Damien wsłuchiwał się uważnie w słowa sołtysa, a gdy ten skończył rzekł do Joachima: - Zrób, jak powiedział. Zajmij miejsce na jednej z wieżyczek, wydaje mi się, że to jedna z lepszych pozycji, aniżeli drabiny. Ja, razem z Kurganem, - przerwał na chwilę i spojrzał na niego, na co tamten mu tylko przytaknął - pójdziemy jako ochotnicy. I pamiętaj, uważaj na siebie. A w razie, gdyby sytuacja była naprawdę kiepska... nie zawahaj się uciec i nie przejmuj się mną. - zakończył, spoglądając ponuro w ziemię. - Nie jestem tchórzem! - zerwał się Joachim, jakby niedowierzając słowom Damiena. - Przecież... - Wiem, ale proszę cię, abyś mnie posłuchał. - przerwał mu.
Na chwilę zapadła cisza, a Joachim toczył wewnętrzną walkę z samym sobą. - Dobrze, zrobię jak powiedziałeś. - rzekł, po czym ruszył zająć miejsce na pobliskiej wieżyczce. - Reszta, z wyjątkiem jednego z siekierą ma zostać tutaj! - wrzasnął do reszty swoich ludzi. - Kurganie, wybierz tego, któremu szło najlepiej podczas treningu i staw się z nim u Steliosa. Będę tam na was czekał. Pokażemy tym głupcom, że tak łatwo z nami im nie pójdzie. - uśmiechnął się krzywo, po czym ruszył w stronę Steliosa.
__________________ Jest jeden wielbłąd,
Do jednej igły ucha,
Nieliczni zbawieni...
Licznych Bóg nie słucha! |