Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-11-2019, 13:21   #53
Cane
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Kapłan przyglądał się jak płomień świecy powoli zaczyna gasnąć. Knot jarzył się jeszcze jaskrawie, jak by próbował błyszczeć najjaśniej jak tylko potrafi, zanim na stałe zanurzy się w ciemnościach a jego resztki szczernieją i rozpadną się na wieczność w proch. W ostatnim zdawało się momencie, misjonarz przytknął drugą świecę, odpalając ją od resztek płomienia. Trzymaną gromnicę ustawił solidnie w miejscu poprzedniej, wtykając ją w zastygający powoli wosk. Kapłan rozejrzał się po świątyni. Tysiące takich właśnie świec zaścielało ołtarz Imperatora. Kilku wiernych, nieświadomych tego że są obserwowani, czyniło podobnie jak kapłan, szukając wolnego miejsca dla swych nowo rozpalonych płomieni. Ahalion spojrzał jeszcze raz na posąg swego boga. Nie bał się go, choć wiedział, że powinien. Tak go uczono. By inni też sie bali. By tego ich nauczał. Kapłan podniósł się z klęczek i czyniąc znak Aquili, zaczął błogosławić tych, kótrzy zgromadzili się przed ołtarzem. Nigdy wcześniej tego nie nie robił. Nie w ten sposób. Nigdy bez całej otoczki której wymagało Ecclesiarchy. Nie był pewny czy tak to powinno wyglądać ale wierni przyjmowali go. Łaskę Imperatora, przekazywaną przez Ahaliona.

Ahalion Cane siedział teraz w swojej kajucie. Czuł się dobrze. Jak by ostatnie wydarzenia pozwoliły mu dodać następny element do dziwnej układanki. Kapłan próbował skupić się na przedmiotach, niedawno dostarczonych do jego kajuty przez jednego z marynarzy. Oglądał je z każdej możliwej strony, szukając wskazówek do kogo mogły kiedyś należeć. Czemu jedne nosiły ślady uzytkowania a inne nie? Czy były czyjąś osobistą własnością czy znaleziono je w ogólnym magazynie? Mężczyzna westchnął głęboko. Wtedy też długo rozmyślał, gdy poproszono go o posegregowanie przedmiotów poległych braci. Niektóre trzeba było oddać, inne odesłać lub zniszczyć, tylko kilka można było zatrzymać. Cane zacisnął dłonie w pięści a jego brwi ściągnęły się pogłębiając tylko cienie, w których chowało sie spojrzenie kapłana. Potrzebował Marcusa. On zawsze pomagał mu się skupić. Od kiedy pamiętał.

W sali treningowej nie było nikogo, orócz na w pół nagiego mężczyny pokrytego tatuażami. Jego słowa z cichego szeptu przerodziły się w głośną modlitwę.
- Niech jego gniew wypełni moje serce. Śmierć, wojna i krew; w zemście służę Imeperatorowi. A jego Imię... - reszta słów zginęła w warkocie odpalonego chainsworda.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius

Ostatnio edytowane przez Cane : 07-11-2019 o 13:30.
Cane jest offline