Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 20:21   #415
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Całkiem głęboko. Woda zaczęła sięgać jej do szyi w nagłębszym punkcie.
- Nie, jeszcze nie. W sumie ta opaska zaraz straci znaczenie - mruknął. - Bez obaw, zaraz się jej pozbędziemy.
Zrobili kilka kroków do przodu, potem nieco skręcili… Jennifer lekko zakręciło się w głowie. Wtem poczuła pod stopami schodki. Ich pojawienie było dla niej mocno niespodziewane i boleśnie przygrzmociła palcami o najniższy z nich. Syknęła tylko na krótkotrwały, przeszywający ból.
- Wchodzimy… i za chwilę obrócę cię do siebie - rzekł.
- Aha… - powiedziała tylko. Strasznie długo ją prowadził. Co to mogło być. Jaccuzzi? Zaczęła wchodzić po schodkach. Była więc znowu cała mokra, choć zaledwie niedawno brała prysznic. Jennifer niecierpliwiła się, chyba najgorsze było to, że nic nie widziała już od dłuższej chwili, nie wiedziała na co ma się przygotować, skoro cały czas nic nie widziała. Słuch nie dawał jej tyle informacji co wzrok.
- O tak. Dobrze - rzekł.
Wnet Jennifer poczuła za plecami zimną ścianę. To ją lekko zdekoncentrowało i nawet nie zareagowała, kiedy Zola chwycił ją za prawą dłoń i ją umieścił w górze. Wnet poczuła coś zimnego i metalicznego wokół nadgarstka. Rozległ się klik. Kiedy już jej uwaga była w pełni skoncentrowana na Zairze, ten już przetrzymywał ją za nadgarstek drugiej ręki.
- Spokojnie, to tylko kajdanki - powiedział tak, jak gdyby miało to ją uspokoić.
- Tylko kajdanki… Metalowe… Na tyle wysoko na ścianie, bym nie mogła ruszać rękami, które są moją główną bronią - zauważyła z przekąsem Jennifer. Spróbowała wyszarpnąć mu swoją drugą rękę. Może i obiecał jej alkohol za grzeczność, ale nie lubiła tego uczucia, kiedy tak się obezwładniało. Jej organizm naturalnie i instynktownie próbował się przed tym bronić, nawet jeśli ją to podniecało.
Jednak jedna jego ręka była silniejsza od jednej jej ręki… a drugą założył jej kajdanki.
- Świetnie - rzekł. - Jesteśmy na miejscu - powiedział.
Odwiązał jej przepaskę z oczu.

To było piękne pomieszczenie… system pomieszczeń… W nieskończoność ciągnęły się w każdą stronę metaliczne korytarze. Miały nieco niebieskawy, a nieco stalowy i zielony odcień. Znajdowało się tutaj wiele źródeł światła, ale każde z nich było słabe i dyskretne. Sama woda jednak zdawała się bardzo dziwna… Po pierwsze dlatego, bo była czarna. Wcale nie uznała ją za bardziej gęstą lub rzadszą od takiej zwykłej. Czy to po prostu jakaś naturalna mieszanka? Na przykład borowina? Była kiedyś w jednym ośrodku SPA na Węgrzech, w którym cała woda w całym basenie miała czarny kolor właśnie z powodu dodatku borowiny. Wygrzewały się w niej głównie stare babcie. Nastoletnia Jennifer robiła okrążenia tam i z powrotem na basenie olimpijskim. Jej tata pił drinki z najlepszym przyjacielem w barze na zewnątrz. Jak wiele zmieniło się od tamtego czasu… De Trafford posiadała wiele szcześliwych wspomnień, choć w tamtych czasach wcale nie czuła się szczęśliwa. Być może potrafiła dostrzec szczęście i docenić wiele rzeczy dopiero z upływem czasu.


Widziała plecy oddalającego się Zairy.
Zostawiał ją tutaj? Pierwsze co, Jenny zrobiła, to spojrzała na ścianę, do której była przyczepiona. Miała na rękach kajdanki, które przyczepiono do dwóch rur wystających ze ściany.
- Dokąd idziesz? - zapytała zaskoczona. Myślała, że ją chciał…
- Nie mam nastroju na jebanie - powiedział tak brutalnie, jak tylko mógł. - Będę pożerać cię wzrokiem - rzekł.
Przeszedł jeszcze jakieś dziesięć metrów. Doszedł w ten sposób do przeciwległej ściany. Woda musiała być tam płytsza, bo po prostu usiadł i wygodnie oparł się. Pewnie niegdyś wielu detektywów w ten sposób spędzało czas. Jennifer dostrzegła, że niedaleko Zoli znajdowała się wnęka. W środku stały dwa kieliszki, butelka coli, butelka whiskey oraz trzy miski różnych ciastek.
- Raj, czyż nie? - zapytał.
Jennifer spojrzała na niego. Na początku wydawał jej się brzydki, ale z biegiem czasu oswoiła się z jego oryginalną urodą. Uważała go za co najmniej interesującego pod względem fizycznym. Gdyby miała go jakoś opisać lub scharakteryzować… przypominał jej tych nowoczesnych modeli, którzy zostali dostrzeżeni ze względu na charakterystyczną, uderzającą urodę. Inną od wszystkich innych. Tak trafiali do vogue’a, albo na listę rankingową Nowych Twarzy na models.com. Zola bez wątpienia byłby w stanie ubrać najprostszą, białą koszulkę i sprawić, żeby zdawała się inna od wszystkich innych. Jednak Zaira w ogóle nie myślał o modelingu. Bardziej oddawał się gwałceniu, zabijaniu i innym tego typu uciechom. Był czarny i woda wokół niego była czarna. Wręcz zdawał się z niej wyrastać, zanurzony do pasa.
- Raj… - mruknął, uśmiechając się lekko.
- Fajnie… Że w twoim raju do ścian łaźni przyczepiane są blondynki, ale w moim raju można spotkać trochę inne atrakcje… Przecież ci nic nie zrobiłam, to jakaś kara? - zapytała lekko skonsternowana i zeźlona. On będzie pił whiskey i siedział w ciepłej wodzie, wcinając ciasteczka, niewiadomo ile, a ona będzie tu stać przykuta? Nie była transmisją telewizyjną z meczu piłki nożnej…
- Kara? W ogóle o tym nie pomyślałem… - mruknął Zola. Zagryzł wargę. - Naprawdę jest ci niewygodnie? Przecież tylko stoisz… z rękami w górze…
Zamilkł na chwilę.
- Mogłoby ci być dużo bardziej niewygodnie! - rzekł. - Znajdujemy się w podziemnych termach IBPI. To woda pochodząca prosto z geotermalnego źródła. Z samego serca Islandii. Gdybym nie rozcieńczył ją z zimną, pewnie by cię piekła. Widzisz, jak o ciebie dbam? - zapytał. - Bo sam jestem niewrażliwy na skrajnie zimne lub gorące temperatury - mruknął, nalewając whiskey do dwóch szklanek.
- Nie, że mi niewygodnie… Tylko ty sobie siedzisz rozjebany jak Włoski mafiozo w Rzymskiej łaźni, a ja stoję i patrzę jak wcinasz ciasteczka i popijasz alkohol… Nie żeby stanie było niewygodne… Wolałabym jednak też dostać ciasteczko… - powiedziała rozdrażniona, że zmuszał ją do mówienia czego chciała. Jennifer nie prosiła. Informowała o swoich potrzebach, a to i tak już uwłaczało jej. Ona sobie brała czego chciała, a nie musiała o tym mówić, żeby dostać. Znów się trochę bardziej gotowała.
- Jaka rozpuszczona królewna - Zola uśmiechnął się. - W porządku, księżniczko, dostaniesz ciasteczko. Prosisz, mimo że ja sam jeszcze nawet niczego nie spróbowałem… Po prostu stój i bądź piękna… - westchnął, zanurzając się głębiej. - To woda z domieszką Plazmy. Zregenerowałbym się nawet podczas normalnego odpoczynku, ale dzięki tej mieszance dojdę do siebie znacznie prędzej… - mruknął. - Wyobraź sobie, że przeżyłem wybuch pierwotnej, runicznej energii. Rozwalił mnie na milion kawałeczków. Ale dla mnie i tak boleśniejszy był twój wybuch. Zdawał się znacznie, znacznie gorętszy… - mruknął. - Gorący… Zdaje się, że jaki wybuch, taka jego sprawczyni - rzekł, pożerając wzrokiem jej piersi i biodra.
Jennifer poruszyła nadgarstkami. Sprawdzała, czy kajdanki serio dobrze utrzymywały jej ręce. Potem po prostu przestała się odzywać. Skoro miała stać i ładnie wyglądać… To po prostu stała. Nie była nigdy za bardzo zainteresowana tą częścią szkolenia z dobrych manier, które dotyczyły wszelkich zasad cudownego, wymuskanego wyglądu. Uważała, że wygląda spoko. Skoro on uważał, że była piękna… To nie musiała robić nic… I tak nie mogła. Widziała jego spojrzenie. Nie miał ochoty na jebanie… Tak powiedział, a wyraźnie widziała jak jego wzrok niemal odciskał ślady na jej ciele. Na swój pokręcony sposób… było to dla niej podniecające na tyle, że złączyła nieco uda. Była nieświadoma takiego odruchu.
- Nie rozumiem, czemu ci ludzie walczą i opierają się - Zola mruknął chyba bardziej do siebie. Wypił duszkiem prawie całą szklankę whiskey i dopiero odetchnął głębiej i zanurzył się aż po podbródek, obserwując Jennifer. Odniosła wrażenie, że patrzenie na nią skrępowaną jest dla niego dziwnie kojące i łagodzące wszelkie rany. - Czemu nie mogą po prostu umierać? Przecież po to się rodzą - mruknął pod nosem.
Jenny jeszcze raz poruszyła nadgarstkami, ale to sprawiło, że te ją tylko zapiekły. To były dobre, prawdziwe, policyjne kajdanki. Z metalu. Nie żadne puszkowe gówno zakupione przez internet. Jeśli się nie wierciła, to nie sprawiały jej bólu, ale jak wywijała kończynami górnymi, to wciskały się w jej skórę.
- Ja o to nie prosiłem…? - z jakiegoś powodu to zabrzmiało jak pytanie. - Chciałem tylko, żeby szybciej zbili mi PWF. Tamten facet powiedział, że to takie proste… zbiją mi PWF tak, jak tabletkami zbija się gorączkę. A potem nie powiedzieli mi, że to nic nie daje… a potem było już za późno… - ziewnął. Chyba alkohol i ciepło wody z leczniczą Plazmą wołały go do snu.
Jenny lekko zmarszczyła brwi. Zebrało mu się na zwierzanie? De Trafford nie przerywała więc i słuchała, choć szczerze, nie chciało jej się… Ale może… Jeśli zaśnie… Może zdołałaby się wtedy uwolnić? To był jakiś plan. Cierpliwie więc stała i czekała. Obserwowała go i czy Zaira zapadnie w drzemkę. Był zmęczony po walce, tak powiedział… Na pewno chciał spać… Czekała na to.
- To nasze przeżycia i otoczenie… nasz kształtują… - mruknął Zola. - My możemy jedynie postępować… zgodnie… z tym, kim jesteśmy…
Dokończył i zasnął.
Na serio zasnął. Chyba tego nie udawał, o ile to nie była jakaś chora gra, ale odniosła wrażenie, że nie. Mieszanka alkoholu, zmęczenia po walce, bezpieczeństwo podziemnych łaźni, o których prawie nikt nie wiedział… a może na serio nikt… Lecznicza, czarna woda, ciepło i spokój… To wszystko sprawiło, że Zaira zasnął. Ale Jennifer pozostawała związana kajdankami…
Jenny poczekała jeszcze kilka chwil, po czym spróbowała znowu obrócić nadgarstek, mimo bólu i dotknąć metalu chociaż palcami. Jeśli zdoła wysadzić choćby kawałek tych kajdanek, uwolni się. Szukała więc pozycji dla ręki, w której zdoła dostać się do metalu.
Próbowała to uczynić przez jakieś pięć minut… kiedy usłyszała dziwny, podejrzany dźwięk. Dochodził z wody… kątem oka ujrzała kilka bąbelków powietrza na środku czarnego basenu…
Zerknęła na wodę. Potem zerknęła na Zolę, czy nadal spał. Przestała się wiercić i obserwowała salę chwilę w ciszy. Dopiero kiedy upewniła się, że nic się nie dzieje, znów wróciła do walki z metalem.
Zaira cały czas spał. Jednak jakiś dźwięk dochodził spod tafli czarnej wody… Jennifer próbowała… jej palec wskazujący był tak blisko metalu! Trzy milimetry, może cztery… a jednak nie mógł przekroczyć tej granicy, bez względu na to, jak silna jej wola by nie była. Patrzyła na lśniący metal… kiedy nagle poczuła lepki, ciepły ciężar na stopie. Przypominał nieco koniuszek języka… dużego, bardzo ogromnego ozora…
Jenny to zaskoczyło i rzecz jasna zwyczajnym odruchem zaskoczonej osoby było szarpnąć się i poderwać ‘zaatakowaną’ nogę do góry. Spojrzała w dół, co też wywołało to dziwne doznanie. Przecież nie widziała wcześniej na ziemi nic tak lepkiego…
Spostrzegła, że z czarnej wody wyrósł jakiś kształt… który rzeczywiście nieco przypominał język, jednak był bardziej okrągły w przekroju… Dotykał jej stopy… Wysunął się nieco… i wtedy zrozumiała, że to była… macka? Skąd… Zaczęła owijać się wokół jej kostki, powoli pnąc do góry… Kiedy miała już mniej więcej dziesięć centymetrów długości, Jennifer ujrzała pierwsze limonkowe prążki…
Skojarzyła… Tak wyglądała zdolność Zoli, kiedy używał swoich mocy… Czarna w limonkowe linie… Przełknęła ślinę i spojrzała na niego.
- Hej! Zola?! Obudź się… - zawołała do niego, mając nadzieję, że to po prostu sen mu się wymknął spod kontroli i zaraz jak go zbudzi to Zaira pozbiera się do siebie… Drugą nogą spróbowała zsunąć z tej pierwszej mackę.
Udało jej się to… przynajmniej przez chwilę tak myślała. Wtem jednak macka uczepiła się jej drugiej nogi. Wytwarzała chyba jakąś lepką substancję, która pomagała jej przywierać do celu. A celem w tym przypadku była bez wątpienia Jennifer.
Zola nie odpowiedział, pogrążony we śnie. Nawet za bardzo się nie poruszał. Lekko rozwarł usta, oddychając przez nie. Gdyby kompletnie go nie znała i miała nieco inną naturę, pomyślałaby nawet, że wyglądał dość słodko i niewinnie.
Macka owijała się wokół nogi niczym pnącze. Im wyżej dochodziła, tym u podstawy wydawała się coraz grubsza i grubsza… Zdawała się silna i wytrzymała, a jednocześnie elastyczna i miękka. Bez wątpienia najbardziej jednak była chciwa. Wnet cała kończyna dolna de Trafford, mimo jej wyraźnych i uporczywych starań, została opleciona. Jednocześnie przy tym unieruchomiła ją. Macka była kompletnie czarna, nie licząc tych zielonych, świecących prążków. Kurczyła się w sobie i rozprężała. Była śliska, ale nie ześlizgiwała się z jej ciała… Jedna noga Jennifer była więc wolna, a druga przytwierdzona do podłoża. Jenny próbowała poderwać nogę, ale teraz sprawiało jej to nawet ból, tak solidnie przywarła do jej ciała ta macka.
Wnet ujrzała, że z wody zaczęła wyrastać druga…
- No chyba kurwa jakiś… Jakiś żart. ZOLA?! Zola! Obudź się! - zawołała, próbując go obudzić. Jej głos odbijał się echem od pomieszczeń. Nie bała się. Po prostu to było dziwne. Nie wiedziała z czego były te macki, a przede wszystkim, widziała dość słabej jakości porno w sieci, żeby wiedzieć, że coś takiego może próbować się do niej dobrać… A ona nie była fanką tego działu na Porn Hubie…
- Zola weź je! - zawołała i nim dotarła do niej druga macka już próbowała walnąć jej kopa, broniąc się przed nią.
