Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2019, 15:50   #20
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
- Pomogę wam, matko. - Nim jednak Harald podał rękę kobiecie, wstać pomógł jej syn. Rycerz odchrząknął i złapał koniec kłody. - To wasz opał na zimę?

- To na skup niesiemy
- wychrypiała kobieta. Zupełnie zaschło jej w gardle. - Odkąd mąż zginął jesienią musiemy zarabiać, panie. Do niedawna za drewno najlepiej płacili - tłumaczyła łamiącym się głosem.

- Jak powiedziałem, pomogę.

Grossheim pociągnął kłodę. Wysłałby kobietę do twierdzy, pewnie przydałaby się tam jakaś pomoc, a ona mogłaby zarobić grosz czy dwa. Tyle, że zakon tak odgrodził się od tych, których miał bronić, że chyba nie miałoby to sensu. Kilka minut później niosący pień dotarli na przystań. Wdzięczna kobieta miała kłopoty z doborem słów podziękowania.

- Nigdym nie widziała tyle dobroci w jednym zakonniku. By cię bogowie długo w zdrowiu chowali, panie.

- Nie jestem…
- zawahał się na chwilę i zrezygnował z tłumaczenia. - Pilnujcie się, siebie i syna.

Poza skupem drewna prowadzonym przez dwóch flisaków była tam też grupka zirytowanych ludzi. Z ich ust w kierunku sunącej po rzece łodzi leciały wszelkie możliwe obelgi i inwektywy.

- Jebane karzełki! - krzyknął ktoś zdradzając, kogo spodziewał się dostrzec na pokładzie.

Zgromadzeni na brzegu okazali się zwykłymi rasistami manifestującymi swoje niezadowolenie. Nie było żadnej gwarancji, że ich niezadowolenie skończy się na lżeniu przejezdnych. Pilnowanie porządku w mieście nie należało jednak do zadań rycerza, poza tym zmitrężył już dość czasu. Wzywał go inny obowiązek. Nie widział wokół strażników, ale zauważył znanego mu dobrze żebraka, który za drobne pieniądze odwdzięczał się informacjami z miasta.

- Hej, masz tu szylinga. - Rzucona moneta nie spadła na ziemię. - Dasz znać straży o możliwej rozróbie na przystani.

Grossheim odwrócił się i ruszył szybkim tempem w kierunku twierdzy. Chwilę później morryta spotkał starego grabarza zbierającego trupy z ulicy. Złapał ciało za kostki i pomógł wrzucić je na wóz. Jego uwagę zwróciły nienaturalnie długie szpony u martwych i z ciekawości zerknął na dłonie właśnie zebranego truposza.

- Takie pazury to często teraz widzicie? - zagadnął starca, oglądając jednocześnie ciała w poszukiwaniu innych anomalii.

- Co który tak ma. Choroba głodowa, cyrulik tak mówili.

- W życiu nie słyszałem o czymś takim
. - Głód w Sylvanii nie był czymś nadzwyczajnym. - Dobrze żeście zapamiętali słowa?

- Ten konował to mundry człek, mądrze gada. Tak mówił, nie inaczej.

- Skoro tak mówicie.


Harald mechanicznie zmówił jeszcze cicho krótką modlitwę do Morra za tych zmarłych, myśląc jednocześnie o tym, żeby spytać o tę chorobę medyka poznanego na płaskowyżu. W drodze do twierdzy jego uwagę zaprzątało coś innego. Przed oczami ciągle miał obraz twarzy wampira. Zaciskał dłoń na uchwycie swojej broni, jakby chciał wyciągnąć już teraz. Był gotowy do walki, czekał na nią, choć znał już jej wynik.

Wojskowy medyk, Janos, potwierdził teorię cyrulika z Siegfriedhoffu. Rozpoczął nawet naukowy wywód, ale Grossheim przerwał mu machnięciem ręki.

- Nie ma na to czasu. Skoro obaj mówicie to samo, czuję się uspokojony. Powodzenia w waszej misji.

Znów myślał o O’Reidzie.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline