| Każdy z ich trójki zareagował inaczej na widok zielonoskórych. Gobliny nie stanowiły jednak wielkiego zagrożenia dla dobrych wojowników, nawet biorąc pod uwagę ich przewagę liczebną, nie uciekli więc.
Yarislav wbił pięty w boki konia i ruszył w stronę wroga. Gnimnyr zrobił to samo, choć w bardziej krasnoludzki i przyziemny sposób. Jedynie Rusłan wyciągnął z kołczanu strzałę, nałożył ją na cięciwę nowego łuku i posłał pocisk prosto w grupkę stworów. Niestety, jego koń w ostatniej chwili szarpnął się, ręka strzelca drgnęła leciutko, a strzała jedynie zahaczyła o głowę jednego goblinów zamiast wbić się w nią i rozłupać ją jak dojrzały melon. Orzeźwiło to nieco zielonoskórych, którzy nie tracili już więcej czasu i pierzchli do jaskini.
Nasza dzielna trójka rozdzieliła się, najbliżej wroga był Yari zeskakujący właśnie z kobyły. Za nim, na ile pozwalały mu jego krótkie nogi, biegł krasnolud. Na samym końcu, ciągle w siodle, znajdował się drugi z przewodników, Rusłan.
I wtedy właśnie skrzeki goblinów zostały zagłuszone przez głośny, basowy ryk, brzmiący jakby ktoś pocierał jednym kamieniem o drugi w głębokiej studni. W drzwiach stanęła jakaś postać, znacznie większa od uciekających wcześniej zielonoskórych. Postać skrzywiona, zgarbiona, z długimi rękami, ledwo mieszcząca się w przejściu. Troll, który niemal zaklinował się w drzwiach, szarpnął się mocniej wyrywając resztki framugi ze skały. Bestia o ciemnoszarej skórze upstrzonej wrzodami zaryczała ponownie. Koń Yarislava stanął dęba, ale jeździec na szczęście trzymał jeszcze uzdę i powstrzymał zwierzę przed ucieczką. Troll tymczasem mrużył w pełni czarne oczy, jakby słońce go raziło, ale po krótkiej chwili ruszył w ich stronę.
Ani rozmiar, ani ryk potwora nie przestraszyły poszukiwaczy skarbu, którzy z niejednego pieca chleb jedli i z niejednej butli okowitą pili. Yarislav, jak szybko z konia zeskoczył, tak prędko na siodło powrócił. Pogonił kobyłę, najpierw by oddalić się od zagrożenia, a potem by zaatakować. Rusłan zatrzymał swojego wierzchowca w miejscu ściskając jego boki kolanami, a potem wyciągał z kołczanu strzałę za strzałą, posyłając je w stronę bestii, która stanowiła znacznie łatwiejszy cel od malutkich goblinów. Już wkrótce jeden z pocisków wbił się w rękę trolla, a drugi w jego żylasty korpus. Tylko Gnimnyr, zaślepiony nienawiścią do wszystkiego co ma związek z orczym plemieniem i wszystkiego, co mogło stanąć mu na drodze do tajemnic Putinova biegł wprost na monstrum.
Żarty skończyły się, gdy troll dopadł krasnoluda. Nie był uzbrojony, ale jego potężne łapska zakończone ostrymi pazurami w zupełności wystarczyły, by Gnimnyra ciężko poturbować i poszarpać. Stwór młócił rękami na lewo i prawo, przytłaczając alchemika i w końcu jeden z ciosów zahaczył o nogę krasnoluda. Ten stracił równowagę i nie zdążył osłonić głowy przed kolejnym uderzeniem, które poharatało jedną stronę jego twarzy i zdarło z niej opaskę zasłaniającą oczodół. Ryki wściekłości mieszały się z krzykami bólu. Obok nich przemknął Yari, w przelocie obniżając się z jednego boku konia, niemal spadając na ziemię, i tnąc trolla po biodrze. Wykorzystał to krasnolud zadając szybki cios swoim pałaszem. Potwór złapał ostrze, a wtedy Gnimnyr pociągnął je gwałtownie. Na trawę spadło kilka palców przypominających tłuste robaki. Troll zaryczał głośno, po czym umilkł nagle, gdy toporek Dołganina wbił się w tył jego głowy, przebijając się przez twardą czaszkę. Jakby zdziwiony, próbował sięgnąć w tył, by sprawdzić, co takiego się stało, ale po krótkiej chwili padł najpierw na kolana, a potem – już martwy – uderzył pyskiem w ziemię.
__________________ Bajarz - Warhammerophil.
Ostatnio edytowane przez Phil : 04-11-2019 o 14:34.
|