Luthko urwał szybko nitkę od koszuliny i uwiązał ją do niskiej gałęzi nadrzecznej olchy. Nie był pewien czy postać, którą widział to iście Światko. Za daleko było by dojrzeć a i szansy przyjrzenia się nie miał wystarczającej. Dumał przez parę oddechów i czuł jak mu w klacie serce dzwoni mocniej. Bo jeśli to nie ogłupiały Światko... to iście to potwór mógł być. Ale jako ten boguśkowy nic a nic nie wyglądał.
Znówże więc dylemat piwowarczyk miał. Wujo prawił, co by z tymi z lasu nie gadać, a w tył na zad i pędem doma. Magister z kolei, że jako czego nie wiesz, to nie mędrkuj, a tego co wie pytaj.
Ostatecznie Luther Grolsch upewnił się, że tatowska siekiera jest na miejscu i odetchnąwszy kilka razy...
...wyszedł z kryjówki.