Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2019, 16:04   #48
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
wspólny gdoc

Człowiek nazwany Markusem odwrócił się i popatrzył się przez ścianę deszczu. Ci, którzy znali Wolffa nie mieli już żadnych wątpliwości. To był on! Były żołnierz, który wyruszył z nimi z Wolfenburga, po czym opuścił ich w tajemniczy sposób po kilku dniach. Myśleli, że po prostu zrezygnował i uciekł wykorzystując pierwszą ku temu sposobność. Natrafili jednak na jego ślad w Altdorfie, a teraz był znowu tam, gdzie oni. Kim zatem był Markus Wolff?

Kimkolwiek by nie był, na wszelki wypadek zaczęli mu odcinać drogi ucieczki. Widząc to, mężczyzna ruszył biegiem w jedynym możliwym kierunku, wprost do karczmy, której drzwi jeszcze przed chwilą pokazywał Bladin. Zniknął za nimi.

Snorri tylko chwycił swój topór i zawołał. - Za nim! - potem pobiegł do karczmy w której zniknął dziwny typ co powinien być martwy.

- Chyba faktycznie, dobrze byłoby go przepytać - skomentował Bladin sytuację i rozejrzał się. - Pójdę wzdłuż budynku, poszukam tylnego wyjścia. I będę pilnował okien. Peter, idź za Snorrim, przyda mu się Twoje wsparcie. Konrad, obstaw od środka frontowe wejście. Oprócz tego może próbować uciekać dachami albo piwnicami, trzeba na to uważać - dodał już ruszając w obchód. Nie było czasu do zmarnowania na dyskusje.

Konrad nie miał zamiaru dyskutować - wszedł do środka i zatrzymał się przy wejściu, skąd mógł obserwować nie tylko tych, co siedzą przy stołach, ale i tych, co będą chcieli wyjść.

Kapłan Sigmara wydawał się najmocniej zaskoczony widokiem i reakcją Wolffa, zareagował więc jako ostatni. W tym czasie Bladin już ruszył wąską uliczką, by obejść budynek, a Snorri i Konrad wbiegali do niego przez drzwi, nad którymi kołysał się szyld z sześcioma czarnymi kołami ustawionymi w kształt piramidy. Pierwsze niewielkie pomieszczenie było tylko sienią. Podwójne drzwi na zawiasach prowadziły na wprost, najprawdopodobniej do głównej sali, mniejsze boczne najprawdopodobniej na piętro do pokoi gościnnych.

- Dowiem się, czy ktoś taki tu mieszka - powiedział Konrad do Snorri'ego, po czym ruszył w stronę człowieka stojącego za ladą.

- Witam w Armatnich Kulach, szlachetny panie. Czym mogę służyć?

- Poszukuję...
- Konrad położył na blacie sztukę srebra - człowieka, który przed chwilą wszedł do Armatnich Kul. - Opisał wygląd Wolfa. - Czy jest może mieszkańcem Kul?

- A tak, tak.
- Moneta zniknęła, jakby jej nigdy nie było. - Wynajął pokój, wczesnym popołudniem, a potem wyszedł na miasto. Nie opowiadał się kiedy wróci.

- Który pokój jest jego?
- spytał Konrad.

- Nie chcę wyjść na wścibskiego, panie, ale w jakim celu o to pytacie?

- Przypuszczamy, że współpracuje ze złodziejką, poszukiwaną przez Świątynię Sigmara
- odparł Konrad.

- Może mam posłać chłopaka po straż, panie? - Pomocnemu karczmarzowi przerwał nagły trzask dobiegający gdzieś z piętra. Łysiejący lekko mężczyzna ruszył zza kontuaru. - Co tam się dzieje, psia mać?

Konrad, ruszył za nim, niemal pewien, że źródłem hałasu jest jeden z jego kompanów. Weszli razem na piętro, gdzie karczmarz aż złapał się za głowę.

- Moje drzwi!

* * *


- Dobra - rzucił tylko Snorri do ludzkiego towarzysza, który skierował się do lady.

