Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2019, 19:38   #124
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
dialog współtworzony z Aiko

Im dalej od hybrydy i trupa, od których dzieliła ją nie tylko coraz większa odległość, ale także trzech innych ludzi, tym spokojniej i składniej Birgit zbierała myśli. Na ostrzeżenia McDowella odpowiedziała krótkim „rozumiem” i mimo zmęczenia, zgodnie z radą brytyjskiego porucznika ręce trzymała na widoku. Nie przeszkadzały już instynktowne alarmy odruchów, przyszła za to refleksja, że w skrajnych sytuacjach człowiek niewiele różni się od zagonionego w ślepy róg szczura. Ponura i nieprzyjemna myśl, że przetrwanie strąca z piedestału ideały. Do ostatniego. I brzydko pragmatyczna myśl, że dla niej samej przetrwanie tamtych dwóch Anglików oznacza poprawę sytuacji tylko, jeśli zobaczą konstrukt. Inaczej nie uwierzą. Inaczej... Będzie winna śmierci marynarza. Albo trzech... Jeśli wcale nie wrócą.

Jak oni traktują jeńców? A cywilnych morderców? Jak im wyjaśnić, że mają do czynienia z istotą, którą nawet orientując się w części technicznych szczegółów, tak łatwo jest nazwać: demonem? Bała się. Starannie, analitycznie już, próbowała nad tym strachem zapanować, przeklinając luki w pamięci.
Nie, nie powiesz im tak - zawzięcie szarpnęła następne drzwi, następną przeszkodę ku zwyczajnemu widokowi nieba.

Nie było nieba. Oczywiście. Nie znajdowali się jeszcze na górnym poziomie korytarzy.

- A woman?!
- Don't shoot! Don't shoot!


Jeszcze raz. Niemka założyła ręce na kark, czekając aż pomiędzy wojskowymi padną wyjaśnienia. Zmęczona, zziębnięta, ale dużo bardziej przytomna niż przy poprzednim zaskoczeniu, oceniała szczególnie dwie kobiety w angielskich mundurach. Nie z załogi, pomyślała, wyczuwając niewiele mniejsze zdziwienie w głosie marynarza McDowella, kiedy zwracał się do kapitan. Wpiła w nią wzrok uparcie, z determinacją.

- Birgit Schrötter, z biura inżynierii Studiengesellschaft für Geistesurgeschichte‚ Deutsches Ahnenerbe – przez narzucony spokój rudowłosej przebił się ton ni to tłumionej rezygnacji, ni zniecierpliwienia. Wiedziała, że nikomu nie spodobają się jej słowa, nie było już jednak nic do stracenia - Wasi ludzie nie wiedzą z czym poszli się zmierzyć, nie uwierzyli.

- A z czym poszli się mierzyć? - Noemie dała znak swoim ludziom by poszli sprawdzić korytarz za nowo przybyłymi.

- Das Konstukt. Hybryda. Żywy organizm pozbawiony biologicznych ograniczeń za pomocą nowego rodzaju energii, nietrwałej i niszczycielskiej. Z czasem osłabnie, dwa dni to jednak za mało. To nie ja straszyłam załogę – Niemka potrząsnęła głową i skrzywiła się. - To był prototyp, test. Kiedy przejmowaliście statek, mieliśmy go zniszczyć, choćby z całą jednostką, ale wyrwał się na wolność – zawahała się. – Może to moja wina, nie pamiętam – odwracając policzek, wskazała zaschniętą szramę na skroni. Mówiła jednak dalej. – Energia hybrydy wpływa na urządzenia, gasi światła i powoduje trudne do odparcia dolegliwości wraz ze zbliżaniem się do celu. Osłabienie, mdłości, zaburzenia postrzegania. Ciężko się bronić.
Spojrzała na McDowella. Może stracili już więcej ludzi, a może to był tylko majak, ale...
Usiłowałam wyjść na pokład już wcześniej, poddać się - dodała opuszczając wzrok. Nikt tego nie zameldował?

- Prowadź. - Noemie skinęła na marynarza, który przyprowadził tu Niemkę. Po czym przeniosła wzrok na Brigit lustrując ją swym spojrzeniem. Spencer mówił o psie.. o tym że światła zgasły. Chłopak mógł nawet nie wiedzieć ile ma szczęścia - Opowiesz mi po drodze co wiesz… możesz po niemiecku jak będzie ci łatwiej. Wszyscy… broń w pogotowiu i oczy wokół głowy. Dwóch na czele, dwóch ubezpiecza z tyłu.

Na twarzy młodej inżynier odbiły się sprzeczne emocje, wśród których obawa nie była najważniejsza. Tym razem Birgit nie zawahała się jednak dłużej niż sekundę. Nie skorzystała z pozwolenia przejścia na rodzimy język. Chciała, żeby wszyscy marynarze zrozumieli.
- Jest coś jeszcze – wtrąciła szybko, dziwiąc się niespodziewanej, mściwej zawziętości, jaka przegnała jeszcze chwilę temu odczuwany wstyd. – Była nas trójka, nie zapisanych w spisie załogowym. SS Hauptsturmführer Theiss dysponował urządzeniami, które wabią i odpędzają hybrydę, ale... Byliśmy zaskoczeni atakiem, a rozkaz pozbycia się Konstruktu nagły. Istnieje bardzo mała szansa, że mógł zostawić je gdzieś w kabinie. To fanatyk. Zastrzelił mojego współpracownika, Kurta Hirsha i, jeśli jeszcze żyje, nie spocznie, dopóki nie zrobi tego, co zamierzał.
Właściwie miała nadzieję, że Anglikom wyrwie się, iż znaleźli już coś dziwnego. Najlepiej - przy trupie Wolfganga Theissa. Dłonie w za dużych rękawicach splecione na karku, zwinęła w pięści, nie tylko z zimna.

