30-10-2019, 09:37 | #171 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Wiaderny stał z tyłu pod ścianą, za plecami wszystkich. Gdy oglądał nagranie oczy powoli mu się rozchylały coraz bardziej, a na ustach pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Toż to było, kurwa, genialne! U kacapów już tak źle, że piorą się sami ze sobą. Ciekawe czy mógłby dostać kopię tego nagrania? I może są gdzieś jeszcze inne tego rodzaju filmiki?
__________________ |
30-10-2019, 13:10 | #172 |
Reputacja: 1 | Kocięba odpuścił sobie teatralne przewracanie oczami. - Jasne że Projekt Vaselego trzeba rozjebać do reszty. Ale co potem...? - Mówię tylko, by to było dla was jasne.. - tu założył z powrotem beret - Że potem jak skończymy Elbląg to trzeba zająć się chujami którzy to zlecili. A jedyny sposób na to jaki mi przychodzi do głowy to... zostać shadowrunnerami. Ja tam SINa nie mam chyba że mi założyli tu w woju, ale ryj teraz już się na pewno nie zgadza że zdjęciem. Tak czy siak... Sam się tym zajmę jeżeli nikt z was nie zechce dołączyć do tego przedsięwzięcia. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 30-10-2019 o 22:24. |
30-10-2019, 22:23 | #173 |
Reputacja: 1 |
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
02-11-2019, 22:08 | #174 |
Reputacja: 1 | Kocur -Jestem za, zero szkody dla kraju, co do reszty, chuj im w dupę. Bez mydła. Po odstawieniu Ogóra w przygodnym miejscu, czyli w auli obok innych nieszczęśników bez słowa ruszył dalej, powoli zbierając się całą grupą, w takim samym stanie ja on sam. No, może poza Rudym, jego miejsce pracy było bardziej sterylne. Byli już w szatni, pro forma zamknął niegdyś przeszklone drzwi. Widząc, jak alkomanta dosłownie wylizuje ostatnie krople z małpki, Kocur postawił zdobyczną butelkę. Też bez komentarza, poza prostymi skinięciami głowy nie odezwał się ani słowem. Kocur był tym PO Poznaniu. 144 zwiewał, aha - mignięcie tamtego, który nawet nie walczył się, godząc się na śmierć. - Zaraz się to wszystko skończy - dodał do siebie w myślach. Korporacje i inne takie przy okazji robią na boku sobie nawezajem. Kocur skwitowałby to wzruszeniem ramion. Mówiąc szczerze, cały Elbląg, podobnie jak Poznań, Gorzów i inne miasta nadawały się do kompletnej odbudoby. Trzeci zestaw danych zrobił na nim wrażenie. -Wow Sam był kiedyś członkiem AK, najpierw we Wrocławiu, potem w Bydgoszczy. Mieli zasady, mieli nadzieję, że dzięki temu wygrają z sowietami i zgniłorybnymi. Ale to było świństwo. Po prostu. Musiał po prostu zareagować, - Edward, wszędzie się trafią tacy, nie lej na wszystkich. My też kurwa jego mać nie wiemy, co się nad nami w sztabie odpierdala - Kocurowi powoli puszczał kolejne zabezpieczenia, dzięki którym był w stanie walczyć - AK tak samo, też mi się to nie podoba, szczególnie z Sarinem, ale ktoś musiał to kurwa zaplanować, a obecnie wiemy tyle samo co ruskie, czyli tylko kto to wy-ko-nał. - Krótka przerwa. Sam musiał usiąść, zgarnął jakieś zakurzone szmaty i łuski z ławki. Kocur, czyli Artur, chciał jeszcze wrócić do normalności, miał nadzieję, że zastanie rodziców w Gdańsku. Żywą. Ale PO Poznaniu coś się zmieniło. - Jak wygramy ten cały burdel i przeżyjemy, to w cywilu coś się dla mnie zawsze znajdzie. Ale... Dobra, próbujemy wytropić tych skurwysynów od ataku. Teraz albo nigdy. Elbląg zaraz będzie zdobyty, nas puszczą dalej albo wycofają, druga szansa wspólnego działanie się z pewnością nie zdarzy. - Kocur powoli tracił panowanie nad sobą, tłumiony stres i zmęczenie wychodziły na wierzch. Jak będzie po drugiej stornie lustra, z pewnością znajdzie bezpieczny sposób na kontakt z rodziną. Teraz jest Kocur i mówcie mi Snake. - Jesteśmy Komandosami, tak łatwo nie puszczą nas do cywila, działamy teraz, szybko, jak jeszcze możemy wykorzystać ten pożar w burdelu. Chyba już to mówił Przypomniał sobie sterty gruzu i bezsensowne natarcia w Poznaniu. Wypalić SINy? A czemu by nie?
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
03-11-2019, 12:45 | #175 |
Reputacja: 1 | Zawada trochę ochłonęła - głównie dlatego, że nadmierna ekscytacja powodowała ból płynący z ran. A ktoś kiedyś powiedział, że ból był najlepszym nauczycielem metaczłowieka - nie można go było zignorować. Przetarła oczy i ciężko westchnęła. - Zgadzamy się co do jednego. Projekt Veselago trzeba rozjebać. Permanentnie. Wiecie, dlaczego CzeKa broni tak mocno tego tam Światowida, sklepów i obiektów sportowych obok? Bo to właśnie tam są machiny czasoteges. Nasz intel był nieprecyzyjny... albo celowo zwalony. Myśleliśmy, że są w Elzamie przy Grunwaldzkiej albo w katedrze na Starówce. Dupa tam. Spojrzała po wszystkich. - Wiemy, co musimy zrobić. Przygotujcie chłopaków. Jak tylko nasi znowu ruszą dupy, my walimy w PV. Chuj mnie to boli, że Lubomirski czy ktośtam będzie pierdolił. Ja się nim zajmę. I Matrixem też. Cokolwiek będzie szło przez eter... ja się tym zajmę. Rozumiecie? Wy jesteście żołnierzami. Macie czyste sumienie. Pogadam też z Zawadzkim, to dobry chłopak. Pomoże nam. Kiwnęła w stronę Beboka. - Janek, przypierdolisz ile fabryka dała w te obiekty. Zrób przedtem zwiad dronami by wiedzieć gdzie dokładnie jebnąć. Nakurw ich najmocniej jak możesz. Te bomby z Predatora, krujz misls, co tam masz. Jak będziemy mieli szczęście, to rozwalą te machiny i jebnie tak mocno, że zmiecie wszystko dookoła... i nie nas albo resztę świata. Ale musimy to zrobić. Ani te czerwoni cyganie, ani nasi skurwiele ze sztabu nie mogą na tym łapy położyć! Potem na Kociębę. - Rychu, zabierz się z chłopakami. Nie wiem, oknem, tylnym wyjściem, by cię nie widzieli. Zrób te swoje czary, nie wiem, podpierdol spirol od medycznych i najeb się porządnie. Upewnij się, że astral będzie... no, będzie normalny. Rozumiesz? I pomóż im wynaleźć tych kutasiarzy, tych czerwonofaszystomagików. Raz, a porządnie, by oni tego nie odbudowali. By nikt tego nie odbudował. Spojrzała na resztę. - Jak Rudy im dojebie, wy wchodzicie na pełnej kurwie. Macie mi ich wszystkich zajebać. Wszystkie maszyny rozpierdolić. Wszystkie papiery zjarać. A potem reszta. Trza dokończyć to, po co tu przyszliśmy. Wyczyścić Elbląg ze śmieci. Złożyła dłonie jakby w modlitwie. Mimo twardego głosu, widać było u niej przejęcie. Zakończyli spotkanie i rozeszli się. Ryszard razem z resztą, z napoczętą flaszką od Kocura... i paroma buteleczkami spirytusiku z szafki lekarskiej. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mdhdKR47HfQ[/MEDIA] Godzina 4:12, sobota 6 października 2063 Zaczęło się od nowa. Once more into the fray, jak to mawiają Brytole. Sztab Lubomirskiego przetrawił wszystkie informacje z minionych godzin, przeanalizował też zdobyczne papiery. Powód, dla którego czerwonogwardziści się zbuntowali okazał się jasny - 144 batalion był jednostką karną (sztrafnoj). Głównie dysydenci polityczni, rzadziej kryminaliści, którzy pod okiem komisarzy - i CzeKistów - służyli za dodatkowy manpower, zapchajdziurę frontową, testerów czarciopyłowego szrotu w rękach normalnych ludzi i metaludzi. Postępujący kolaps linii obrony oraz utrata sztabu dała