- Zobaczę co tam jest - mówiąc to ruszył do bocznych drzwi zobaczyć co tam się znajduje. Za drzwiczkami ujrzał wąskie schody prowadzące na piętro. Ruszył nimi szybko zauważając mokre ślady na stopniach. Korytarz na górze miał drzwi po obu stronach. Snorri miał jednak pewność dokąd poszedł mężczyzna, dzięki śladom błota i wilgoci. Spróbował otworzyć energicznie drzwi, do których wiódł błotny ślad, ale okazały się być zamknięte na klucz. Zaraz po tym odskoczył od nich i chwycił pewniej topór spodziewając się nagłego ataku. Tak walczą szczury, podstępne szczury, a z nimi miał wiele do czynienia.

- Otwierać w imieniu... Sigmara! Otwierać, bo jak nie to sam wejdę. Liczę do pięciu. - wrzeszczał Snorri do zamkniętych drzwi. Był gotów wyrąbać toporem zawiasy i wparować do środka jeśli żądania nie zostaną spełnione. Z tą myślą zaczął odliczać na głos. Gdzieś pomiędzy “dwa”, a “trzy” usłyszał skrzypnięcie zawiasów okna, a chwilę potem trzaśnięcie okiennic. Zabójca walnął w furii drzwi słysząc jak zbieg wymyka mu się prawdopodobnie oknem. Nie tracił jednak potem więcej czasu i pobiegł czym prędzej na zewnątrz przybytku zobaczyć czy gdzie tam nie ma tego uciekającego gagatka. W ostatniej chwili spostrzegł jednak Snorri, iż ten jeden cios wystarczył, by pokonać przeszkodę jaką stanowiły drzwi. Więcej się nie zastanawiając wparował do pokoju. Nieduże pomieszczenie było już puste, a okno otwarte na oścież. Krasnolud z racji swojej profesji nie wiedział co to strach, a łatwo było stwierdzić którędy poszedł ścigany.

- Raz...dwa...trzy - i wyskoczył w ślad za domniemanym Wolffem.

Peter w tym czasie ustawił się w takim miejscu, by móc obserwować okna na wypadek gdyby Markus chciał którymś z nich wyskoczyć. Stojąc przy frontowym narożu widział, jak krasnolud okrąża budynek. Tył karczmy stanowiło niewielkie podwórze z drewnianym ogrodzeniem, pełne skrzynek i beczek. Nieduża brama, szerokości niewielkiego wozu, była otwarta. Bladin widział okna z każdej strony domu, zarówno na parterze, jak i piętrze. Z tyłu jednak nad przyziemiem wybudowany przez całą szerokość karczmy wąski, ukośny daszek oparty na trzech drewnianych słupach. Nie było widać żadnego wyjścia na dach budynku.

Khazad podszedł sprawdzić, czy tylne drzwi do budynku są zamknięte. Nie były, cofnął się więc, by mieć jak najlepszy widok na drzwi oraz okna. I na daszek. Teraz pozostało mu tylko czekać na rozwój sytuacji. Robota nudna. Wolałby brać udział w akcji. Ale rozsądek - a może któryś z bogów? - podpowiadał mu co innego. Jego krótkie nogi mogłyby okazać się za wolne. A gdyby Markus chciał uciec i walczyć, to kto by miał go powstrzymać? Jego ludzcy towarzysze nie byli żadnymi wojownikami, a Markus był zawodowym żołnierzem. Czekał więc, a jego cierpliwość została nagrodzona. Jedyne okno zasłonięte drewnianymi okiennicami zostało otwarte, a okiennice gwałtownie uderzyły w ścianę budynku.

Bladin spojrzał w stronę okna. Czy zaraz miał tamtędy wyjść Markus. Topór miał gotowy. Ulokował się tak, aby tamten nie mógł go minąć w drodze do bramy i zastygł bez ruchu czekając co się wydarzy. W taki pochmurny, deszczowy dzień, ktoś w pośpiechu mógł go nie dostrzec. On sam zauważył ściganego mężczyznę, który z okna zeskoczył na pochyły daszek, poślizgnął się na śliskiej powierzchni, zjechał po niej i spadł bokiem na ziemię, prosto w kałużę i rozmiękłe błoto. Wolff z jęknięciem zaczął stawać na nogi i w tym momencie jego wzrok padł na krasnoluda. Wyszarpnął z pochwy miecz i ruszył biegiem w kierunku bramy, próbując ominąć Bladina. Skoro już go zauważył, khazad stanął na otwartej przestrzeni.

- Stój! - krzyknął. Żołnierz biegł, teren był śliski. Bladin planował zejść lekko z linii ataku i swoim ciosem odrzucić tamtego w bok. A może nawet powalić. Ale w walce nie zawsze wszystko przebiegało tak, jak się planuje. Najważniejsze, to związać go walką. Markus, widząc że nie uda mu się obejść krasnoluda zmienił nagle kierunek biegu. Zaatakował ze wzniesionym mieczem, ale w ostatniej chwili pochylił się lekko i całym rozpędem wpadł barkiem w przeciwnika. Doświadczony w walkach Bladin zorientował się, co zamierza napastnik. Zaparł się jedną nogą wysuniętą do tyłu i choć impet uderzenia przesunął go po śliskim podłożu, to nie stracił równowagi i nie upadł. Zaatakował Markusa dwukrotnie, ale na razie bardziej badał przeciwnika, niż planował go zranić. Wolff bez problemu odbił oba ciosy, okazał się być dobrze wyszkolonym wojownikiem. Podjął też próbę wybicia topora z ręki Gladensona, nieskuteczną jednak. Sytuacja była patowa, lejące się strugi deszczu i błoto pod stopami utrudniało walkę. Jej odgłosy dobiegły jednak do uszu kapłana Sigmara, który pobiegł do bramy podwórza.
Gdzieś za plecami walczących na ziemię zwalił się Snorri, który tak jak Markus wcześniej nie utrzymał równowagi na daszku i tak jak on wylądował w błotnistej kałuży. Coś chrupnęło w jego barku, ale krasnolud nie zważając na ból poderwał się od razu.

Wolff zorientował się, że został otoczony. Odepchnął ręką walczącego z nim krasnoluda i ruszył w stronę bramy. Bladin zaklął i zamachnął się, ale to nie był jego dzień. Rzucił się w pogoń. Peter także włączył się do walki. Nie zamierzał wdawać się w bój na śmierć i życie, starał się po prostu spowolnić Markusa i zatrzymać go do czasu przybycia reszty. Snorri zerwał się po upadku z dachu i ruszył w pościg w te pędy. Wolff tymczasem biegł prosto na blokującego mu drogę kapłana. Z jakiegoś powodu nie zadał ciosu mieczem, a przy próbie odepchnięcia Petera na bok jego ręka zaplątała się w kapłańskie szaty. W efekcie krótkiej szamotaniny żołnierz uwolnił się, ale ta chwilka pozwoliła zabójcy trolli na dobiegnięcie do niego. Gdzieś za ich plecami ktoś wrzeszczał z okna.

- Mordercy! Zbóje! Zabijają się! Straż! Straż!

Snorri, korzystając z okazji, jako że udało mu się dogonić zbiega i nie chcąc tracić pędu rzucił się na Wolffa chcąc go obalić drzewcem topora. Uderzenie styliskiem w tył kolana sprawiło, że noga mężczyzny gwałtownie się zgięła, a on sam stracił równowagę i padł na ziemię.

Wkrótce potem nadbiegł Bladin i jednym ciosem pozbawił żołnierza przytomności. Od razu też zabrał się za przeszukanie wojaka. Broń odłożył na bok, a Peterowi dał pozostałe rzeczy. Z plecaka wyciągnął kawał sznura i szybko związał pokonanemu ręce w nadgarstkach. Na wszelki wypadek wyciągnął też swoją szmatkę to polerowania broni gdyby trzeba go było uciszyć.

- Snorri, dasz radę sam go ponieść? Musimy znaleźć jakieś spokojne miejsce na rozmowę.

- Straż! Biją ludzi! Straż!
- karczmarz nie ustawał w próbach ściągnięcia stróżów prawa.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline