Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 20:34   #18
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Vin & Alex


Ktoś się nimi bawił? Może…
Vincent nie był pewny.
Tarot krążył wokół niego z toporem w dłoniach i ze skórzaną maską psa z uszami jak u nietoperza. Wygląda jakby urwał się z któregoś Mad Maxa. Był wściekły i szukał kogoś do zarąbania. Był też obok Vincenta ów osławiony guru, ale skoro dał się obić drobnej dziewczynie, to LaCroix nie mógł zaliczyć go do użytecznych zasobów.
Uczucie déja vu jakiegoś doświadczył mógł być efektem zabawy Czasem, mogło być całkowitym przypadkiem, lub zakręcaniem uliczek… lub zabawy umysłami obu magów.
Pozostało więc wyeliminować po kolei każdą możliwości.
Alex naprawdę nie miał ochoty na dzisiejszy dzień. Został obity, obrażony i teraz goniła go technokracja. Fakt, że Zanęta widniała mu na granicy wzroku, wyzywając go, aby zajął się tosterami w zamian za… nagrodę, nie pomagał.
Vincent więc chwycił za fraki towarzyszącego mu kultystę i pociągnął w kierunku ściany pobliskiego budynku, by choć trochę osłonić się przed deszczem.
- Zbadaj czy ktoś w okolicy nie miesza nam w głowach.- warknął do Alexa, samemu sięgając po karty, potasował je pospiesznie po czym wyciągnął trzy z nich, by dzięki nim dokładnie określić swoje położenie w przestrzeni.
- Jasne, jasne… - rzucił od niechcenia kultysta. Oparł się o ścianę i zaczął powoli wyłączać poszczególne bodźce, ignorować dźwięk, światło, zapachy, obecność Vincenta. Tylko on, tylko jego świadomość. Spojrzał swym wewnętrznym ja na świat wokół siebie.
Vincentowi zakręciło się w głowie, gdy jego zmysły zaatakowało zrozumienie przestrzeni, w której przebywali... a raczej jej niezrozumienie. Miał wrażenie, jakby niewidzialne drogi zostały skręcone ze sobą w sposób, którego schemat wymykał się zrozumieniu.
Alexa natomiast uderzyło to niepokojące uczucie... pustki. Nie odczuwał żadnych zaburzeń własnych myśli, co mogło się wydawać dobrym znakiem, gdyby kultysta nie wiedział, iż te zaburzenia być powinny. I wychodzić z zaburzeń fal percepcji poprzez ruch własnych zmysłów, które nadawałyby prąd.
Teraz jednak wody percepcji były całkowicie fal pozbawione.
Alex gwizdnÄ…Å‚.
- Merde.. Nic. Absolutna, pustka. Nie widzę nawet swoich fal na oceanie myśli.
- Jesteśmy atakowani. Ktoś manipuluje przestrzenią wieziąc nas tu.- odparł krótko Vinc składając karty i rozmyślając nad opcjami. - Proponuję przeskoczyć do Umbry. Mam nadzieję, że cokolwiek zniekształciło przestrzeń tu… nie dotknęło jej odbicia za Rękawicą.
Alex kiwnął głową.
- Tylko co jeżeli, tam też czekają?
- To przynajmniej spotkamy się tam z nimi twarzą w twarz, zamiast robić za szczurki w ich labiryncie. - podsumował tą kwestię Amerykanin.
- Jasne… - Alex zaczął zwalniać oddech, uspokajając myśli, wyciągnął niewielki łapacz snów i zaczął obracać go w dłoniach, niczym różaniec. Ponownie spojrzał na wszystko z zewnątrz, tym razem jednak spojrzał na Umbrę. Sięgnął do niej ręką i spróbował przenieść swoją świadomość, swoje zmysły i swoje ciało na drugą stronę Rękawicy.
A Vinc przetasował karty ponownie wyciągając trzy z nich… klucz, bramę i klucznika.
Dziewiątka Poszukiwań jako wyznacznik sfery Ducha, odwrócona Czwórka Dynamizmu oznaczająca Umbrę jako odbicie rzeczywistości, oraz Mag… oznaczający jego samego jako klucznika i jego wolę otwierającą przejście.
Machnął ręką z kartami, by zwizualizować owo przejście, mające się otworzyć przed nim. A następnie je przekroczyć podążając na drugą stronę.
I wtedy wszystko się posypało.
Vincenta uderzyło to przeczucie, że pomysł użycia magyi teraz, w taki sposób, jest wręcz fatalny... i stało się to w samą porę, bo właśnie w momencie, gdy miał zacząć rozsuwać Gobelin, na ulicy obok przejechał samochód osobowy z dzieckiem wgapionym w szybę. Oni przecież czynili magyę na widoku!
Vincent może i ostrzegłby Alexa, ale zorientował się, że kultysty już nie ma... w tym miejscu.
Mężczyzna miał po dziurki w nosie tego miejsca, jak i tej sytuacji, jak i tej organizacji misji.
Otrzepał nieco garnitur, rozejrzał się za uliczką bardziej dyskretną i udał się tam by powtórzyć całą operację. Ostatecznie i tak najlepiej było liczyć na własne siły.


Alex natomiast przeszedł przez Rękawicę, jak przez gęsty kisiel. Tak... To był ten piąty stan skupienia, z którego ciężko było się otrzepać, a guru miał wrażenie, jakby się do niego ta bariera przykleiła.
Pierwsze co mógł określić to fakt, że znalazł się w opuszczonych slumsach... Nie, to było to samo miejsce, tylko że budynki zostały zniszczone przez jakąś siłę, która nie oszczędziła nawet chodnika miażdżąc go pod swoim ciężarem.
A w powietrzu unosił się zapach brudu, zaś kurz ziemi zaatakował oczy kultysty.
Co niepokojące, Vincenta nie było w pobliżu.
Francuz postanowił chwilę poczekać. W końcu nie wszyscy byli Alexem i może Vincent potrzebował chwili, aby przedostać się do Umbry. Na razie rozejrzał się po okolicy, wyszukując agentów technokracji, czy jakiś tubylców.
Vinc pojawił się niedaleko Alexa po chwili, poprawił krawat i spytał tasując karty.
- Jak sobie radzisz z ofensywÄ… magyÄ…?
- Nie posiadam takiej. - odpowiedział krótko Francuz - Chyba, że będę naprawdę kreatywny z magyą czasu.
- Jak wspomniałem podczas rozmowy w magazynie, mam rewolwer.- potwierdził Vincent wyjmując kolekcjonerski egzemplarz spod marynarki, sprawdził zawartość magazynka. - Zakładam że strzelać też nie potrafisz?
- Materialna broń na pomiot umbry? - zapytał Alex - Potrafią nie zrobić sobie krzywdy, bronią palną. Nie spodziewaj się, że nie trafię ciebie jeżeli będziesz w zgromadzeniu z nimi.
- Czego oni was uczą w tej Europie.- westchnął LaCroix podając broń mężczyźnie, a następnie wyciągając karty.
- Jak nie strzelać masowo do dzieci w szkole. - odparł Deboir. Sam sprawdził naboje i wyważył broń w dłoni.
- No tak… w Europie w modzie są ciężarówki, noże i zawsze popularni samobójcy w kamizelkach z trotylem.- odparł cierpko Vinc dodając.- Zaklnę broń, by raziła typków Umbrze. To jednak z podstawowych sztuczek Pierwszej. Potem spróbuję zorientować się w przestrzeni, by znaleźć wyjście z pułapki… zakładam że ktokolwiek mieszał w przestrzeni w świecie materialnym nie mógł tak łatwo namieszać tutaj. I pójdziemy stąd. Taki jest mój plan… jeśli masz lepszy, masz uwagi jak i sugestie, to jestem otwarty na propozycje.
- My nie głosowaliśmy na pomarańczę w peruce. - Rozejrzał się po okolicy - Nie mam lepszego pomysłu, to zróbmy twój.
- Głosowanie? Naprawdę w to wierzysz? Że przy tym wojnie między Tradycją a Technokracją, wampirzymi koteriami pociągającymi za sznurki swoich ludzkich marionetek, ludzi na szczytach władzy wybiera się w głosowaniu? Chyba nie zaszedłeś wysoko w swojej Fundacji, co?- Vincent przetasował karty, wyciągnął dwie… spojrzał na nie.
Władcę głębin morskich otoczonych wodnymi potworami oznaczających króla pierwotnej esencji i taką pierwotną moc, oraz indiańskiego szamana odwracającego wzrok od nabitej na pal głowie wilkołaka… co oznaczało Sferę Ducha.
I dotknął kartami zaklinając rewolwer, by stał się bardziej zabójczy.
- Potem od ciebie go wezmę. - dodał tasując karty.
- Doszedłem dostatecznie wysoko, aby nie wierzyć, że któraś z tych organizacji wybrałaby chodzącą reklamę opalenizny w sprayu. - Ekstatyk spojrzał na karty Vincenta wzruszył ramionami - Jasne, preferuje słowa nad broń i tak.
- To miło. Może zagadasz potwory Umbry na śmierć.- odparł ironicznie Vinc znów tasując karty, by tym razem pozwolić losowi zadziałać i pozwolić mu określić swoje położenie i znaleźć drogę wyjścia z tej pułapki.- Ja też wolę negocjacje, ale muszę też przyznać, że przemoc czasami bywa jedyną skuteczną drogą.
- Na ogół moi oponenci dochodzą do tego wniosku przede mną, - westchnął Alex- Więc, w którą stronę?
- W tą stronę… za mną. - Vinc przejął rewolwer i machnął nim idąc przodem, jak to na urodzonego arystokratę i przywódcę przystało.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline