21 Brauzeit 2518 KI, domostwo Valdemara
Czarny motyl przysiadł na palcu Olivii, zamknął i otworzył skrzydła, wzbił się i przelatując nad głowami obecnych, sycił słowami ponurej legendy, gdy znów powrócił do dziewczyny na prószonych pyłkiem skrzydełkach malowała się wrona, mistyfikacja, straszydło, z dłoni na głowę i urósł, podobnymi wachlarzom skrzydłami otulił młodą czarodziejkę welonem niepewności.
Nie zdążyła w porę zdjąć maski, by coś powiedzieć, nagle porzucona przez czarodziejkę, na rzecz śniącego blondyna. Szarpała się z zapięciem, nieładnie i nerwowo, na oczach kapłana i morrowian. Kiedy wreszcie uwolniła usta, z pod maski wyfrunęła ćma, owad ominął pierwszy i drugi kaganek i spłonął w trzecim, w co wpatrzeni byli wszyscy obecni.
Olivia uśmiechnęła się nerwowo. - Spaliła się, śmieszne, nie? - Niezgrabnie podeszła do kapłana, spojrzała w wyblakłe oczy starca, jakby chciała wyczytać ile jeszcze księżyców mu zostało. - Kiedy? - spytała - Kiedy mur wystawiono? Dawno? Przed Arforlem jeszcze? - widząc zaś opuszczających pomieszczenie towarzyszy Leta, zwróciła się w ich stronę - Proszę zaczekajcie państwo! Na dwa słowa. Wiem, że służyć przybyliście, ale służyć trzeba głową. Proszę! - chwyciła spojrzenie kobiety - przeniosła się do starca - Kiedy mur, kiedy Arforl? - czule ujęła pomarszczoną, bladą niczym wosk twarz sigmaryty, przeniosła prawą dłoń niżej pieszcząc starcze palce, same kości i skóra. - Niosę światło w gęsty mrok, niosę życie gdzie go brak. Cienie zmienię w boski blask, przeżyje smok i ptak. - sama się popłakała
Trzeba było zostać aktorką, zamiast głupio.. - pomyślała
- Państwo radzą jak ocalić życie wszelkie i klątwy zdjąć, a powiedzcie mi proszę jak przeżyć noc, jeśli niemartwi przyjdą - rzuciła do odzianych w czerń, ale ci ja zignorowali.
Później bardzo długo szukała domu zgromadzeń, próbowała zabłądzić, jakby było to możliwe w tym miejscu. Panna Hochberg pragnęła zgubić się i znaleźć w chlewiku wieprzy Oufnira, zastać tam pijanego Hansa Hansa i obrzucać się wyzwiskami. Znalazła Hansa, załatwiał potrzebę pod lepianką, lecz wciąż była Herrendorfie, a wedle słów kapłana i wieśniaków otaczali wioskę nieumarli. Chwilę jeszcze delektowała się obserwując oprycha z ukrycia , wyobrażając sobie, że jest w Remer. W końcu poszła zmierzyć się z towarzyszami i prawdą, którą zdecydowała się im przekazać.