Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2019, 15:14   #15
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Wpierw zobaczył ciemność.
Później zrozumiał, że także nic nie słyszy.

Oślepł? Ogłuchł?

Czuł twardość podłoża, na którym leżał. Spróbował się poruszyć.
Nie mógł nawet unieść ręki ku górze.

Był bezbronny. Taki bezradny.

***

Jak mogli tak szybko ich namierzyć?

Alex z Vincentem zdołali opuścić granice doków pozornie przez nikogo nie niepokojeni... a jednak wciąż nie chciało opuścić ich to wrażenie, że są zagrożeni.
Więc szli dalej.

Czy powinni poszukać autobusu, a może taksówki? Iść dalej na piechotę? To wszak było daleko... bez sensu.
Tylko co dalej?

***

Poczuł jak wracają do niego zmysły.

Najpierw był to wzrok.
Bolesne światło jarzeniówek nad Mauricem zaatakowało wzrok technokraty z siłą promieni słonecznych przepuszczanych przez szkło lupy skierowanej wprost na biedną mrówkę... tylko tym razem ta mrówka miała imię i nazwisko nadane na misję.

Później był to słuch.
Monotonny dźwięk pracującego miliarda maszyn prawie ogłuszył Maurice'a. Buczenie świetlówek rozrywało jego bębenki.

A ciało paliło jak ugryzienia całego mrowiska tuż pod skórą.

***

Dominik nie był bardzo rozmowny podczas ewakuacji... z drugiej strony czy Odys mógł się mu dziwić? Cała ta sytuacja była nagła i bardzo nieoczekiwania. Fakt, że tak szybko ich namierzyli...
Czemu?

Jaka nie byłaby prawda - musieli dotrzeć do jakiegoś środka transportu, który zabierze ich w umówione miejsce. Zdążyli dopiero opuścić doki, więc przynajmniej tyle obyło się bez bólu, a jednak...
Żaden nie czuł dyszącego w kark zagrożenia, jednak coś zmuszało Odysa do utrzymania szybkiego kroku.

***

Vincent zatrzymał się nagle, jednak zauważył, że to samo zrobił Alex. Obaj patrzyli za odjeżdżającą Toyotą. Szare auto z metalicznym poblaskiem srebra. Nic, co nie byłoby niezwykłe na drogach.

A jednak zwróciło ich uwagę.

Vincentowi zrobiło się niedobrze. Coś w nim skręciło mu żołądek jak konfetti.

Czy nie widzieli wcześniej tego samego samochodu?
A może to przypadek?

***

Odys i Dominik zobaczyli kilkaset metrów dalej postój taksówek z dwoma wolnymi autami. Nigdzie po drodze nie trafili na przystanek autobusowy, więc taksówka wydawała się najlepszym sposobem na opuszczenie tego miejsca... prawda?

Nie zdążyli jednak nawet zdecydować iść w stronę postoju, gdy telefon Odysa zawibrował w kieszeni chórzysty. Odys bez wahania wyciągnął go na światło dzienne.

Nadchodzące połączenie. Od numeru...
Nie, nie był mu nieznany.
Nie był po prostu zastrzeżony.

Jego po prostu nie było.

Odys bez wahania odebrał i prawie od razu poczuł drgania rytmu magyi. Bardzo słabe drgania.
W słuchawce odezwał się znany już głos mężczyzny z doków, wciąż opanowany do bólu.

- Zapraszałeś mnie.

***

Zmysły Maurice'a w końcu przestały działać na zwiększonych obrotach. Światło świetlówek było wszak słabe, ich buczenie niezauważalne. Odrętwienie ciała nie zeszło, jednak czuł pod sobą nie twardą powierzchnię, a niewygodę podłogi, na której leżał między nią a Mauricem tylko koc... czy inny materiał.

Kiedy natomiast pierwszy raz rozejrzał się po swojej okolicy, zauważył że nie tylko jest w malutkiej celi, ale tuż obok niego przy ścianie stoi mężczyzna o znużonym spojrzeniu piwnych oczu, uważnie obserwujących reakcję Maurice'a. Nie musiał on pytać SELENY o jego emocje.

Sam widział, że ten osobnik w pancerzu nie jest zadowolony.
Wręcz był zirytowany.

 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline