— ...po zimnych stopach gładzić, a kiedy sen mnie zmorzy albo zaleję się łzami, długo po czole miedzianym ciepłymi wodzić ustami... — dokończyła Sathara, porzucając szybko broń i łapiąc upadającą kobietę. — Cholerne zagadki, nigdy nie byłam w nich dobra. Te niby-wilkołaki napadły ją na szlaku, tyle że wtedy było ich tylko pięciu. Pewnie jest z niej jakaś nimfa, wróżka czy inna zjawa, ale groźna to ona nie jest. A już na pewno żadna z niej służka mrocznej magyji, czy co tam seplenił o niej ten facet. Więc zamiast się na nas drzeć, jakbyśmy bogi jedne wiedzą co zrobili, pomoglibyście nam! |