Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2019, 04:54   #126
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; Lofoty

Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 10:55
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, plamy światła i cienia, sucho, korytarz, bujanie fal


George (por. M.Finney), Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Alisha (bm H.Casey) i Birgit


- Tak panie poruczniku. Mam ruszać jak będzie pan na dole. - marynarz nadal wyglądał jakby wolał być wszędzie indziej na tym zdobytym statku byle nie tutaj. Gdy szedł w stronę oficera stawiał buty tak aby możliwie jak najmniej stąpać po świeżej, zaschniętej lub zasychającej krwi. Ale było to bezcelowe bo tych czerwonych plam było zwyczajnie zbyt wiele aby przejść między nimi suchą nogą. A im bliżej miejsca masakry tym było ich więcej. Więc w końcu buty marynarza, tak samo jak wcześniej oficera, zaczęły odciskać swój ślad w tych kałużach.

Z racji tego, że nie dało się jednocześnie używać karabinu i trzymać latarki to Dickson założył karabin zabitego kolegi na ramię i wrócił do swojego rewolweru. - O matko… - szepnął cicho gdy z mieszaniną odrazy i fascynacji przyglądał się w świetle latarki nieruchomemu ciału kolegi który zginął tak straszną śmiercią. Pewnie przeżywał teraz to samo co przed chwilą George który klęczał przy ciele denata. Tylko nie odważył się klęknąć.

Ale musiał przerwać bo porucznik Finney ruszył w głąb mrocznej wnęki gdzie były schody do góry i na dół. Tutaj już w ogóle nie docierało światło z jedynej lampy na tym korytarzu więc było już prawie kompletnie ciemno. Jedynie dzięki latarkom dało się coś zobaczyć. A promienie latarek ładnie oświetlały okolice ale właśnie poza owym promieniem światła było kompletnie ciemno. Do tego może to wyobraźnia i stres. Ale wydawało się, że im bliżej tej ciemności to tych metalicznych ech, trzasków, stuków, łomotów jest jakby więcej.

I rzeczywiście coś nagle zgrzytnęło. Akurat gdy George stanął na szczycie schodów i poświecił w dół. Czy mu się zdawało czy promień latarki złowił na podłodze jakąś plamę? Ale zanim zdołał się temu przyjżeć czy zejść nastąpił jakiś zgrzyt.

- Panie poruczniku! Drzwi! - zdążył cicho syknąć Dickson i przypadł za ten załom aby nie być widocznym na pierwszy rzut oka z korytarza. Widocznie ktoś nadchodził z tej samej strony co i oni nadeszli ale powtarzał się ten sam schemat jaki sami przerobili wcześniej. Czyli skrytego w mroku krańca korytarza i patrząc pod światło lampy, nie było widać z tego krańca korytarza.


---


Birgit znów pokonywała ten sam korytarz co pokonała go niedawno. Znów wrócili do tej klatki schodowej gdzie spotkała tego oficera co poszedł z jednym marynarzem dalej no a potem właśnie był ten korytarz co teraz szli. Tylko teraz pokonywała go w przeciwnym kierunku no i nie była sama.

- Tam dalej idzie się prosto aż do dziobu gdzie nasi pilnują Fryców. - odezwał się Casey gdy zorientował się dokąd idą. Niemce wydawało się, że rzeczywiście chyba jest jak mówi. Reszta Brytyjczyków szła po dwóch bo korytarz nie należał do zbyt szerokich. Akurat by mogły się swobodnie minąć dwie osoby albo ustawić żywy mur z trzech.

Sytuacja była dość nerwowa. Wydawało się, że za każdymi drzwiami czeka jakieś straszne nie-wiadomo-co. A po otwarciu okazywało się, że tylko następny, pusty korytarz. Jedne, drugie, trzecie drzwi. I w końcu Birgit, jeśli dobrze liczyła, to chyba były właśnie “jej” drzwi. Chociaż sama już nie była pewna.

Ale sytuacja szybko się wyjaśniła. Grupka prowadzona przez kapitan RN spotkała porucznika RN i przydzielonego mu do pomocy marynarza. Marynarz wyglądał blado. Ale po tym co znaleźli na końcu korytarza nie było się co dziwić.

- O mój Boże. - jeden z marynarzy przeżegnał się gdy zobaczył te zaschnięte, zasychające i całkiem świeże plamy i rozbryzgi krwi. Ślady ostatniej walki człowieka z… właściwie jeszcze nie było wiadomo z czym. Ale wyglądało przerażająco. W świetle kilku latarek ludzkie ciało zmieniło się w ochłap skrwawionego mięsa wciąż obleczone w poszarpany i zakrwawiony mundur oraz buty. W krwawych śladach na podłodze widać było odciski dłoni, smugi wyżłobione przez buty i ciało walczącego jeszcze marynarza oraz odciski butów ludzi którzy przybyli tutaj już po walce.

- Kto to? - Casey zapytał cicho jakby był w kościele albo obawiał się naruszyć spokój poległego towarzysza.

- Nie wiem. Chyba ktoś z dziennej warty. Trzeba by pójść do chłopaków i zapytać kogo brakuje. Albo sprawdzić książeczkę wojskową. - Dickson odezwał się podobnym tonem trochę kiwając w stronę drzwi jakie miały prowadzić w stronę dziobu. A książeczkę wojskową każdy żołnierz i marynarz powinien mieć ze sobą bo pozwalała na łatwe ustalenie tożsamości. No ale chyba mało osób miałoby chęć przeszukać kieszenie denata który był w takim stanie jak ten zmasakrowany biedak.

- Immaterium. - niespodziewanie szepnęła Alisha podchodząc do ciała i powoli klękając przy nim. Zaczęła wodzić dłońmi nad ciałem nie dotykając go i skutecznie przykuła uwagę chyba wszystkich ściśniętych w tym niezbyt szerokim korytarzu. Marynarze patrzyli to na nią to na siebie, to na oficerów nie wiedząc co jest grane. - Ale silne… Dawno nie czułam takiego stężenia… Chyba nigdy… - mruczała nie bardzo wiedząc do kogo czy może nawet sama do siebie. Sądząc po ruchach głów marynarzy i czasem widocznych w świetle latarek twarzach to nie mieli pojęcia co mają myśleć o tym wszystkim.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline