Coruja widząc “świętująca grupę” zatrzymała się się nagle.
- Nie… Nie idźmy tam…- Zająknęła się cicho, łapiąc starszego elfa za ramię. Im dłużej patrzyła na ścianę z żywych ludzkich ciał tym czuła narastającą w niej panikę.
Eryastyr przeniósł wzrok z grupy ludzi na elfkę.
- Obejdźmy ich bokiem - powiedział, równocześnie skręcając w boczną uliczkę. Dzięki temu manewrowi mogli ominąć tamten tłumek.
Nie przeszkadzając w zgromadzeniu udali się dalej równoległą uliczką. Ta dla odmiany była odludna - podążał nią jedynie samotny mężczyzna z workiem. Za nim, od co najmniej kilkunastu metrów ciągnął się ślad z ziaren, które wysypywały się z worka przez małą dziurkę.
- Hej! - Eryastyr krzyknął w ślad za niosącym worek. - Proszę się zatrzymać na chwilę.
W uszach zaczepionego prośba musiała jednak brzmieć niby groźba śmierci. Odwrócił się przez ramię przyspieszając kroku a gdy upewnił się co widzi zerwał do biegu kurczowo trzymając worek. Ziarna wysypywały się, a on skręcił gwałtownie w lewo.
- Gubisz ziarna! - zawołał za nim elf. Z nikłą nadzieją, że uciekający posłucha.
- Może komuś ukradł... - powiedział cicho do swej towarzyszki.
- Robią co mogą by przeżyć... Trudno im się dziwić po tym wszystkim - Coruja odpowiedziała kierując się dalej uliczką. Starała się oddychać by się uspokoić po lekkim strachu przytarganym z poprzedniej uliczki.
- Ale po co ma wszystko stracić - skomentował to elf. Nie ruszył jednak w pościg, pozostawiając sprawę rozdartego worka w rękach niosącego.
- Powiedziałeś mu o tym a on wolał to zignorować…- Coruja zapatrzyła się na powoli zlatujące mniejsze wróble. - ...ale przynajmniej ktoś skorzysta.
- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - filozoficznie odparł Eryastyr, równocześnie rozglądając się dokoła. Być może był przeczulony, ale wolał mieć pewność, że nikt go nie zaskoczy i nie zaatakuje znienacka.