- Mmm… - Zaira mruknął przez sen. Bez wątpienia śniły mu się same miłe rzeczy…
Kiedy druga macka zaczęła wspinać się po jej wolnej nodze, ta pierwsza zbłądziła w stronę jej odsłoniętego krocza. Nie było kompletnie niczym zakryte i nie musiała pokonywać żadnej bariery, żeby do niego dotrzeć. Lekko przesunęła kończynę Jenny w bok. Druga macka zaczęła to samo robić po przejęciu władzy nad jej kostką. Obie nogi de Trafford rozwarły się, a ona z trudem utrzymała równowagę. Gdyby poleciała, być może macki by ją przetrzymały… a być może nie. Byłoby to naprawdę bolesne dla jej rąk, gdyby to kajdanki zaczęły ją przetrzymywać bez udziału stóp blondynki.
Już teraz przez zmianę pozycji i rozchylenie nóg jej ciężar nieco bardziej oparł się na jej rękach i to zabolało otarte wcześniej nadgarstki. Syknęła. Poczuła, że jedna z macek znalazła sobie jej płeć i choć jeszcze nic nie zrobiła, to była niebezpiecznie za blisko. Jenny starała się uwolnić jeszcze nie przejętą nogę, albo chociaż złączyć uda. wierciła też biodrami.
- Puszczaj mnie… - nakazała mackom.
- Zola! Obudź się do cholery! - wołała dalej.
- Bo cię ominie cała zabawa! - próbowała wszystkiego. Zerknęła też na wodę. Miała nadzieję, że nie zobaczy tam nic więcej.
A… a jednak…
Kiedy obie nogi Jennifer zostały oplecione, rozwarte i kompletnie unieruchomione, pojawiła się trzecia macka. Wyrosła w linii pośrodkowej jej ciała. Pięła się po ścianie coraz wyżej i wyżej… na chwilę odgięła się… De Trafford ujrzała, jak jej końcówka zaczęła się przebudowywać. Jak gdyby te wszystkie macki nie były wcale organicznymi wytworami, a technologicznymi… choć przecież rozumiała, że były tym i tym jednocześnie… a jednak jej umysł nie mógł tego w pełni pojąć. Końcówka macki zrobiła się nieco grubsza i pojawił się w niej otwór. Wypłynęło przez niego nieco białej subtancji. Miała w sobie czarne pasemka Plazmy, a także zielone drobinki… Już wcześniej ją widziała. To była sperma Zoli. Przestała lecieć. Macka kontynuowała wspinaczkę ku górze w poszukiwaniu jej płci…
Jennifer przełknęła ślinę. Czyli to rzeczywiście pochodziło od niego… Próbowała poruszyć nogami, unieść biodra w górę… Zrobić cokolwiek, żeby ta trzecia macka nie znalazła jej ciała. Głównie dlatego, bo nie chciała być pojemnikiem na spermę dla jakiejś pokręconej macki. Nawet jeśli pochodziła od Zairy… Zresztą, nie podobało jej się bycie pojemnikiem i na jego spermę. Wolałaby, żeby używał gumek, ale gnój tego nie robił…
- ZOLA! - zawołała znowu, pochylając się nawet nieco w przód, napinając mięśnie rąk. W ten sposób nieco odsunęła się od ściany, kupując trochę czasu nim macka ją dosięgnie.
- ...mmm… nie uciekaj, moja droga, spójrz na mój motor… - Zoli śniły się różne rzeczy. - Harley… uhmm… mmm… Davi….
Nie dokończył, tylko powrócił do mocniejszego, regenerującego snu.
Trzecia macka zdawała się bardzo skoncentrowana na swoim celu. Powoli, ale bez przerwy, przybliżała się do jej ciała. Wreszcie znalazła się między jej udami. Wspięła się jeszcze trochę, szukając jej kobiecości. Otarła się o nią raz… i jeszcze… próbując wejść do środka. Była lepka, śliska i miękka… miła w dotyku. Przypominała jej nieco galaretę, ale dużo bardziej zwięzłą i o bardziej określonym kształcie. Wtem… wsunęła się między jej wargi sromowe, znajdując w środku… Jenny aż zatkało i jęknęła na ten śliski ruch do środka.
- Tak… - szepnął Zola i jęknął z seksualnej przyjemności. Choć nie obudził się.
 
Ombrose jest offline