Noemie spojrzała na mężczyznę, który przyprowadził Niemkę.
- Złapaliście kogoś o tym nazwisku? - rzuciła do prowadzącego mężczyzny ruszając korytarzem.
- Co zamierzał ten Theiss i jak wyglądało to urządzenie? - Rzucała w kierunku Birgit kolejne pytania idąc pewnym krokiem z wydobytą z kabury bronią.

- Nie wiem pani kapitan. Trzeba by sprawdzić listę pasażerów. Ale ona jest u pana porucznika, na mostku. Na dziobie jest cała kupa Fryców to może i jest ktoś taki. - odpowiedział zapytany marynarz dość ostrożnym tonem przyznając się do swojej niewiedzy.

Obelżywe określenie zakłuło, dobitnie uświadomiło Birgit jej miejsce. Odpowiedziała jednak bez zająknięcia.
- Nie ma listy pasażerów. To była tajna operacja, a Theiss zrobi wszystko, żeby Konstrukt i wiedza o nim nie dostała się w ręce wroga. Dla was i dla mnie lepiej, gdyby już nie żył.
Po kilku krokach zmuszała się uspokoić oddech, tętno jednak szalało, przywołując wspomnienie klaustrofobii. Może źle dobierała angielskie słowa, że nie zrozumieli, co oznacza “z całą jednostką”?
- Urządzenia są małe, celowo przypominają zwyczajne instrumenty, porównywalne do gwizdków… Kołatek. - znów nie była pewna, czy dobrze przetłumaczy porównanie, zresztą żaden istniejący instrument do końca nie odpowiadał tym drobnym, precyzyjnym tworom spaczinżynierii. - Niepozorne. Przy przypadkowym użyciu, gdyby pomylić je z gwizdkiem, będą zepsute, nieme. Ludzkie ucho nie rejestruje wibracji w tym zakresie. Hybryda wyczuwa. Metal zawsze wydaje się zimny i opalizujący, ale pomiary nie wykażą także różnic temperatury - celowo dodała prawdziwy, lecz trudny do zauważenia szczegół. Fryce, pomyślała, wasi “Fryce” wykazaliby więcej ostrożności. I wiedziała, że się oszukuje.

- Zabrzmiało jakby było więcej urządzeń. - Noemie spojrzała na Niemkę podejrzliwie. Czego by nie dotyczyły badania na tej łajbie… to mógł być powód czemu ich tu przysłano. - Przybyłam tu rano. Nie wiem czy zauważono twoje wyjścia… nie wiem też kto przeżył przejęcie statku. Teraz jednak chcę by moi towarzysze wyszli stąd cało.

- Są dwa, osobne. Jedno woła. Drugie odstrasza- sprecyzowała Birgit i kiwnęła głową. Nie była pewna, jak oceniać tę kobietę z dystynkcjami kapitana, przysłaną gdzieś z “góry” w sprawie Alstera, ale ostatnia uwaga wywołała nikły, ostrożny uśmiech na bladych ustach Niemki. - Nasza załoga też nie zasłużyła na śmierć. To Theiss poświęciłby wszystkich w imię swojej fałszywej… - przygryzła wargi, okultystyczne rytuały jakich była świadkiem nie pozwoliły nazwać tego nawet ideologią, już nie - ... religii.

- I jeśli dobrze mniemam, Theiss ma oba urządzenia? - Noemie szła korytarzem rozglądając się uważnie i nasłuchując czegokolwiek co mogłoby się przebić przez odgłosy ich kroków.

- Najprawdopodobniej. Miał je zawsze, kiedy schodziliśmy do pojemnika, ale atak był zaskoczeniem - powtórzyła inżynier, nabierając przeświadczenia, że jeszcze wiele razy będą sprawdzać jej zeznania. - Hauptsturmführer rozkazał zniszczyć Konstrukt, zatopić, a nie wypuszczać go, więc pozostaje szansa, że nie wziął kontrolerów z kabiny. Bardzo mała szansa.

- Najpierw znajdźmy mojego towarzysza… - Noemie zawahała się. Wiedziała że kontrolery są ważne jednak… - Daleko do tej kajuty?

- Daleko - niechętnie przyznała Niemka. - Część mieszkalna załogi, w nadbudówce, zaraz za przejściem do mesy.
Starała się nie myśleć o tym wariancie, że gdzieś tam, zaopatrzony jednak w urządzenia Theiss jeszcze żyje i kombinuje jak pogrzebać ich wszystkich na dnie morza. Tylko, że nie wychodziło, a razem z Anglikami zagłębiała się znów w te same korytarze, tą samą pułapkę, z której kilkanaście minut wcześniej miała nadzieję uciec.
 
Vadeanaine jest offline