- Pod łóżka, dzieciaki – syknął Dietmar. – I cicho już!
Przez okna widział szkielety zbliżające się do budynku z każdej niemal strony. Tak jak w kopalni, odczuwał bardziej ciekawość, niż strach, i to dalej niepomiernie go dziwiło. Stwory nie zwalniały i tak, jakby jakoś wyczuwały obecność ludzi rozpoczęły próby dostania się do budynku. Ich bronie powoli odłupywały drewno z okiennic i drzwi. Jeden z martwiaków walił w drewniane zasłony tuż pod oknem sypialni, gdzie Rache pokierował starców i dzieci. Cyrulik cichutko otworzył to okno, podniósł ciężki gar i wystawił go na zewnątrz, nad kościotrupem. Powoli rozluźnił uchwyt patrząc jak kocioł leci w dół.
Stanął potem u szczytu schodów, gotowy do niesienia pomocy i łatania dziur w obronie tam, gdzie było to potrzebne. Na walce się nie znał, ale wypychanie grabiami napastników włażących przez wyrąbane otwory nie wymagało takich umiejętności.