Hubert obserwował wejście Haralda - rycerza któremu nie raz już składano propozycję przystąpienia do bractwa. Nie znał go osobiście. Nigdy nie zamienił z nim nawet słowa, ale teraz słuchał co opat miał do powiedzenia. W głosie wciąż miał słowa brata Marcusa “ - i ty z nimi pójdziesz Hubercie”, z jednej strony ciesząc się, że znów zażyje wolności jaką jest wędrówka, z drugiej strony to teraz tutaj był jego dom - Twierdza Czarnego Kruka. Był już na ukończeniu zdobywania umiejętności bycia akolitą zakonu, przeczuwał że TA WYPRAWA pozwoli mu się stać lepszym, aż stanie się pełnoprawnym kapłanem.
… - Bracia i siostry. Nie jest zemstą przebaczenie i modlitwa za bluźniercę. Słusznej zemsty dokonuje się z trudnością i powoli. Wielkim kosztem odparliśmy ostatni atak. Dziś wiemy, że był to tylko incydent. Wiemy też więcej o tym, kto ataku dokonał. - wybrzmiewały słowa … -Niniejszym ogłaszam, że zaniesiemy mu adekwatną zemstę. Jego leże to ruiny twierdzy Vanhalden. Poślemy tam dziesiątkę. …
Wszystko potoczyło się szybko, może z jednej strony dobrze, brak było czasu na wątpliwości czy sobie poradzi. Ledwo rada rozpoczęła swoje obrady, to już je zakończyła, a on wraz z Leonem, Haraldem i Marucsem szli w kierunku namiotu.
W namiocie sporo było ludzi, niektórych znał z widzenia inni chyba niedawno przybyli do Siegfriedhof. Uwagę Huberta wzbudził elf, też miał wziąć udział w wyprawie. Akolita nic nie jadł nic nie pił. Siedział tylko cichcem na wąskiej ławie i słuchał, sam nie miał w zwyczaju odzywać się niepytany, ot takie przyzwyczajenia z młodości.
Marcus wychodząc z namiotu skinął na Huberta, a gdy znaleźli się już na zewnątrz gdzie wiejący wiatr i padający deszcz wraz ze śniegiem sprawił że musiał dobrze wsłuchiwać się w słowa brata, przekaz jednak był krótki - Dla ciebie mam zadanie - rzekł Marcus - przygotujesz pakunki na wyprawę i objuczysz nimi zwierzęta - po tych słowach w ciszy wrócili do twierdzy, Marcus do swej celi, a Hubert zabrał się za pakowanie, a w jukach znalazły się najważniejsze jego zdaniem przedmioty potrzebne do takiej misji, wyprawy, tego czegoś … a było tam można znaleźć między innymi linę, więcej niż parę śpiworów, duży namiot, oraz kilka najpotrzebniejszych rzeczy do rzucania czarów nie zapominając o kołkach i wodzie święconej oraz kadzidle. Wszystkie te potrzebne rzeczy rozłożył pomiędzy dwa muły i dwa konie juczne.
Noc była długa, zmęczony pakowaniem Hubert zasnął na dwie godziny przed świtem w swojej celi którą dzielił wraz z dwojgiem akolitów, by o świcie spakować tylko żywność i świeżą wodę i wyprowadzić juczne zwierzęta na skraj rynku. Pogoda była lepsza, przynajmniej na razie nie padało.
Niewysoki i szczupły dość dwudziestolatek stał pilnując przygotowanych do wyprawy zwierząt, mając nadzieję, że swoje wszystkie rzeczy też spakował. Dotknął wisiora - czarnej róży wiszącej na rzemieniu - czas ruszać - rzekł do siebie.