tym sztrafnikom jakąś szansę na wolność. Więc porwali za broń, wycięli w pień swoich komisarzy, szpicli i lojalnych oficerów. CzK zareagowała błyskawicznie, a te nieliczne jednostki ACz - oraz paru lojalnych debili z CzG - ją wsparły. Po blisko dwóch godzinach ostrych walk 144 batalion był prawie-że rozbity. Utracił praktycznie wszystkie pojazdy i broń ciężką oraz wielu ludzi. Ale odgryzł się całkiem nieźle - jak wściekły i przerażony szczur zapędzony do kąta. Może nawet doprowadziłoby to do stagnacji aż do poranka czy dalej, ale coś się stało. Ani chybi sprawka Czerwonych Magów. Broń buntowników - a przynajmniej ta z czarciego pyłu lub nanitów - zaczęła się masowo rozpadać, podobnie jak reszta sprzętu z takowych budulców. Skutek był wiadomy. A na domiar złego, CzK wznowiło szturm, chcąc wykończyć sztrafników. Wtedy Lubomirski złożył im propozycję nie do odrzucenia. Szansę przeżycia w zamian za bezwarunkową kapitulację wobec Armii Wyzwoleńczej oraz walkę o Elbląg - i swoje życie - przeciw CzK i ACz aż do czasu zluzowania, rozbrojenia i odesłania na tyły do obozu jenieckiego. Pozostali liderzy buntu nie zastanawiali się długo. To była ich jedyna szansa. Wkrótce potem Sprzymierzeni wznowili natarcie na wszystkich odcinkach, dołączając do buntowników tam, gdzie było to możliwe. Zabezpieczono wszystkie budynki po północnej stronie Alei Grunwaldzkiej, narzucając kontrolę ogniową na całą ulicę i skwer przed dworcem, z drugiej strony zaś prując z wielu kaemów i snajperek od strony Zatorza i Osieku, pokrywając ogniem torowisko, perony, parking dworca PKS oraz parking przy Gildii i most nad torowiskiem. Obrońcy nie mogli ruszyć dupy górą z jednego miejsca do drugiego - pozostawały im tylko tunele. Następnie, pod takim silnym ogniem wspierającym, żołnierze AW, najemnicy z Królewca i zdesperowani sztrafnicy ze 144 baonu CzG ruszyli do szturmu na budynki dworcowe. Druidzi swoją magią zinfiltrowali i podburzyli pozostałe skwery w bronionej części miasta, mieszając czekistom szyki i ograniczając ich pole manewru. Pierwszy szturm na Śródmieście/Nowe Miasto jednak się szybko załamał, wróg nie miał zamiaru się po prostu potoczyć martwy. Uderzenie na wielkie skrzyżowanie przy Placu Jagiellończyka poszło już lepiej. Pomimo ostrego ognia obrońców i zaangażowania pojazdów, padła dawna struktura marketu Biedronka oraz położony obok blok/centrum handlowe... gdzie, w piwnicznych trzewiach, był hub podziemnej sieci tuneli. Tamże AWowcy ugrzęźli, nie mogąc liczyć na broń ciężką czy wsparcie pojazdów. Walczono o każdy korytarz, pomieszczenie, klatkę schodową, właz i zaułek, posuwając się w stronę Światowidu i na południe. Na tym właśnie skrzyżowaniu i Placu Jagiellończyka przed Światowidem doszło do częściowego pogromu wrażych pojazdów pancernych - tych z górnej półki. Najnowocześniejsze, wypchane porządną elektroniką i przednim uzbrojeniem transporter opancerzony BTR-20 i czołg typu hovercraft T-18 padły ofiarą precyzyjnych uderzeń z powietrza. Zniszczono także bewupa BMP-3M i wybito cały jego desant czerwonoarmistów. Ale to nie był koniec. Dzięki sprawnie przeprowadzonemu zwiadowi matrixowo-astralno-dronowemu, Bebok wiedział jak przywalić, aby zabolało. Wszystkie pozostałe bomby szybujące typu JDAM GBU-12 i GBU-38, oraz dwie rakiety krążące Storm Shadow uderzyły w precyzyjnie obrane miejsca. Dewastacja była wprost apokaliptycznych rozmiarów. Detonacje przebiły najsłabsze punkty struktur basenu, lodowiska, Kauflandu i Zielonych Tarasów, dobierając się do zawartości - delikatnej maszynerii czasoprzestrzennej i laboratoriów Czerwonych Magów. Wtórne detonacje, reakcje łańcuchowe i kaskadowa katastrofa dopełniły dzieła zniszczenia, puszczając całość z dymem i w gruzy. I, dzięki Bogu, nie nastała Apokalipsa - acz astral szalał jak ćpun na turbo-meta-amfie, a w realu szalały płomienie, waliły się resztki z nieba i sypiących się jeszcze konstrukcji, a gdzieniegdzie wciąż pękały wtórne wybuchy. Ale to nie był koniec. Pierwsza Kompania Jednostki Wojskowej Komandosów, wsparta przez braci i siostry w orężu, ruszyła do szturmu. Trzeba było zabezpieczyć gruzowiska, upewnić się w ramach postanowień konspiracyjnego planu ustalonego w piwnicznej szatni szkoły muzycznej. A potem wziąć ten cholerny Światowid. Tam nie było machin, ale było centrum dowodzenia Czerwonych Magów oraz wszystkie wozy pancerne, jakie nieprzyjaciel mógł tam przerzucić. W międzyczasie zabezpieczono resztę ulicy Teatralnej, szczególnie budynki po południowej stronie i ulicę Odzieżową - Światowid został okrążony. Padła także Brama Targowa, wrota na właściwą Starówkę, pomimo dość zajadłej obrony paru chojraków i snajperów. Sprzymierzeni i buntownicy zaczęli wspólnie odpierać natarcie Czekistów i pchać się dalej wzdłuż Starego Miasta, jedna po drugiej sprzątając kamienice. Pod silnym ogniem i zasłoną dymną, przez mosty i od Bulwarów Zygmunta szły kolejne natarcia, celując przede wszystkim w Katedrę św. Mikołaja - najwyższy i najbardziej monumentalny budynek w Elblągu. Raj dla snajperów. Bardziej na południu Królewieccy mocno wzięli się do roboty, ostro pchając w niezabezpieczoną resztę Osieku, szczególnie od strony Grunwaldzkiej i Zamechu. Wiadomo było, że Lubomirski wezwał na dywanik ich oficerów w związku z rewelacjami odkrytymi przez Zawadę w Matrixie, a dot. zniszczenia Łasztowni i Portu Elbląg. Bebok też miał masę roboty. Przezbrojenie dronów trochę trwało. Chciał też posadzić swojego drugiego Predatora i wepchnąć mu kolejne uzbrojenie... ale nie zdołał. Amerokanadyjski AWACS w ostatnim momencie wykrył kolejny nieprzyjacielski obiekt zbliżający się do Elbląga od strony Malborka. Tylko jeden cholerny myśliwiec. Neosowieci byli zdesperowani, rzucali co mieli jak najszybciej, byle tylko ocalić Projekt Veselago i "werbunek" CzK. Su-45 Fantasy nie szczędził ognia z miniguna 30mm oraz rakiet powietrze-powietrze typu R-77 aby upewnić się, że rozjebał bebokowego MQ-9 Reapera, mimo przeciwlotniczych wysiłków MANTISSa II. Ponadto, Rudy był w kropce. Zaczynało już mu powoli brakować broni p.lot., a ten cholerny jetfighter był ciężkim orzechem do zgryzienia. Z pomocą tutaj przyszedł mu sztab, przesyłając mu "ostatniego asa w rękawie" - pojedynczą rakietę ziemia-powietrze ze stajni Saab-Saaker. Najnowocześniejszy model. Czy jednak da radę sam zestrzelić tego Suchoja? Pozostali też mieli pełne ręce roboty. Czerwoni Magowie, czołgi i bewupy, oraz elita Armii Czerwonej czekali na nich wewnątrz i wokół Światowidu.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
