Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 21:29   #179
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Wiaderny szedł powoli po ulicy pełnej gruzów. Delektował się papierosem, zdobycznym papierosem. Znalazł paczkę w kieszeni martwego oficerka w sztabie. Żal, że był to już ostatni szlug z tej paczki... Doszedł do bramy prowadzącej na podwórko, na którym ulokowała się jego grupa. Przeszedł krótkim tunelem i wkrótce jego oczom ukazały się zamaskowane pojazdy bojowe i radośni żołnierze, zadowoleni z faktu, że mogą trochę odpocząć.

A właściwie nie mogli, bo czas odpoczynku właśnie się skończył. Wiaderny wyrzucił niedopałek, zdjął hełm i idąc przez podwórko krzyknął:

- Dobrzański, Grabiński, Kamyszel, Rogalski, Wierski, Drabik, do mnie!

Podszedł do stojącego w kącie Abramsa. Hełm położył na jego błotniku i czekał na wezwanych podoficerów...

* * * * *

Cudownie podziwiało się dzieło Beboka, który wszystkim co tylko miał walił w kwadrat między Teatralną, Dąbka, Karową i Robotniczą. W ciemności nie dało się rozeznać jakie poczynił zniszczenia, ale eksplozje, błyski białego i czerwonego światła, potworny huk i trzęsąca się ziemia kazały przypuszczać, że niewiele zostało tam przeciwników, przynajmniej na powierzchni ziemi. Żołnierze śmiali się, niektórzy wiwatowali widząc to widowisko. Może dlatego potem stało się to, co się stało?

Początkowo nie natrafili na żaden opór. Inne grupy nie miały takiego szczęścia, do ich uszu dochodziły odgłosy strzałów, z rzadka eksplozji. Posuwali się wzdłuż pustej ulicy, gdy nagle spomiędzy domów po lewej wyłonił się silny oddział ruskich. Nim ktokolwiek zdał sobie sprawę z ich obecności, rąbnęli potężną salwą ze wszystkich luf, a mieli czym rąbać. Mieli jeden wóz bojowy piechoty, jeden transporter opancerzony i do tego działo samobieżne. Jakby tego było mało ich piechota miała RPG i parę innych wyrzutni.

Na szczęście słabo było u nich z koordynacją. Większość za cel wybrała jadącego na lewym skrzydle Bradleya plutonowego Maćkowiaka. Koła na lewej burcie wręcz rozsypały się na proszek, gąsienica zsunęła się na ziemię, a sam pojazd stanął momentalnie w miejscu. Oberwała też drużyna sierżanta Drabika. Dwóch chłopaków padło bez ducha na ziemię, trzeci leżał na niej drąc się wniebogłosy i trzymając krwawiący kikut prawej nogi. Jeden z kolegów zaczął go odciągać pod osłonę Strykera, ale został skoszony serią z kaemu.

Wiaderny pożegnał już załogę trafionego Bradleya, ale gdy pozostałe wozy odpowiedziały wrogowi ogniem, zobaczył, że wieżyczka pojazdu zaczyna się obracać. Nagle huknęło działo, a z rury wyrzutni rakiet wyleciał pocisk, ciągnąc za sobą świetlny ogon. Łupnęło prosto w BTR-20, aż wstrząsnęło okolicą, a najbliżsi ruscy piechociarze popadali rażeni odłamkami. Transporter przetrwał, ale jego wieżyczka została uszkodzona.

Grupa Wiadernego zwróciła front w stronę przeciwnika i zaczęła się odstrzeliwać. W eter popłynął komunikat Rogalskiego, który nakazał Maćkowiakowi opuszczenie uszkodzonego pojazdu i wycofanie się. Ale Maćkowiak albo miał uszkodzone radio, albo zignorował rozkaz, bo po chwili rąbnął drugą salwą, trafiając transporter w prawą burtę i choć pod ostrym kątem, to jednak zdołał uszkodzić trzy z jego kół, unieruchamiając go. Niestety w tym samym momencie w Bradleya walnęło działo kacapów. Pocisk musiał przebić się przez pancerz do środka, bo potężna eksplozja wstrząsnęła wozem, rozrywając go od środka.

Niemal w tej samej chwili eksplodował Bradley Rogalskiego, a choć piechota zdołała już wsiąknąć po salwie ruskich pojazdów, wokół znów padło kilka trupów. W końcu na otwartym terenie wóz pancerny jest jedną z niewielu osłon. Trzech ludzi z drużyny Wierskiego nie podniosło się już nigdy, czterech kolejnych odniosło ciężkie rany.

Niełatwo było się zorientować kto do nich strzela. Dopiero Dobrzański zlokalizował na dachu kina stacjonarną wyrzutnię rakiet.

- Dąb, wal w dach kina! - krzyknął Wiaderny. - Bo nas tu kurwa wystrzelają jak kaczki!

Abrams i Stryker były jednak zajęte pojedynkiem z ruskimi wozami. Na szczęście z pomocą przyszedł im szeregowy Kmita, który z pomocą dwóch kolegów z komanda i części drużyny Drabika zdołał obejść przeciwnika z flanki. Celny strzał z wyrzutni zniszczył samobieżne działo, jednak grupa ta zapłaciła za swój wyczyn wysoką cenę. Granat rozerwał Kmitę i ciężko ranił dwóch piechurów. Reszta wycofała się w pośpiechu, jednak musieli na miejscu zostawić wyrzutnię.

Niedługo potem celny strzał "Boruty" unieszkodliwił trzeci z wozów, a związaniem walką resztek ruskiej piechoty zajęły się drużyny Drabika i Grabińskiego. Dobrze już okopane i wstrzelane szybko złamały opór przeciwnika, co w tym przypadku oznaczało wystrzelanie ich oddziałów, które najwidoczniej nie zamierzały się wycofywać.

W tym czasie wyrzutnia z dachu kina rąbnęła po raz drugi. Na szczęście tym razem nie trafiła żadnego pojazdu. O szczęściu nie mogli jednak mówić piechórzy Wierskiego, którzy przyjęli kolejny cios. Chwilę później narożnikiem dachu, na którym ustawiona była wyrzutnia, wstrząsnęła eksplozja. To Abrams Kamyszela odwrócił swoją wieżę i rąbnął celnie.

Po krwawych bojach grupa Wiadernego dotarła do ściany budynku. Dalej mieli ruszyć tylko komandosi, a Abrams, Stryker i piechota otrzymali zadanie zabezpieczenia terenu.

* * * * *

Drużyny komandosów rozdzieliły się. Wiaderny prowadził swoją po wąskim korytarzu, gdy niespodziewanie drzwi po lewej otworzyły się i wybiegł z nich żołnierz ze snajperką, najwyraźniej przekonany, że wróg tu jeszcze nie dotarł. Trzy kule z pistoletu sierżanta pozbawiły go złudzeń. Strzały musiały jednak zawiadomić jego kolegów, bo po chwili zza załomu korytarza wybiegła grupa ruskich.

Komandosi byli szybsi. Skosili trójkę biegnącą na czele, reszta zdołała się wycofać za róg, zza którego zaczęła się odstrzeliwać. Komandosi pokryli się za otworzonymi drzwiami, przewróconymi ławkami czy czymkolwiek co mogło służyć jako osłona. Nagle między nich padł granat. Niezwykłym refleksem wykazał się kapral Kwaśniak, który złapał cytrynkę i odrzucił w kierunku przeciwnika. W tym samym momencie dostał jednak postrzał w nogę. Molęda zaciągnął go za drzwi, za którymi się ukrywał.

Sam granat zaś eksplodował tuż przed zakrętem korytarza. Nie mógł wyrządzić swołoczy większych szkód, ale biorąc pod uwagę, że ostrzał na chwilę ustał, Wiaderny doszedł do wniosku, że mógł ich chociaż ogłuszyć. Zaryzykował. Poderwał się i ruszył pędem przed siebie, reszta poszła za nim. W biegu sam wyciągnął granat, odczekał trzy sekundy od wyszarpnięcia zawleczki i rzucił. Granat odbił się od przeciwległej ściany i potoczył pod nogi ruskich. Sierżant przypadł do ściany po swojej prawej tuż przed eksplozją. Potem zerwał się do dalszego biegu. Wbiegł za róg i rąbnął krótką serią, ale nie miał już po kim. Znalazł tam dwa poszarpane ciała i dwóch rannych. Jeden starał się dosięgnąć swojego kaema, ale seria któregoś z komandosów go powstrzymała. Wiaderny osobiście dobił drugiego rannego.

I wtedy w eterze usłyszał głos Dobrzańskiego:

- Kurwa, czerwony mag! Walić w niego!

Odgłosy strzałów, jakieś krzyki, jeden chaos. Sierżant sprawdził szybko, w której części znajduje się druga drużyna, po czym rozkazał swojej ruszać w tym kierunku. Zostawił tylko Kwaśniaka i Molędę, który miał się zaopiekować rannym.

Biegli kolejnymi korytarzami, niemal na ślepo, bo nie znali planów budynku, a w uszach dźwięczały im tylko odgłosy trwającej walki:

- Co to jest? Nie można go trafić!

- Mrowicki, wal w tego drona po prawej!

- Jest! Zdjąłem tego przy drzwiach!

- Aaaaa!

- Ja pierdolę! Rozerwał Kacprzaka na pół!

Huk eksplozji.

- Kurwa, nic mu nie jest! Dron rozerwany, a ten skur...

- Jezu! Tońko stracił głowę! Spierdalajmy stąd!

- Uspokój się, kurwa! - to był głos Dobrzańskiego. - Brajer, Czerwonka, Kula, obejdźcie go z prawej. Mrowicki, Pluta idziecie ze mną z lewej. Siara spróbuj pozbyć się ostatniego drona.

- Siara nie żyje, sierżancie. Dostał odłamkiem, gdy drugi dron eksplodował.

- To bierz kurwa jego wyrzutnię i wal!

Odgłos wzmożonego ognia broni maszynowej, a potem kolejne eksplozja.

- Granaty, kurwa! - znów Dobrzański.

Kolejne eksplozje zmieszane z krzykami ludzi.

- Kurwa, rozjebał sierżanta na kawałki! Kto to, kurwa, jest?!

Dalej coraz słabsza wymiana ognia i chaotyczne okrzyki, z których niewiele można było zrozumieć. A potem zaległa cisza. Przerażająca cisza...

Dobiegli do sali, w której powinna znajdować się drużyna Dobrzańskiego. Wiaderny szarpnął za drzwi i wbiegł do środka nie myśląc za bardzo co robi. Wszystko rozegrało się jak na zwolnionym filmie.

Mag stał na środku podwyższenia, tuż przed ekranem, mniej więcej w połowie drogi między jednym i drugim wejściem. Wokół niego leżały dymiące wraki czterech dronów.

W tym samym czasie, gdy Wiaderny wbiegł przez drzwi, z przeciwnej strony wleciał komandos z drużyny Grabińskiego. Edward dopiero potem zdał sobie sprawę jakie miał szczęści, albowiem mag reagując instynktownie zwrócił się w stronę tamtego komandosa, a po chwili tamten był już tylko czerwoną mgiełką opadającą na podłogę. Wiaderny w tym czasie dobył pistoletu i nawet specjalnie nie celując, pociągnął za spust. Ciałem maga lekko wstrząsnęło, gdy dostał w prawą łopatkę. Sierżant strzelił po raz drugi, potem trzeci i czwarty, aż wyczerpał cały magazynek. To samo zrobili niektórzy z jego ludzi i ludzi Grabińskiego. Potem ostrożnie weszli na podwyższenie, sprzedali trupowi jeszcze kilka kulek i dopiero wtedy się uspokoili.

Ale tylko na chwilę, bo wówczas otrzymali trochę czasu by rozejrzeć się po sali...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline