Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2019, 16:01   #129
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
iedy Święta Włócznia Kalamalli dotknęła portalu przerażającego bytu, skumulowana energia tak samej broni, jak i magii, która ożywiała potwora, uwolniła się z ogromną mocą, oślepiając wojownika białym jak mleko światłem. Świat dookoła zawirował, Mukale słyszał blisko siebie byt, lecz ten oddalał się jakby, cichł w próżni, która zdawała się ich otaczać. Po chwili zamilkł całkowicie. Mukalego otaczał chłód, znał to uczucie, dokładnie ono towarzyszyło mu w ten dzień, gdy Przodkowie zesłali nań tę niefortunną wyprawę w nieznane, dzikie a zarazem martwe miejsce. Poczuł jak kręci mu się w żołądku i równocześnie przenikliwy chłód powoduje dygotanie całego ciała. Wtem usłyszał głos:

Mukale! Chwyć mą dłoń!
Chwycił.

Gdzieś w oddali wyły szakale, nieco bliżej słyszał krzyk człowieka-węża, a nad głową przefrunął mu trójbarwny ptak, zwiastun wojny, pokrzykując potępieńczo. Ale jednak poczuł ciepło.


Chwyć za fajkę pokoju, mój synu, i mów, cóżeś zobaczył oczami ducha.

Głos ojca, Wielkiego Wodza Kalamalii był jakby przytłumiony, daleki. Trwało to jednak tylko chwilę. Obraz przed oczami wojownika wyostrzył się, powróciły zmysły z całą swą intensywnością barw, zapachów i dźwięków. Mukale był oszołomiony, podane mu opium było bardzo intensywne.

Byłem w kraju ludzi bladych. Kraju bez zwierza i rośliny, w którym rządzą kobiety – wyrzekł do ojca.

Pomarszczona, lecz nie stara, twarz Kalamalli nie zmieniła się ani o jotę, gdy usłyszał słowa młodego. Jakby to, co usłyszał, nie było co najmniej przejawem niezdrowej fantazji syna.

Tak, Mukale. I cóż tam robiłeś?
Byłem jak czarny ptak, który zwiódł mnie w otchłanie tej ziemi. Błądziłem w ciemności, idąc za ludem, który mnie nienawidził, mimo że pragnąłem go pokochać jak własny. Moja wędrówka doprowadziła mnie do obrzydliwego stwora, któregom zabił ja i moi towarzysze. Śmierć mu zadała twoja Włócznia, ojcze – spuścił wzrok na znak szacunku.
Lecz czy odnalazłeś to, czegoś szukał?

Pytanie zbiło z tropu młodego łowcę.

Nie odnalazłem. Nie wiedząc, czego szukam, nie mogę tego odnaleźć. Wiedźma wieszczyła, Przybysz z Kryształu prorokował, jednak to, co mi dali, nie pomogło mi odnaleźć tego, czego pragnę.
Czego pragniesz, Mukale?
Powrotu do domu – powiedział gorzko.

Ojciec pokręcił głową, pociągnął z fajki i zamilknął. Cisza trwała długo, lecz Mukale nie śmiał przeszkadzał wielkiemu Kalamalli w jego rozważaniach.

Nie możesz powrócić Mukale, synu tej ziemi. Nie wrócisz, bo ona cię potrzebuje, a ty jesteś żertwą na poratowanie ludu. Przodkowie wybrali cię, byś odmienił los, który utkali oni naszym współplemieńcom.
Cóż li mam czynić? Nie wiem, dokąd zmierzam ani czego szukam. Nie znam woli Przodków, lecz jestem jak strzała wypuszczona bez celu. Zmierzam przed siebie, aż wreszcie opadnę w głuszę i wszyscy o mnie zapomną…

Wtem ojciec wstał i silnie spoliczkował syna.

Tegom cię nauczył?! Tak mówi wojownik Mutampa?! Wstań natychmiast!

Mukale posłusznie wykonał polecenie.

Jam jest Kalamalla, jeden z wielkich wodzów tego plemienia. Ty jesteś moją gałęzią, którą Przodkowie odcięli od krzewu, by zanieść ją daleko, daleko od rodzinnej gleby. Taka była ich wola i twoją powinnością jest ich usłuchać. Jak śmiesz się skarżyć?
Wybacz, ojcze, zbłądziłem.
Zbłądziłeś wielce, a jednak Przodkowie okazali ci łaskę. Tam, gdzie się pojawiłeś, odbyłeś ledwie fragment twej niełatwej podróży. Zaraz rzucę cię gdzie indziej, w kraj jeszcze mniej przyjazny, czyś gotów?
Zawsze jestem gotów, Wodzu – podniósł wzrok na ojca, patrzył mu teraz prosto w oczy. Spojrzenie Kalamalli hipnotyzowało, jak zawsze.
Więc idź. Jeśli okażesz się mądry, odnajdziesz swoją drogę. Jeśli nie, bodajbyś zgnił zapomniany w najczarniejszej otchłani najodleglejszego kraju. Lecz wierzę w ciebie, bo jesteś krwią z krwi mojej, kością z mojej kości i duchem mego ducha. To wyznacza tobie względem mnie zobowiązanie.
Wiem to, ojcze. Czyń ty i wszyscy Przodkowie, co jest słuszne. Zachowaj jednak przed zgubą me żony, me dzieci i mój szałas, aby nie zginęli bez ojca.
Ich los jest w twoich rękach. Wróć cały i umazany krwią okrutnych wrogów, nie znaj litości dla nieprzyjaciela, a powrócisz w chwale większej niż którykolwiek ze zmarłych. Przyrzeknij na Przodków, że wrócisz zwycięski.

Mukale zawahał się, lecz tylko na moment.

Niech umrę jako starzec, jeśliby miało być inaczej!

Kalamall odpowiedział uśmiechem. I ten uśmiech był ostatnim, co Mukale zobaczył w rodzinnej Mutampie.


Wypadli razem, jak bracia w boju, on i byt. Upadli na kamienne podłoże, zimne i martwe jak wszystko, co ich otaczało. Nie widział nic, dookoła była nieprzenikniona ciemność i kierować mógł się tylko słuchem. Słyszał zaś tylko złowieszcze rzężenie potwora. Był wyczerpany po walce, oddychał ciężko, na dodatek teleportacja jakby odebrała mu resztki sił witalnych, toteż leżał bez ruchu na kamieniu, nie mogąc się podnieść.

Otrzeźwił go dopiero krzyk chłopięcia, uwięzionego w klatce piersiowej bytu. To wzmogło jego siły, Mukale zerwał się na równe nogi i na ślepo, szaleńczo począł dźgać włócznią tam, gdzie słyszał rzężenie potwora. Zadał dziesięć, może i dwadzieścia ciosów w zupełnym amoku i dopiero wtedy potwór zamilkł i znieruchomiał. Chłopiec zaś płakał.

Adrenalina opadła, szał ustąpił, a Mukale oparł się na włóczni, dysząc ciężko. Otarł wierzchem dłoni pot z czoła i wtedy spośród ciemnego nieba wyłonił się zgniłozielony okrąg, jakby księżyc oblepiony pleśnią. Nienaturalny obiekt dał jednak odrobinę światła dookoła, tak że wojownik mógł ujrzeć skulone we wnętrznościach potwora dziecko. Niewiele myśląc, wojownik rozrąbał klatkę stworzenia, zważając by nie zranić dziecka.

Gdy go już uwolnił, chłopczyk nieufnie spojrzał na niego. Bał się go chyba nie mniej niż stworzenia, w którym był uwięziony.

Podaj mi dłoń. Jeśli tu zostaniesz, umrzesz niechybnie – powiedział Mukale.

To przekonało małego, choć dopiero po chwili. Podał dłoń, wyszedł z wnętrza maszkary. Razem z Mukalem popatrzyli na martwe cielsko tego, który sprowadził zniszczenie na kraj, w którym byli.

Jesteś z plemienia Wodza Pelaiosa? Jak cię zwą?

Chłopiec milczał, patrzył tylko na Mukalego nieufnie. Wojownik westchnął.

Nie chcesz, nie mów. Rozumiem cię. Znać czyjeś imię, to mieć władzę nad nim. Znając imię twego nieprzyjaciela, możesz nakazać szamanowi, aby go przeklął. Ja nie jestem ci wrogiem, lecz wszystko, co nas otacza, zapewne już tak. Idźmy zatem odtąd w ciszy, by nie zwracać na siebie uwagi.

I poszli. On – wielki murzyński wojownik i on – mały chłopiec uwięziony w cielsku potwora, który nie chciał nawet wyrzec swojego imienia. Być może podróżują i do teraz, i być może, nadal wędrowcy po odległych planach mogą napotkać na swojej drodze dwóch pielgrzymów, których Przodkowie zesłali na manowce świata w sobie tylko znanym celu.


 
MrKroffin jest offline