Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2019, 18:09   #17
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Dziwne przypadki były zjawiskami dość powszechnymi w małym, własnym świecie Odysa. Będąc w gruncie rzeczy stworzeniem zakrzywiającym rzeczywistość, nikt nie mógł się dziwić, że przyciąga się dziwa na swoją orbitę. Mistyk milczał chwilę do telefonu.
- Zatem przychodzisz z własnej, niczym nie przymuszonej woli.
- Nie jestem przymuszony. - pewny podźwięk rozbawienia rozbrzmiał w głosie.
- Za to rozbawiony niewątpliwie - Odys nie zwalniał marszu, lepiej mu się myślało spacerując - brak imienia, telefon z brakiem numeru, a ja zawsze myślałem, że to mistycy idą w efekciarstwo - uśmiechnął się pod nosem.
- A czy uwierzyłbyś, gdybym ci imię i numer dał?
- Z apostołów to wolę raczej Tomasza. Nie zaszkodzi jeden spróbować. Co to za draka?
- Draka? To wy tu przyjechaliście niezapraszani... - odparł flegmatycznie.
- Wypraszam sobie, zostałem zaproszony - Odys powiedział swobodnie lecz z pewnym oburzeniem.
- Przez kogo?
- A uwierzyłbyś?
- Może przez Joyce'a Lynna?
- Pudło - chórzysta uśmiechnął się pod nosem - czym zawdzięczam twe zainteresowanie?
- Jesteś tu i innych magów sprowadziłeś. Dziwne, ale wcześniej unikano Liverpoolu.
- Faktycznie, bardzo nurtujący temat - Odys mimo rozmowy przez telefon wzruszył ramionami - widać wiesz więcej niż ja.
- Okazałem choć trochę dobrej woli... i pozwoliłem wam na ewakuację. Dam jeszcze radę - ewakuujcie się z miasta. - mruknął - Chyba, że twoja fama nie pozwoli ci na rozsądek, Odysie Żelazny.
- Pycha kroczy przed upadkiem - chórzysta powiedział spokojnie, z flegmą - szczerze dziękuję za radę, mam nadzieję, iż i ona, i postępowanie wasze było z dobrego serca - w głosie chórzysty nie brzmiała kpina - w takim wypadku macie tam na górze plusika - mruknął lekko - nie omieszkam przemyśleć.
- Mam nadzieję, że nie będzie potrzeby kolejnej rozmowy.
- Prawdę mówiąc, korci mnie - chórzysta spoważniał - chciałbym was jakoś nazywać. Tylko proszę - powiedział dziwnie łagodnie - bez przyjaciel i innego efekciarstwa.
- Brian Bailey. - głos znowu stał się rozbawiony, choć w milszej nucie - Moim przyjacielem nie jesteś, przykro mi.
- Nie bądźmy tacy kategoryczni - Odys uśmiechnął się szczerze - jeśli nic więcej do mnie nie macie, to do usłyszenia… przyjacielu.
Po tych słowach połączenie zostało przerwane. Odys włożył telefon do kieszeni. Chwilę milczał, spoglądając na Domonika, potem na taksówki, na niebo, potem na ziemię.
- Jakbyście nazwali tego z kim rozmawiałem, Domimiku?
Chórzysta zapytał zmierzając w stronę taksówki.
- Wrogiem? - zaryzykował Dominik, który tylko częściowo słyszał co tamten mógł mówić.
- Pomyśl dalej - chórzysta powiedział spokojnie wsiadając do taksówki.
- ...zdrajcą?
- Ciepło - Żelazny uśmiechnął się szeroko.
Podczas jazdy taksówką gestem poprosił Domnika o chwilę spokoju. Położył na kolanach telefon. Chwilę się mu przyglądał, czy raczej słuchał. Muzyka sfer nie była prawdziwym dźwiękiem, nawet radio wygrywające nazbyt skoczne melodie nie przeszkadzało… aż tak bardzo. Wszak komfort osobisty też się liczy.
Cisza. Zbyt cicho, nazbyt spokojnie. Brak pogłosu muzyki sfer, ani przy urządzeniu, ani przy nich. Odys zamyślił się chwilę. Czyżby środki zwyczajne?
To znaczyło, iż rozmówca był sprytniejszy niż typowy technomanta. Chórzysta plany pełnego wyśledzenia musiał odłożyć w dalszą przyszłość. Łatwiej było podążać za usłyszanym dźwiękiem, a jeszcze łatwiej gdy ktoś już bariery odległości naruszył.
- Masz bardzo twórczą wyobraźnię, Domniku. Gratuluję.
Odys włożył telefon do kieszeni. Po jego minie widać było, iż intensywnie myśli. Mało kto, nie dotykający prawdziwej mądrości, takiej, którą można tylko zdobyć przez kręte, kabalistyczne ścieżki między konarami drzewa życia, zdaje sobie sprawy jak wielkim, intelektualnym wysiłkiem jest ta podróż.
שטן
Przeciwnik, oskarżyciel, wróg. Liczby przypisane literom fruwały w ekranie umysłu chórzysty. Skojarzenia. Pisma, archetyp wroga. Liczby, liczba bestii będąca liczbą człowieka.
Pan kłamstwa.
Kłamstwo.
Nie wróg.
אִישׁ־קְרִיּוֹת
Apokryficzne mądrości niosły nie mniej prawdy niż oficjalny kanon. Świat traktował ewangelię Judasza za ciekawostkę. Nieco bardziej uczeni wspominali, iż tego typu ewangelii powstało bardzo dużo. Odys wertował w pamięci stronice tego gnostycznego pisma. Werset piąty, zapamiętać cyfry liter. Werset drugi, użyć tych cyfr i odszukać odpowiednie słowa.
Zmień.
Powtórz.
Szukaj.
Judasz.
Nazwy portowych ulic układały się w zawężający półkrąg. Kolejne podmiany, mistyczne kalambury. Centrum w magazynie. Chórzysta uśmiechnął się. Jeśli nie był to ślad wyłącznie pośrednika, to była to dobra wiadomość. Czuł, iż ludzie z miasta mają inne podejście od tych z wyspy.
- Macie dryg do nazw - Ulisses powiedział raz jeszcze do polaka - rozgościłeś się już w mieście?
- Tylko pobieżnie poznałem kawałki centrum. - przyznał Dominik.
- Mam zarobaczony telefon. Przydałoby się załatwić go tak aby dał radę dzwonić ale się nie rejestrował w stacjach - powiedział z zadumą.
- Nie masz kontaktu z żadnym Wirtualnym?
- Na taką robotę nie trzeba adepta - Odys wyminął - nie tutaj, nie blisko, niestety. Mógłbym sam to zrobić, ale wolałbym nie.
- Byłbyś w stanie? - zainteresował się Dominik.
- Jeśli poświęciłbym na to wystarczająco dużo czasu i zasobów. Wolę jednak zostać przy ewentualnym porwaniu auta czy serwisie turbin - mrugnął do Dominika.
- Więc co robimy?
- Jedziemy taksówką, jak zapewne widzisz - powiedział dziwnie poważnie.
- Cwane... - mruknął - Jeżelibyś nie znalazł nikogo, kto by pomógł z tym telefonem... - zaczął niechętnie - ...to ja mogę pomóc.
- O tym też myślałem - Odys powiedział spokojnie - zakładałem, iż jeśli nie są to twoje własne zdolności, to na pewno kogoś znasz.W każdym razie, przyda się - dodał łagodniej - będzie trzeba coś zjeść, z planów na najbliższą przyszłość. Będę musiał też odwiedzić pocztę. Ty masz jakieś potrzeby?
- Raczej nie... Zgłosiłem się na ochotnika do pilnowania dziś technokraty. Będzie problemem?
- Wątpię. Najpierw z Joyce będę musiał porozmawiać, jeśli pozwolisz. I - zastanowił się - raczej nie częstuj go alkoholem. Wiem jak wy Polacy lubicie nawiązywać kontakty, ale jest zbyt rozchwiany emocjonalnie na to.
- Bardzo został złamany?
- Nie złamał się - Odys powiedział spokojnie - co nie znaczy, że go poważnie nie zarysowano. Wygląda na to , że naruszyłem mu systemy kontroli emocji.
- Czyli może zacząć niekontrolowanie płakać bez powodu? - mruknął Dominik - On pewnie nie pamięta czym są emocje.
- Może - Odys spojrzał za okno, jakby w oczekiwaniu na dojazd na miejsce. - Spokój nie zawsze jest zły.
- Myślisz, że przez niego technokracja nas znalazła? - skrzywił się - Może Morris ma problemy przez niego teraz.
- Wtedy byliby dużo lepsi niż my. Zdarza się.

