Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2019, 00:09   #129
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 1940.IV.12; pt; przedpołudnie; godz. 11:00
Miejsce: Pn. Norwegia; Lofoty; Selfjord, “Alster”
Warunki: chłodno, plamy światła i cienia, sucho, korytarz, bujanie fal



George (por. M.Finney)


George znów został sam z trzema marynarzami z załogi pryzowej. Dickens, McDowell i ten trzeci jaki przyszedł razem z resztą grupy “kpt. Perry”. Teraz grupka prawie w tym samym składzie wracała korytarzem tylko z tą nieźle znającą angielski Niemką zamiast tego trzeciego marynarza. Przez chwilę szli korytarzem zanim znów nie pochłonął ich mrok drugiego końca korytarza. Potem jeszcze tylko mechanizm otwieranych a potem zamykanych drzwi i te głuche, metaliczne trzaśnięcie. Jakby zatrzasnęło się wieko jakiej pułapki. Z czwórką Brytyjczyków w środku. No ale przecież mieli swoje zadanie do wykonania.

Czwórka mężczyzn w mundurach Royal Navy przeszła obok poszarpanego ciała zabitego kolegi. Alisha litościwie przykryła denatowi twarz chustką to przynajmniej nie trzeba było teraz patrzeć w jego nieme oczy i podobnie krzyczące usta. We czterech znaleźli się w tej wnęce ze schodami i porucznik po krótce przedstawił im swój plan. Nieco zmodyfikowany skoro było ich teraz czterech a nie dwóch. Ale mieli trzy latarki. McDowell szedł zaraz za oficerem a pozostała dwójka miała zejść chwilę później.

George który schodził jako pierwszczy czuł ten znajomy ucisk w żołądku. Gdzie ciało ulegające pierwotnym instynktom spodziewało się ciosu. Może pięści, może buta no a może postrzału. Oficer słyszał jak po mrocznym pomieszczeniu odbijają się kroki jego i McDowella gdy ostrożnie schodzili po tych metalowych stopniach. Zdawał sobie sprawę, że nie ma szans aby wejść z zapalonym światłem niezauważenie. Jeśli krył się tam ktoś z bronią musiał ich widzieć. Ale strzał nie padł. Ani gdy zaczynali schodzić, ani gdy byli w połowie schodów ani gdy w końcu stanęli na podłodze tego pomieszczenia. To chyba był jakiś magazyn bo wszędzie widać było rzędy skrzyń z niemieckimi napisami i charakterystycznym, niemieckim orłem z rozpostartymi szeroko skrzydłami. Całe rzędy skrzyń. Jedne ustawione tak, że sięgały może do pasa, inne były prawie pod sufit. Niefortunne miejsce do przeszukiwania, zwłaszcza po ciemku, za to bardzo ułatwiające ukrycie się. Stosy skrzyń dzieliły przestrzeń na wąskie alejki. Aby utrzymać je w pionie były powiązane parcianymi pasami i siatkami. Wszystko to cichutko ale nieustannie skrzypiało i trzeszczało tak samo jak nerwy czwórki mężczyzn.

Widząc, że do pierwszej dwójki nikt nie strzela na dół zeszła druga dwójka. Ale wąskie przejścia między stertami skrzyń i tak zmuszały aby iść pojedynczo. Zwłaszcza McDowell i George byli niejako na siebie skazani bo mieli na dwóch tylko jedną latarkę.

W świetle latarek okazało się, że pomieszczenie nie jest zbyt duże. Może jak dwa, połączone garaże, nie umywało się kubaturą do głównych ładowni jakie były na dole. Raczej pomniejszy, w skali pełnomorskiego frachtowca, magazynek. W którym Fryce nagromadzili te skrzynie. Jak się zorientował po jakiejś karteczce na jednej z nich chyba jakaś amunicja bo znaleźli napis “81 mm”.

Przechodzili między stertami niemieckich skrzyń stopniowo pokonując kolejne metry pomieszczenia i zbliżając się do przeciwległej ściany. George słyszał postępującego za sobą McDowella i wdział obok dwa kolejne snopy latarkowego światła pozostałych marynarzy. I niespodziewanie latarki zamigotały i zgasły.

- Co jest? - z ciemności dobiegł zdziwiony i zaniepokony głos Dickensa. I sądząc po odgłosach klepnięć chyba potrząsał swoją latarką aby pobudzić ją do życia.

- Zgasły? Wszystkie trzy na raz? - McDowell za plecami oficera też wydawał się podzielać uczucia kolegi. Zanim zapanowała konsternacja brytyjskich szeregach w ciemnościach objawił się nowy czynnik. George miał wrażenie, że nagle zrobiło się chłodniej. Jakby ktoś tuż obok otworzył drzwi do lodówki. A przecież przed chwilą jak latarka jeszcze działała widział, że są tu same skrzynie i żadnych lodówek! Ale to nie koniec. Poczuł drapanie w gardle tak, że musiał odkaszlnąć. McDowell też. I ci dwaj po drugiej stronie skrzyń.

- Niedobrze mi. - jęknął któryś a kto to George już nie był pewny. Słyszał w ciemnościach jak pozostali kaszlą czy spluwają. Jego też coś zaczęło mdlić, nie był pewny czy mu pociemniało w oczach czy to tak dlatego, że było po prostu ciemno. Wszystko nagle ucichło bo ciemność ożyła kolejnym dźwiękiem. Coś jakby chrobot. Chrobot pazurów po metalowej posadzce. I złowróżbny, zwierzęcy warkot.

- Co to było?! - któryś z marynarzy zawołał już wcale nie ukrywając swojego strachu. A co to było mógł się przekonać oficer. Coś tam przed nim zgrzytnęło, warkot nagle ucichł a on sam poczuł jakby w pierś uderzył go jakiś taran. Impet uderzenia przewrócił go na plecy a razem z nim McDowella który stał tuż za nim. Uderzył plecami o posadzkę i nogi przewracającego się marynarza ale to był mniejszy problem. Większy miał na sobie, na piersi, czuł na sobie szczęki bestii rwącej jego żywe ciało. Słyszał bestię i słyszał własne krzyki. Słyszał tętent krwi w płucach i to jak słabnie z każdym oddechem. Tracił siły ale zdawał sobie sprawę, że jeśli szybko czegoś nie wymyśli to skończy jak tamten marynarz piętro wyżej. Przecież nie był ani bokserem ani zapaśnikiem a w tych ciemnościach to kwestia czasu gdy ta bestia przerobi go na krwisty befsztyk!



Noémie Faucher (kpt. D.Perry) i Alisha (bm H.Casey) i Birgit



I znów wracali tą samą drogą jaką niedawno szli. Znów te same drzwi i korytarze,ten sam głuchy odgłos kroków niosący się echem po metalowym pudle jakim w gruncie rzeczy był korytarz. Tylko tym razem za przewodnika mieli schwytana przez George'a Niemkę zamiast brytyjskiego marynarza jaki przydzielił im na mostku porucznik Abbott.

Wrócili na te metalowe schody jakie w ciągu ostatniego kwadransa Birgit pokonywała chyba po raz trzeci. Ale dalej mogła wrócić na bardziej znajome rejony statku. Znaleźli się bowiem w nadbudówce jaka wznosiła się na śródokręciu górując nad podkładem głównym jednostki. Chociaż idąc schodami i korytarzami tego stalowego labiryntu w barwach arktycznej bieli trudno było to poznać. Niemniej właśnie w nadbudówce była część pasażerska tego frachtowca. I trójka pracowników Ahnenerbe uznano za na tyle ważnych, że dostali przydział w tej pasażerskiej części statku. Dla wszystkich bowiem nie starczyło miejsca więc większość żołnierzy obozowała gdzieś pod podkładem, w nie ogrzewanych ładowniach. Zresztą sądząc z tego co mówili Brytyjczycy nadal tak pewnie było. Ta pasażerka część statku przynajmniej była lepiej ogrzana niż pozbawione tego luksusu ładownie gdzie panowała temperatura podobna do tej na zewnątrz.

Milcząca mieszana grupka, prowadzona wskazówkami Birgit w końcu stanęła przed drzwiami kajuty jaką zajmowała razem z Kurtem. A sąsiednia należała do ich szefa. Tutaj inicjatywę przejęli Royal Marines. - Pani kapitan pozwoli. - odezwał się kapral dowodzący pozostałą dwójką. I poprosili aby pozostali cofnęli się na wszelki wypadek ze dwa kroki. W tym czasie jeden z nich wycelował swój karabin w zamknięte drzwi które Birgit wskazała jako swoją kajutę. Musiał stanąć przy samej ścianie korytarza a i tak nasadzony bagnet prawie rysował drzwi kajuty. Manewrowanie taką improwizowaną włócznią w tak ciasnych przejściach na pewno nie było wygodne. Pewnie dlatego dwaj pozostali wybrali rewolwery. Jeden stanął obok kolegi z wycelowanym w drzwi rewolwerem a drugi położył dłoń na klamce. Przez moment naradzali się niemo wzrokiem i na dany znak ten od klamki otworzył ją i pchnął drzwi do środka. Pozostała dwójka drgnęła szukając celów ale pchnięte zbyt mocno drzwi zaraz z powrotem się zamknęły. Ale nikt do nich nie strzelał ani oni do nikogo nie strzelali.

Pchnęli drzwi i we dwóch weszli do środka. Ten od klamki, kapral, został w wejściu obserwując poczynania swoich podwładnych. Jako, że kajuty były bardzo minimalistyczne to szukanie wroga szybko się skończyło. Właściwie ktoś mógłby ukryć się tylko pod jednym z dwóch łóżek albo w jednej z dwóch szaf. Jeśli tam kogoś nie było no to nie było. I widocznie nie było bo dwaj marines wyszli z kajuty a kapral zwrócił się do oficer.

- Tu nikogo nie ma. I “to” już tak było. - rzekł odchodząc od drzwi aby podążyć za swoimi ludźmi którzy szykowali się sprawdzić drugą ze wskazanych kajut. Co miał na myśli mówiąc, że “to już tak było” trójka kobiet mogła się przekonać gdy same tam zajrzały. To był istny kipisz! Jak po nalocie policji albo bardzo wkurzonych rabusiach. Wszystko powywalane,, ciuchy, torby, walizki, wszystko leżało w bezładzie! Birgit która znalazła się w środku bez trudu rozpoznała swoje rzeczy i niektóre rzeczy Kurta więc to na pewno była ich kajuta. Ale na pewno nie zostawiła jej w tym stanie! Odwróciła się do dwóch Brytyjek aby coś powiedzieć. Belgijka w brytyjskim mundurze weszła razem z nią, blondynka, z braku miejsca, została w wejściu, tak samo jak wcześniej kapral który właśnie ze swoimi ludźmi sforsował drzwi drugiej kajuty.

- Tu też nikogo nie ma! - doszło ich zza ściany. A w kajucie Birgit ta z trudem mogła szacować straty. Aż nie było wiadomo w co włożyć ręcę. Eksplozja przyszła niespodziewanie. Huknęło coś potężnie i bardzo blisko. Ludzkie krzyki utonęły w tej eksplozji to nawet jak ktoś krzyczał to nikt tego nie słyszał. Gorąca fala podmuchu wdarła się na korytarz i do kajuty z otwartymi drzwiami. Zdmuchnęła blondwłosą podoficer stojącą na korytarzu i dwie stojące w kajucie kobiety również. Dopiero gdy obie leżały na ziemi, gdy gwizdało im w uszach i wszystko wydawało się jakieś nierealistyczne dotarło do nich, że coś wybuchło. Coś bardzo blisko.

---


Kapitan Perry i Birgit pierwsze pozbierały się na nogi. No najpierw na czworaka a potem korzystając z podparcia ścian, łóżek i mebli na nogi. Zdawały sobie sprawę, że chyba są w szoku. Ale udało im się wyjść na korytarz. Najpierw natknęły się na nogi drugiej Brytyjki. Alisha leżała na korytarzu tam gdzie eksplozja ją rzuciła. Jęczała cicho i widać było na jej mundurze jakieś rozbryzgi. Trudno było teraz stwierdzić czy to krew, odłamki, jakieś paprochy czy jeszcze coś innego. Z drugiej strony leżał kapral. Ten co dopiero co krzyczał, że nikogo tu nie ma. Wyglądał o wiele gorzej. Eksplozja zdmuchnęła mu hełm z głowy i teraz leżał bezłwadnie na boku. Sądząc po rytmicznych ruchach piany na ustach i charczeniu jeszcze żył. Ale musiał być o wiele bliżej epicentrum wybuchu który chyba nastąpił w kajucie Theissa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline