyczna dusza zaznać mogła ukojenia stabilizacji.
Starodawne rytuały, wymagane. Potrzebne.

Nudne…

Upiornie nudne, lecz należało je wykonać. Tak nakazywały prawo i porządek. Dziedzictwo noszone w krwi ich pani, spisywane na kartach i w logach za każdym razem, gdy jej dłoń zostawiała po sobie ślad w postaci podpisu, bądź kodu genetycznego przynależnego jej linii rodowej. Tej samej, której Alecto z rodu Xan’Tai przysięgła służyć, czasowo czy nie, dała jednak słowo. Tyle starczało obu stronom, na początek. Zaufanie ponoć budowało się z wielkim trudem, natomiast niszczyło z jeszcze większą łatwością.

Ceremonię dało się przeżyć, gdy w najbliższej perspektywie znajdowała się podróż poza Błysk. Poza ich cudowną, lecz jednak klatkę. Dlatego ledwo znalazła się w próżni, mutantka zaczęła się niekontrolowanie śmiać. Unosiła się w pustce z szeroko rozłożonymi ramionami, zawczasu wyłączając na trochę mikrofon, aby nie zaśmiecać eteru pozostałym. Dla takich chwil czystej wolności, gdy od śmierci dzieli żywe ciało raptem cienka warstwa kombinezonu, warto było przechodzić przez wszelkie przeciwności losu. Do tego widok odległych gwiazd poruszał tęsknotą jedną ze strun w sercu, pragnącym ruszyć ku nim. Dalej i dalej, aż po kraniec pięknego i śmiercionośnego ogrodu. Niestety nie dla samej przyjemności wychyliła nos z Sanktuarium, mieli poważne zadanie od którego dużo zależało.

Spacer trwał krótko, zbyt krótko aby móc się nim w pełni nacieszyć, ale Alecto nie narzekała. Wystarczyła ta odrobina, niewielki okruch aby sprawić że krew szybciej płynęła żyłami. Martwy statek sprawiał przygnębiające wrażenie: ciemny, nieruchomy i zimny w równym stopniu, co reszta ciał dryfująca w małej galaktyce otaczających ich zewsząd szczątków. Włączyła ponownie mikrofon, upewniając się, że nie zacznie niekontrolowanie chichotać. Szaleństwo wszak było u niej rodzinne, pozostali nie musieli się utwierdzać w tym przekonaniu co krok.

Zamiast na błahostkach, skupiła myśli na czekającym zadaniu, mimo że co rusz łapała się myśli czy ich zamaskowany Pierwszy wetknął pod skafander ten swój zabawny, trójgraniasty kapelusz. Że też nie odnotowała tego w hangarze, albo wcześniej… może gdyby dla odmiany nie gapiła się bezczelnie na seneszala, znałaby odpowiedź.

- Wszystko będzie dobrze… - wyszeptała bezdźwięcznie, zagłębiając się w trzewiach martwego kolosa.

//Rzut na Awareness
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR

Ostatnio edytowane przez Amduat : 28-10-2019 o 22:31. Powód: zepsuty rzut, dodany link
Amduat jest offline