***

Taksówkarz nawet nie spojrzał się na nich dziwnie gdy Ulisses płacił mu za przejazd. Co jak co, ale taksówkarze, obok paserów i prostytutek, byli najmniej podatni na dziwnie się “kosmicznym” klientom. Dalsze kroki dwójka magów pokierowała na pocztę, gdzie Odys zdeponował w skrytce wyłączony telefon, upoważniając do odbioru, poza sobą, Morrisa i Dominika. I tak nie miał tam ważnych danych. Z racji krótkiego używania nie był on z nim bardziej przywiązany niż z płytą chodnikową którą przeszedł w drodze na pocztę, zatem użycia magycznego nie bał się. Prawdą było, iż chórzysta telefony zmieniał nie wolniej niż paszporty. Potem kupił kolejny, prepaidowy telefon w lombardzie.
Resztę czasu spędzili z Dominikiem na niezbyt wykwintnym obiedzie w postaci kupionego za rogiem kebaba którego konsumpcję umilili sobie karmieniem gołębi oraz dyskusją o przekłamaniach hagiograficznych. Chórzystkę widać bardzo bawiły legendy o niektórych postaciach historycznych, a Polak okazał się dobrym kompanem do rozmowy.
Odys za bardzo nie przejmował się losem pozostałej ekipy. Przywykł działać samemu, a gdy już miał kogoś u boku, to były to albo osoby które miał w opiece, lub magowie co najmniej równi mu w obyciu, jeśli nie lepsi. Pozostały czas spędzili w bibliotece.

***
- To była magya.
Dominik bardziej stwierdził niż zapytał siedząc na stanowisku pasażera w wypożyczonym wozie. Odys prowadził auto spokojniem, nie śpiesząc się na miejsce zebrania.
- A to jest samochód. Lubię grę w stwierdzenie oczywistości…
- Nie o to mi chodziło - Polak pokręcił głową - to nie był umysł. Facet mylił się gdy spisywał umowę, zapisał złe nazwisko, gadał też tak trochę dziwnie. Był przy tym zbyt naturalny.
- Umysłem też się tak da - Odys odpowiedział z lekkim uśmiechem - na co zatem stawiasz?
- Entropia.
- Jeśli faktycznie wydedykowałeś to tylko po jego zachowaniu, bez magy, to będą z ciebie ludzie - zaśmiał się lekko.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online