Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2019, 09:12   #52
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Cicha pieśń wypełniała Sanktuarium melodią splecioną z kilku współgrających harmonijnie głosów. Przeplatały się one i uzupełniały wzajemnie, tworząc kompozycję o smutnym, choć pięknym brzmieniu. Klęczącej na podłodze Alecto modlitwa zwykle wystarczyła, aby uspokoić myśli i wprawić umysł w stan medytacji… lecz dziś miała z tym problem.

Dziś modlitwa śpiewana przez sługi gotujące ją do podróży przepływała gdzieś obok, gdy Nawigator błądziła myślami wokół martwego statku. Podczas całej ceremonii patrzyła na siebie gdzieś z boku, jak jej ciało zostaje umyte w odżywczej kąpieli, a żyły wypełniają kolejne porcje farmaceutyków, mających wspomóc śmiertelnika w wyprawie przez Morze Dusz.

Sylwetki noszące szaty z symbolem Domu Xan’Tai kręciły się wokół niej, modląc się o łaskę powodzenia, bezpiecznego rejsu i wstawiennictwa Boga Imperatora w tym nie najbezpieczniejszym ze sposobów podróżowania. Ona zaś nie umiała pozbyć się gorzkiej myśli, że los bywał przewrotny.

Nie znała Cymbry z Domu Modar, lecz ponoć znaleziono jej ciało - martwą, pustą i zimną skorupę ogrodnika, który już nigdy nie będzie przemierzał ogrodu Pustki. Myśl ta wywoływała smutek na bladej, spiętej twarzy trójokiej. Kiedyś jako dziecko chciała, aby po śmierci spalono ją, a popioły rozsypano w kosmosie… niestety dość szybko wybito naiwnemu smarkowi podobnie nieprzystojne myśli. Rytuały wszak stanowiły istotny element kultury każdej nacji, należało je szanować. Nieważne czy osobiście się je popierało, czy nie. Chodziło wszak o tradycje.

Kobieta otworzyła oczy, wieszając pusty wzrok na kombinezonie leżącym tuż obok. Jeszcze chwila, parę dźwięcznych wersetów i sługi ubiorą ją, aby zaprowadzić do kokonu. Bóg-Imperator pozwoli, uda się bez przeszkód dotrzeć na miejsce docelowe… o ile nie napotkają w ogrodzie na Burzę… bądź inne zakłócenia będące śmiertelnym niebezpieczeństwem.

Tym bardziej w tej sytuacji Alecto powinna się wyciszyć, lecz szło opornie. Przeszkadzała w tym jeszcze jedna osoba, której obraz raz po raz pojawiał się w jej myślach. Osoba zapewne siedząca teraz w swoich komnatach i usilnie próbująca wymyślić sposób na obrócenie znaleziska w postaci martwego nawigatora na korzyść rodu Corax.

Chociaż wielce prawdopodobne, że seneszal skakał teraz wokół zawiniętego w całun trupa, sprawdzając czas i powód zgonu, aby w liście kondolencyjnym móc ułożyć odpowiednio kwieciste zdania, motające rzeczywistość pod jego dyktando. Taki właśnie był największy problem kontaktów z Christo Barcą: jedno myślał, drugie mówił, trzecie robił, czwarte zlecał za plecami… taką miał fuchę, jednak ilość paranoi drzemiąca w jego ciele czasem zdawała się wystarczyć do obdzielenia nią całego Błysku wraz z jego pasażerami.

Ciche westchnienie wyrwało się z piersi mutantki, gdy delikatne ręce stanowczo ujęły jej przedramię, wbijając w nie igłę. Powieki zjechały nisko, zamykając ponownie oczy, a oddech się ustabilizował. Za dużo ostatnio myślała o sprawach, na jakie nie miała wpływu. Winna pilnować własnych obowiązków, na nich się skupić… choć nie umiała nic poradzić na to, że lubiła obecność pięknych przedmiotów. I ludzi.

Modlitwa sług powoli cichła, któreś sięgnęło ku uniformowi Nawigatora. Alecto z Domu Xan’Tai wstała, pozwalając się ubrać. Zbędne rozważania uleciały w bok, niknąc pod natłokiem aktualnych obowiązków. Nie wiadomo kiedy Nawigator zaczęła powtarzać niemo modlitwy, gotując się do żeglugi już bez rozpraszania uwagi.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline