Franko stał niczym zwycięzca na stosie moknącego w wolno padajacym śniegu narkotyków. . W bezrękawniku z kapturem naciągniętym głeboko na twarz i ozdobioną kościami chustą wysoko naciągniętą na twarz. Wyglądał niczym zwycięski luchador na ringu..
- Zabezpieczcie to białe gówno i skujcie wszystkich leżących. My się zbieramy. - Machnął ręką na zgromadzonych. - Jak chcecie możecie sobie wszystkie zasługi przypisać. Ale zróbcie wszystko by te prochy nie wróciły na ulice.
Stanął przed swoim gruchotem. Wyglądał... źle... Rozbite szyby, cały przerysowany bok i lusterko wiszące na kablach. Wielki Włoch westchnął i wsiadł za kierownicę. Auto jęknęło chyba głośniej od niego. Przekręcił kluczyk i auto zaskoczyło.
Ruszył zanim nadjechało więcej radiowozów... |