Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2019, 00:53   #117
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29 - 2519.VIII.07; ranek

Miejsce: Ostland; Ristedt; gospoda “Pod odyńcem”
Czas: 2519.VIII.07 Bezahltag (5/8); południe
Warunki: umiarkowanie; sucho; jasno; na zewnątrz nieprzyjemnie chłodno i mżawka



Karl i Tladin



Krople mżawki stały się przeszłością. Podobnie dżdżysty, nieprzyjemnie chłodny poranek został zastąpiony przez słoneczny dzień. Niemniej kałuże i błoto na trakcie a później na ulicach Ristedt wysychały zbyt wolno aby dla podróżnych miało to jakieś zasadnicze znaczenie. Ot, mżawa się skończyło i zrobiło się całkiem słonecznie i pogodnie ale ta wilgoć co napadała rano wciąż dominowała krajobraz. Dzień był taki sobie więc światło dnia nie miało takiej mocy by osuszyć w ten nadmiar wilgoci.

A błoto pod kołami wozów i kopytami zwierząt w jakie te były zaprzęgnięte mocno utrudniały podróż. Na typowo ostlandzkim trakcie dominowały koleiny i różne doły nawet w pogodny dzień. Teraz wszędzie były kałuże i błoto. Tladin mógł się o tym przekonać osobiście gdy zastąpił zabitego woźnice. Dwukółką rzucało na każdym zagłębieniu i jazda była zwyczajnie przykra. Ale chociaż wóz się nie wywrócił ani nie zakopał w tym błocie. Ale krzepki khazad jakoś wybrnął z tej opresji tak samo jak z tego błota. I znów w końcu wyjechali na tą ostatnią prostą przed Ristedt. Tą samą jaką wjeżdżali do Lasu Cienii. I rzeczywiście dziwnym zbiegiel okoliczności akurat chmury się rozstąpiły a przestrzeń pól uprawnych, obecnie pokryta świeżym rżyskiem wydawała się zaskakująco pusta. W porównaniu do traktu jaki zdawał się ginąć pod naporem wiecznego lasu.

Wreszcie minęli bramę zachodnią, tą samą jaką wyjeżdżali rano. I wrócili do miasta. Miasto powitało ich tak samo jak przy pierwszym powitaniu i ostatnim pożegnaniu. Czyli obojętnie. Wozy dalej jeździły ulicami, tak samo jak przechodnie nimi szli śpiesząc za swoimi sprawami. Od głównej ulicy odchodziły pomniejsze gdzie widać było szyldy rzemieślników, stragany i sklepy. Po bruku spływały kałuże, błoto i koński nawóz. Ale i tak p tej brukowanej drodze jechało się dużo łatwiej niż na rozmokniętym trakcie.





Ale jednak wreszcie udało się wrócić znów pod “Odyńca”. Tam zrobił się mały rwetes gdy trzeba było pomóc przenieść ludzi Karla którzy byli w krytycznym stanie. Ponieważ opuścili lokal rano a wrócili jeszcze przed południem to nikt nie zdążył wynająć pokojów jakie mieli wcześniej więc nie było kłopotów z powrotem do “swojego” pokoju. Podobnie jak z opłatą za niego bo znów list żelazny okazał się wystarczającą przepustką na darmowy nocleg a i karczmarz tym razem już nawet o niego nie pytał rozpoznając gości którzy opuścili lokal dzisiaj rano.

W karczmie jednak nie było żadnego medyka ale karczmarz posłał chłopca w miasto. I po jakimś czasie przyprowadził kapłankę Białej Gołębicy która poprosiła o spokój i zostawienie jej samej z rannymi. I gdy Karl, Tladin i Ragnis jedli już obiad zeszła z góry samotnie.

- Witam was bracia. - odezwała się kapłanka cichym i spokojnym głosem zwracając się do trzech mężczyzn którzy wyszli cało z przeprawy na trakcie. - Stan tych dwóch zbrojnych jest bardzo ciężki. Trzeba na nich bardzo uważać a przede wszystkim modlić się do dobrych bogów i zadbać by mieli spokój. Nie wiem czy dam radę zajrzeć do nich rano. Być może lepiej by było przenieść ich do naszego hospicjum. No ale to już musicie zdecydować sami. Nie wiem czy zniosą kolejne przenosiny. Ale u nas mieliby zapewnioną stałą opiekę. - siostra miłosierdza sprawnie przedstawiła sprawę jak się ma sprawa z dwoma ludźmi Karla.

- Natomiast ten woźnica, jego życiu raczej nie zagraża niebezpieczeństwo. Dzięki dobrym bogom. Jednak dobrze by dać mu odpocząć przez dzień czy dwa. Jeśli bogowie będą mu sprzyjać to niedługo powinnien wrócić do zdrowia. Jeśli nie i czymś zraził do siebie dobrych bogów no to siła ludzka nic tutaj nie wskóra. Nie można się sprzeciwiać woli dobrych bogów. - kapłanka nawiązała do rannego woźnicy który też wyszedł z opresji mocno pokiereszowany ale nie aż tak jak Manfred i Dieter. Kapłanka pożegnała się mówiąc, że hospicjum Białej Gołębicy jest zawsze otwarte dla potrzebujących no ale decyzję musieli podjąć sami co zrobić ze swoimi pociętymi kolegami. I oczywiście polecała modlitwę, modlitwa i pokora były bardzo miłe dobrym bogom i przychylniej patrzyli na swoich wiernych gdy ci o nich pamiętali. Co znacznie ułatwiało posługę sługom bożym. Mieli czas się zastanowić gdy poszła, chłopak mógł ich zaprowadzić w każdej chwili do tego hospicjum. No i w ogóle zastanowić się co robić dalej. Wyglądało na to, że może minąć więcej niż jeden czy dwa dni zanim poranieni, zwłaszcza Manfred i Dieter wrócą do zdrowia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline