21 Brauzeit 2518 KI, dom zgromadzeń
Przemytnik skrobał dalej patyk pogrążając się w myślach. Sytuacja w Herrendorfie nie napawała optymizmem, ale stary traper jakoś nie do końca wierzył opowieściom miejscowych. Fakt, nigdy nie stanął twarzą w twarz z nieumarłym, ale zdążył się w życiu nasłuchać opowieści ludzi nieskorych do fałszu, a uczonych bardziej niźli chłopi z opuszczonej przez bogów wioski. Zdołał wywnioskować z tychże, iż nieumarli nie dysponowali intelektem większym niż za życia, więc sądząc po miejscowych, truposze jakie z nich powstawał musiał być głupsze niżli wspomniane kozy, więc nie skore do zasadzania pułapek i zapędzania uciekinierów na powrót do wsi, bo przecie jeśli kto głupi jak koza był, to i skomplikowanych gambitów niezdolny, więc tę opowieść można było włożyć między ludowe klechdy napędzane strachem. Zresztą jak miejscowy kapłan wysłał listy? Przecie nie wykrzyczał ich w powietrze i ktoś je dosłyszał w Remer, tylko młodego Odo posłał na koniu. Chłopi, jak to chłopi się po prostu bali. Nie zmieniało to faktu, że Franz wierzył, że nocami pod mury mogą podchodzić powstali z grobów martwi.
Nie wierzył też w to jakoby zjedzony wąż pokąsał kogo od środka do okrutnej śmierci przywodząc. Toż kmieć musiał gada wpierw pogryźć, bo w całości nie połknął, a powszechnie wiadomym było, że wapory ludzkie wszelakie jadło w gówno obracały, a gówna co gryzło, to jeszcze nikt w Imperium nie widział. Bujda to słowem być musiała, a kmiotki pewno tylko łakomie na kaczkę spozierały i apetyt Remerczykom odebrać chciały.
Mimo celnych spostrzeżeń sprawa i tak nie była kolorowa. Przecie czarodzieje, albo czciciele Morra nie zjawili by się tu bez powodu, a też pewnikiem nie skłoniło by ich do tego kilku nieumarłych. Tak czy owak, traper wolał się trzymać od spraw czarodziejów z daleka. Mógł zostać we wsi kilka dni w oczekiwaniu na magiczke. Mauer znał sędziegu Brunsteina na tyle, że wolał go ukontentować wracając do Remer ze szlachcianką, ale nie miał zamiaru zostać tu przesadnie długo.
- Obaczym co będzie. Nie wiem jak kompania, ale ja, jeśli pani Lautermann zechce zostać tu na dłużej, wracam do Remer, nic tu po mnie.