07-11-2019, 22:02 | #176 |
Reputacja: 1 | Kocur Oddziały przemieściły się kilka kilometrów na północ, pod Łasztownię. Dookoła śmigały pociski, żołnierze kryli się w zrujnowanych i wypalonych ruinach między Teatralną a Królewicza, obecnie może gruzów. Jak najszybciej, jak najciszej, w niemal kompletnych ciemnościach. Nie było czasu na zabawę. Plan natarcia był prosty: Kocur i komandosi nacierają, Czerwone Berety chronią im tyłki, Puma zapewnia wsparcie, piechota ochrania Pumę. Odliczanie, skoordynowane natarcie. O czwartej trzydzieści jeden dostał informację o nadlatujących pociskach. Zaczęło się odliczanie. Jebnęło, jebnęło po raz drugi i kolejny, na hełmy pospadały im wyrzucone szczątki dachu lodowiska lub czegoś innego. Odtrutki na stymulanty niewiele dały, do akcji musieli znowu zatankować. Wszystko działo się błyskawicznie. Snajperzy z desantu obsadzili dziesięciopiętrowiec, reszta ruszyła do przodu. Stawiając zasłonę ogniową pojedyncze wzajemnie osłaniające się pododdziały podeszły pod Światowida, Pusto, Puma ostrzeliwała prawdopodobne pozycje w palącym się centrum handlowych. Kocur miał jednego rannego, trafionego nie wiadomo skąd -Łysy, postaraj się bardziej! - rzucił w radio, kiedy komandosi szturmowali boczne drzwi. Brak oporu. Pięć metrów dalej zaczęło się piekło. Kocur najpierw poczuł krew na twarzy, potem dopiero usłyszał miniacza, poleciały granaty, komandosi będący już w środku znaleźli się w opałach, kryjąc się gdzie tylko się dało. Korytarzem, depcząc zwłoki jednego z ludzi Kocura szła bestia, ledwo się w nim mieszcząc. - Troll kurwa! - mało regulaminowe, ale w tej sytuacji najlepsze – skierujcie go na zewnątrz! - po chwili wykrzyczał jeszcze dyspozycje do pojazdu wsparcia. W tej samej chwili drugi z pododdziałów wysadził przejście do tej niskiej półrotundy, zawalonej workami z piaskiem. Czerwone berety ostrzeliwały się, Puma odstąpiła od ostrzału centrum handlowego, jej dowódca kierował się Światowida. Komandosi na zewnątrz przylegli do ściany. W środku gips-karton latał w powietrzu, przyparci do ziemi specjalsi wycofywali się w inne pomieszczenia, z dala od tego cyberskurwiela, Potężne muskuły naprane dodatkowo Synt-mięśniami i sowiecką hydrauliką, egzoszkielet, czerwone punkty cyberślepi. Minigun w łapie, tona pancerza. Maciek Sowa zaryzykował. Kocur i reszta w desperackiej próbie spróbowali odciągnąć zainteresowanie trolla. Komandos Sowa, wykorzystując dosłownie sekundową przerwę w ogniu z lufy miniacza, przeskoczył korytarz i po chwili wyskoczył z budynku, przewrót i odciągnięcie przez kolegów na bok. Żyje. Troll złapał przynętę, kierując się za uciekającym. Teraz albo nigdy, korzystając z podglądu transmisji wyzwoleńczego drona Kocur sprawdził pozycję Pumy: -Celuj w drzwi, gotowy… Ognia!!! Wystarczyło, że troll wszedł światło korytarza naprzeciw drzwi i obrócił się ich stronę. Nie ma mocnych we wsi, żeby to wytrzymał, seria z działka Pumy poprzebijała ten gruby pancerz, oderwała ramię z bronią bestii, aż ta upadła. -Przerwać ogień!!! Komandosi doskoczyli do przeciwnika i wpychając lufy w punkty łączenia pancerza, wykończyli gnoja. Teraz to był pancerny egzoszkielet z półpłynną zawartością, strzelającą na około iskrami. Dalej było jeszcze gorzej… Wąskie korytarze i kolejni mocno zmodyfikowani wrogowie. Padali oni, padali niestety ludzie Kocura. Łysy poniósł dotkliwe straty, zanim udało mu się spacyfikować dwóch cyber-orków. Pododdział ludzi Beboka, przydzielonych do Kocura, stracił człowieka podczas wymiany ognia z napakowanych krasnoludem. Strzelba na bliski dystans masakruje wszystko. Na zewnątrz sytuację opanowywała piechota AW, Puma oberwała (lekko) pociskiem przeciwpancernym, który na szczęście ześlizgnął się po pancerzu, zrywając i detonując elementy pancerza reaktywnego, odłamki zraniły kilku żołnierzy. Nikt się nie bawił w oszczędzanie amunicji. Kocur odrzucił ostatni magazynek, odrzucił broń i kiedy oddział szedł naprzód, wyrwał szturmowego G12 z rąk jeszcze ciepłego trupa. Sto czterdziesty czwarty to nie był, naszywka z mieczem i czerwoną gwiazdą dobitnie wskazywały na ichniego specjalsa, do tego z KGB. Nie poddał się łatwo, dwóch rannych, w tym jeden ciężko. Biegli do przodu, nieliczne podziemne pomieszczenia były już opanowane, urządzili prowizoryczny punkt medyczny, Puma miała za chwilę stać się wozem ewakuacyjnym. Byli już u celu, deptali po trupach. Sala kinowa. Jedna z wielu. Oddział od razu wpada pod ostrzał z góry, zmiana pozycji, wejście przez drzwi ewakuacyjne pod ekranem. Ciemna zwykle sala ginęła w krwawej poświacie, a przeciwnik zajmując miejsca ponad nimi, strzelał. Doborowy skład a z nimi… On Czerwony Mag, łysa kreatura, na której widok robiło się niedobrze, robiąca za magicznie wsparcie. Komandosi odpowiedzieli ścianą ognia, poleciały granaty. Kocur z dwoma ludźmi wycofał się szukając w biegu dojścia do pomieszczenia z projektorem. W lewo, prawo, w górę. Raz, dwa, trzy, ostatni ładunek i drzwi wylatują, komandosi wpadają do pomieszczenia, Kocur nie bawiąc się rzuca się na nie do końca ogłuszonego przeciwnika, padają obaj, komandos wrzeszczy w szale, jego żołnierze nie mają czystego strzału. Kotewski gwałtownie strzela wroga po pysku i mgnieniu oka wyrywa z pochwy nóż i pakuje go sowietowi w gardło. Długie ostrze przebija wszystko. Przeciwnik wiotczeje, Kocur do końca przytrzymuje ciało, czekając aż życie tamtego ostatecznie zniknie. Drugi z KGB do kolekcji. Pomieszczenie zabezpieczone, Kocur stoi z nożem w łapie. To jest jak w filmie, spojrzenie przez wybitą szybę i widzi Czerwonego Maga od tyłu, a przed nim oraz przed jego gwardią unosi się czerwonawa tarcza, nieprzepuszczająca nic z zewnątrz. Widzi, jak jego ludzi wspomogli desantowcy, tak samo grzęznąc. Kocur jak w transie prześlizgnął się przez okienko, zeskok zagłuszyła wszechogarniająca strzelanina. Trzy kroki, dwa, jeden. Błyskawiczny atak nożem, celuje w szyją pod czaszkę. Widzi jej detale, wrzody i oparzenia, kępy wrośniętych w skórę włosów. Jeden cel, jedno uderzenie. Szczęśliwe. Ostrze idealnie wchodzi między kręgi, przerywając rdzeń. Kacap wiotczeje, Kocur w ostatniej chwili pada na wykładzinę. Zasłona znika, ściana ołowiu rozbija się na przeciwległej ścianie, szatkując gwardię Maga, rozzuchwaloną przez zapewniającą im osłonę magiczną tarczą. Nie kryli się, zniknięcie zasłony pięknie ich wystawiło. Mózgi latały w powietrzu. Mag był załatwiony, strzelanina umilkła. Żołnierzy podeszli. Krótki wystrzał. W głowie maga pojawiła dodatkowa dziura, Kocur chował pistolet do kabury. -Dla pewności – rzucił krótko.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
09-11-2019, 00:48 | #177 |
Reputacja: 1 |
|
09-11-2019, 11:08 | #178 |
Reputacja: 1 | Podjazd pod Światowid był tragiczny z taktycznego punktu widzenia. Otwarte podejście, gdzie siedziało się jak na strzelnicy. Na zewnątrz i dachu siedziała zresztą cała menażeria. Przywitały ich pociski HEAT z bezodrzutowego SPG-9 Kopye, głównie skupiając się na Armacie 3A1. Po chwili dał też znać o sobie oddział obsługujący ppk Kornet, zmuszając Leoparda do ostrego manewrowania. Ten nie miał zamiaru być bierny i odstrzeliwywał się ciągle, orając pozycje obrońców Światowida. To jednak był dopiero początek kłopotów, bo swój udział zaczęły zaznaczać też BMP-5, który zamiast być antykiem, pamiętał ledwo Euro Wars, razem z mocnym desantem. Ariete C4, kto Boxer FRES i gdybybtego było mało, gniazdo z wyrzutnią ppk Ares Demonfire. Dym i wybuchy zagęściły przedporanny mrok. Było głośno i brutalnie, Zbyszkowe Leopardy solidnie sadziły po obronie, ale mimo to, któraś z Kopyi rozsadziła gąsiennicę Leoparda 3A1, co było niestety jego gwoździem do trumny. Udało mu się jeszcze zdjąć gniazdo z Demonfire, zanim zoatał rozpruty do cna i zamienił się w płonący wrak. Mimo koncentracji wrogiego ognia, punkty oporu powoli znikały. Po SPG-9, w płomieniach stanął czołg Ariete, rozpruty przez pozostałe na chodzie Leopardy. Neosoviecka obsługa Korneta, padła od dobrze wstrzelonego pocisku z granatnika, chociaż tu mleko już dawno było rozlane. Na szczęście Vindicator na jednym z Leosiów skosił desant z BMP-5, nim ten zdążył się dobrze ustawić, dezintegrując dwie wyrzutnie Aztechnology. Wtórny wybuch z zapasu rakiet musiał pójść po wnętrzu, bo cholerstwo zamilkło, by po chwili zostać dobite Strikerem i strzałem z którejś z armat, nie pomogło nowe wyposażenie, które obecnie było usmażone od środka.. Nie było jednak lekko, wrogi ostrzał zbierał dość solidne żniwo wśród piechoty. Na koniec poszedł kto Boxer FRES, bronił się dzielnie i zajadle, ale był tylko transporterem opancerzonym, więc w końcu musiał się rozpaść z satysfakcjonującym hukiem pod nawałą ołowiu i stali. Wejście do Światowida stało dla Zbyszka i tego, co zostało z jego oddziału otworem. W środku nie było sielankowo. Od razu przy wejściu, przywitał ich deszcz odłamków z AGS-30 Frag i jakid erkaem. Przynajmniej to dało się wyraźnie oddzielić od serii z AK-74, które nieco ginęły w tej nawale ognia. Okazało się, że sześcioosobowy oddział Morskaya Pekhota rozłożył się centralnie na ich podejściu. Kowalik nie miał pojęcia jak długo zajęło wzajemne ostrzeliwanie się, zanim Misiek zdjął snajperką granatnik, a Zbyszek odłamkowym snajpera z KSVK, ale zanim byli w stanie ruszyć dalej, miał kolejnych pięciu wyeliminowanych po swojej stronie. Miał tylko nadzieję, że skończą w lazarecie a nie czarnych workach, ale nie mieli czasu się upewnić. Ktoś pruł do nich z innego miejsca z kolejnej snajperki, w doatku półautomatycznej. Rozłożył się na jednej z galeryjek i pruł bezustannie. Jego bonanza skończyła się, kiedy rozwścieczony troll sztuk jeden wbiegł po filarze i rzucił go z impetem na podłogę na dole. W czasie, kiedy on zajmował się właścicielem Walthera MA-2100, resztę oddziału na dole zajmowały bardziej dwa drony Dobermany, jeden siejący serią z peema, drugi częstując ludzi Kowalik porcjami ołowiu z Roomsweepera. To na szczęście byłybtylko drony i padły pod granatami i seriami z kaemów. Kowalik z kolei wszedł do kabiny kinooperatora, której wcześniej strzegł snajper i poczuł się, jakby spadał w otchłań pełną gwiazd. Wszystkie włoski stanęły mu na ciele i padł na ziemię, jednocześnie otwierając swoje astralne oczy. Padł w ostatniej chwili, ognisty pocisk przysmolił mu tyłek. Nim się zebrał, wypalił krótką serię z pistoletu w miejsce, gdzie dostrzegał astralną postać maga. Zbyszek może nie miał możliwości dorwania go w astralu, ale sztuczki czerwonego maga gdy próbował się chować za warstwami rzeczywistości, paliły na panewce. Z kolei pociski, które swobodnie z tej odległości rozbiłyby pancerne płyty. Klamka powędrowała do kabury, zwłaszcza, że w astralnej przestrzeni pojawił się przyzwany duch, który rzucił się w kierunku podnoszącego się właśnie trolla. Ich walka była brutalna i kontaktowa, jedynym co ratowało Zbyszka, było to, że jego dłonie były równie zabójcze dla duchów jak i metaludzi. Z drugiej strony magiczny pancerz, jaki miał na sobie, nie był dla astralnego stwora wielkim wyzwaniem. Wkrótce obaj krwawili, mimo błyskawicznej wymiany ciosów, zwłascza że czerwona zaraza utrudniała życie kolejnymi ognistymi pociskami. Zbyszek nie był pewien w którym momencie jego świat zalała krwawa czerwień, ale stało soę nieuchronne. Zasiadł jako widz, w swoim własnym ciele. Całkowicie stracił kontrolę nad własnym ciałem. Nie był do końca pewien co się wydarzyło, ale ocknął się ledwo żywy, poprzypalany, z ranami, których nie widać było niemagicznym okiem, z dwoma ochłapami mięsa w dłoniach. Dopiero po chwili doszło do niego, że musiały być to resztki czerwonego maga.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
09-11-2019, 21:29 | #179 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Wiaderny szedł powoli po ulicy pełnej gruzów. Delektował się papierosem, zdobycznym papierosem. Znalazł paczkę w kieszeni martwego oficerka w sztabie. Żal, że był to już ostatni szlug z tej paczki... Doszedł do bramy prowadzącej na podwórko, na którym ulokowała się jego grupa. Przeszedł krótkim tunelem i wkrótce jego oczom ukazały się zamaskowane pojazdy bojowe i radośni żołnierze, zadowoleni z faktu, że mogą trochę odpocząć.
__________________ |
09-11-2019, 23:46 | #180 |
Reputacja: 1 |
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |