Pod koniec drogi samochód zaczął trochę rzęzić, ale dotoczył się do bazy. Trzeba będzie zajrzeć mu pod maskę, bo najwyraźniej nie tylko szyby ucierpiały.
Max był już na miejscu, cały i zdrowy, jego podziurawiony i zakrwawiony kask leżał na stole warsztatowym.
- Szybko się dowiedzieli o naszej akcji - wskazał telewizor. Akurat leciały ujęcia z helikoptera krążącego nad wiaduktami obstawionymi radiowozami. Policjanci wielkości mrówek z iście mrówcza pracowitością ładowali wysypany koks do ciężarówki.
Wycieczka miejska komunikacja nocną była swoistą przygodą. Niczym wyprawa drużyny pierścienia przez górską przełęcz. Wiatr i śnieg wiały w oczy. Smarki zamarzały pod nosem niczym sople, ale mimo trudności po godzinie byli już przy Smoku. I nie było kolejki, mało było równie porąbanych osób, które o tej porze wychodziły z domu. Na parkingu stało kilkanascie przysypanych śniegiem samochodów i pięć niedawno zaparkowanych motorów crossowych. Silniki musiały im już wystygnąć na takim mrozie, ale śnieg nie opatulił ich tak jak samochody.
Wchodzili akurat, gdy wokalista zaczął gadać o dziewczynie, która znikła. O tej samej, o której wspominała Felicja. Gdy rozmarzły im oczy zauważyli, a w zasadzie Tommy zauważył, że sporo tu smutnych azjatów z zimnym wzrokiem. Spod podwiniętych rękawów widać było tatuaże smoków i demonów.
Gdy tylko zeszli ze sceny pojawiło się trzech ochroniarzy kazało się im zbierać. Nie chcieli robić scen w środku, ale coś mówiło Duncanowi, że na zewnątrz mogę mieć wiadomość do przekazania od nowych właścicieli. I nie będą to życzenia udanych walentynek...
Dziewczyny były wręcz blade. Dima i Shacka trzymali poziom, ale i p nich widać było, że przeczuwają trudności.