Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-10-2019, 09:37   #171
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Wiaderny stał z tyłu pod ścianą, za plecami wszystkich. Gdy oglądał nagranie oczy powoli mu się rozchylały coraz bardziej, a na ustach pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Toż to było, kurwa, genialne! U kacapów już tak źle, że piorą się sami ze sobą. Ciekawe czy mógłby dostać kopię tego nagrania? I może są gdzieś jeszcze inne tego rodzaju filmiki?

Informacja o litewskim skurwysyństwie wywołała u niego nieco inne uczucia, ale co mógł zrobić? Żeby chociaż zestrzelili któregoś z tych boćwinowych pilocików, można by się postarać by trafił w jego ręce. A tak? Przecież nie przeprowadzi inwazji na Litwę, nawet gdyby Kamyszel użyczyłby mu "Boruty". Co to, kurwa, "Wodzu, prowadź na Kowno"? Królewieckich też przecież nie aresztuje. Niech się tym zajmuje kontrwywiad, do cholery, od czegoś przecież jest.

Trzecia sensacja była...

- Pierdoleni partyzanci, w dupę ich kopana i jebana mać - wymsknęło mu się niezbyt głośno, ale słyszalnie dla wszystkich w pomieszczeniu. - Jebane świrusy - dodał, skoro już zwrócił uwagę innych.

Po krótkiej przemowie staruszka, spojrzał na niego trochę z politowaniem, a trochę z... No, lubił dziadka, szanował go za mocny łeb i szerokie gardło, pomyślunek też miał niekiepski. Ale spodziewał się, że Wiadernemu, po wizycie w Gdańsku, zostało w kieszeni coś poza miedziakami?

- Wyluzuj, dziadek. Zresztą nie mam pojęcia o czym ty w ogóle gadasz - przemówił sierżant. - Wielkolud ma rację. Trzeba to wszystko rozpieprzyć w drobny mak i spokój. W jednym tylko się myli. Pierdolę mieszkanie w jakiejś dziczy. Już wolę wrócić do więźnia.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 30-10-2019, 13:10   #172
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kocięba odpuścił sobie teatralne przewracanie oczami.

- Jasne że Projekt Vaselego trzeba rozjebać do reszty. Ale co potem...?

- Mówię tylko, by to było dla was jasne..
- tu założył z powrotem beret - Że potem jak skończymy Elbląg to trzeba zająć się chujami którzy to zlecili. A jedyny sposób na to jaki mi przychodzi do głowy to... zostać shadowrunnerami. Ja tam SINa nie mam chyba że mi założyli tu w woju, ale ryj teraz już się na pewno nie zgadza że zdjęciem. Tak czy siak... Sam się tym zajmę jeżeli nikt z was nie zechce dołączyć do tego przedsięwzięcia.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 30-10-2019 o 22:24.
Stalowy jest offline  
Stary 30-10-2019, 22:23   #173
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
- Jeżeli chodzi o rozpieprzanie, to ciągle mamy osiem bomb GBU. I dwa pociski manewrujace. I w końcu wolne niebo żeby to zrobić, tylko czekam na sygnał że ktoś wejdzie tam i skorzysta z burdelu który to wywoła żeby sprzątnąć spraw do końca - Bebok po newsie o numerze które odwinęło AK usiadł sobie na schodach powyżej
- Ja teraz to juz na pewno odchodzę do cywila kiedy skończę swoją część, ale żadnych zasranych lasów. W lesie ani się nic nie dowiemy, ani niczego nie załatwimy -
- Ustalmy jedną rzecz. Robimy to tak żeby nie zaszkodzić krajowi, tak? -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 02-11-2019, 22:08   #174
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Kocur


-Jestem za, zero szkody dla kraju, co do reszty, chuj im w dupę. Bez mydła.

Po odstawieniu Ogóra w przygodnym miejscu, czyli w auli obok innych nieszczęśników bez słowa ruszył dalej, powoli zbierając się całą grupą, w takim samym stanie ja on sam. No, może poza Rudym, jego miejsce pracy było bardziej sterylne.

Byli już w szatni, pro forma zamknął niegdyś przeszklone drzwi. Widząc, jak alkomanta dosłownie wylizuje ostatnie krople z małpki, Kocur postawił zdobyczną butelkę. Też bez komentarza, poza prostymi skinięciami głowy nie odezwał się ani słowem.

Kocur był tym PO Poznaniu.

144 zwiewał, aha - mignięcie tamtego, który nawet nie walczył się, godząc się na śmierć. - Zaraz się to wszystko skończy - dodał do siebie w myślach.
Korporacje i inne takie przy okazji robią na boku sobie nawezajem. Kocur skwitowałby to wzruszeniem ramion. Mówiąc szczerze, cały Elbląg, podobnie jak Poznań, Gorzów i inne miasta nadawały się do kompletnej odbudoby. Trzeci zestaw danych zrobił na nim wrażenie.

-Wow

Sam był kiedyś członkiem AK, najpierw we Wrocławiu, potem w Bydgoszczy. Mieli zasady, mieli nadzieję, że dzięki temu wygrają z sowietami i zgniłorybnymi. Ale to było świństwo. Po prostu. Musiał po prostu zareagować,

- Edward, wszędzie się trafią tacy, nie lej na wszystkich. My też kurwa jego mać nie wiemy, co się nad nami w sztabie odpierdala - Kocurowi powoli puszczał kolejne zabezpieczenia, dzięki którym był w stanie walczyć - AK tak samo, też mi się to nie podoba, szczególnie z Sarinem, ale ktoś musiał to kurwa zaplanować, a obecnie wiemy tyle samo co ruskie, czyli tylko kto to wy-ko-nał. - Krótka przerwa.

Sam musiał usiąść, zgarnął jakieś zakurzone szmaty i łuski z ławki.

Kocur, czyli Artur, chciał jeszcze wrócić do normalności, miał nadzieję, że zastanie rodziców w Gdańsku. Żywą. Ale PO Poznaniu coś się zmieniło.
- Jak wygramy ten cały burdel i przeżyjemy, to w cywilu coś się dla mnie zawsze znajdzie. Ale... Dobra, próbujemy wytropić tych skurwysynów od ataku. Teraz albo nigdy. Elbląg zaraz będzie zdobyty, nas puszczą dalej albo wycofają, druga szansa wspólnego działanie się z pewnością nie zdarzy. - Kocur powoli tracił panowanie nad sobą, tłumiony stres i zmęczenie wychodziły na wierzch. Jak będzie po drugiej stornie lustra, z pewnością znajdzie bezpieczny sposób na kontakt z rodziną. Teraz jest Kocur i mówcie mi Snake.
- Jesteśmy Komandosami, tak łatwo nie puszczą nas do cywila, działamy teraz, szybko, jak jeszcze możemy wykorzystać ten pożar w burdelu.

Chyba już to mówił

Przypomniał sobie sterty gruzu i bezsensowne natarcia w Poznaniu. Wypalić SINy? A czemu by nie?
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 03-11-2019, 12:45   #175
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Zawada trochę ochłonęła - głównie dlatego, że nadmierna ekscytacja powodowała ból płynący z ran. A ktoś kiedyś powiedział, że ból był najlepszym nauczycielem metaczłowieka - nie można go było zignorować.

Przetarła oczy i ciężko westchnęła.

- Zgadzamy się co do jednego. Projekt Veselago trzeba rozjebać. Permanentnie. Wiecie, dlaczego CzeKa broni tak mocno tego tam Światowida, sklepów i obiektów sportowych obok? Bo to właśnie tam są machiny czasoteges. Nasz intel był nieprecyzyjny... albo celowo zwalony. Myśleliśmy, że są w Elzamie przy Grunwaldzkiej albo w katedrze na Starówce. Dupa tam.

Spojrzała po wszystkich.

- Wiemy, co musimy zrobić. Przygotujcie chłopaków. Jak tylko nasi znowu ruszą dupy, my walimy w PV. Chuj mnie to boli, że Lubomirski czy ktośtam będzie pierdolił. Ja się nim zajmę. I Matrixem też. Cokolwiek będzie szło przez eter... ja się tym zajmę. Rozumiecie? Wy jesteście żołnierzami. Macie czyste sumienie. Pogadam też z Zawadzkim, to dobry chłopak. Pomoże nam.

Kiwnęła w stronę Beboka.

- Janek, przypierdolisz ile fabryka dała w te obiekty. Zrób przedtem zwiad dronami by wiedzieć gdzie dokładnie jebnąć. Nakurw ich najmocniej jak możesz. Te bomby z Predatora, krujz misls, co tam masz. Jak będziemy mieli szczęście, to rozwalą te machiny i jebnie tak mocno, że zmiecie wszystko dookoła... i nie nas albo resztę świata. Ale musimy to zrobić. Ani te czerwoni cyganie, ani nasi skurwiele ze sztabu nie mogą na tym łapy położyć!

Potem na Kociębę.

- Rychu, zabierz się z chłopakami. Nie wiem, oknem, tylnym wyjściem, by cię nie widzieli. Zrób te swoje czary, nie wiem, podpierdol spirol od medycznych i najeb się porządnie. Upewnij się, że astral będzie... no, będzie normalny. Rozumiesz? I pomóż im wynaleźć tych kutasiarzy, tych czerwonofaszystomagików. Raz, a porządnie, by oni tego nie odbudowali. By nikt tego nie odbudował.

Spojrzała na resztę.

- Jak Rudy im dojebie, wy wchodzicie na pełnej kurwie. Macie mi ich wszystkich zajebać. Wszystkie maszyny rozpierdolić. Wszystkie papiery zjarać. A potem reszta. Trza dokończyć to, po co tu przyszliśmy. Wyczyścić Elbląg ze śmieci.

Złożyła dłonie jakby w modlitwie. Mimo twardego głosu, widać było u niej przejęcie.

Zakończyli spotkanie i rozeszli się. Ryszard razem z resztą, z napoczętą flaszką od Kocura... i paroma buteleczkami spirytusiku z szafki lekarskiej.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mdhdKR47HfQ[/MEDIA]

Godzina 4:12, sobota 6 października 2063

Zaczęło się od nowa. Once more into the fray, jak to mawiają Brytole.

Sztab Lubomirskiego przetrawił wszystkie informacje z minionych godzin, przeanalizował też zdobyczne papiery. Powód, dla którego czerwonogwardziści się zbuntowali okazał się jasny - 144 batalion był jednostką karną (sztrafnoj). Głównie dysydenci polityczni, rzadziej kryminaliści, którzy pod okiem komisarzy - i CzeKistów - służyli za dodatkowy manpower, zapchajdziurę frontową, testerów czarciopyłowego szrotu w rękach normalnych ludzi i metaludzi. Postępujący kolaps linii obrony oraz utrata sztabu dała tym sztrafnikom jakąś szansę na wolność. Więc porwali za broń, wycięli w pień swoich komisarzy, szpicli i lojalnych oficerów. CzK zareagowała błyskawicznie, a te nieliczne jednostki ACz - oraz paru lojalnych debili z CzG - ją wsparły.

Po blisko dwóch godzinach ostrych walk 144 batalion był prawie-że rozbity. Utracił praktycznie wszystkie pojazdy i broń ciężką oraz wielu ludzi. Ale odgryzł się całkiem nieźle - jak wściekły i przerażony szczur zapędzony do kąta. Może nawet doprowadziłoby to do stagnacji aż do poranka czy dalej, ale coś się stało. Ani chybi sprawka Czerwonych Magów. Broń buntowników - a przynajmniej ta z czarciego pyłu lub nanitów - zaczęła się masowo rozpadać, podobnie jak reszta sprzętu z takowych budulców. Skutek był wiadomy. A na domiar złego, CzK wznowiło szturm, chcąc wykończyć sztrafników.

Wtedy Lubomirski złożył im propozycję nie do odrzucenia. Szansę przeżycia w zamian za bezwarunkową kapitulację wobec Armii Wyzwoleńczej oraz walkę o Elbląg - i swoje życie - przeciw CzK i ACz aż do czasu zluzowania, rozbrojenia i odesłania na tyły do obozu jenieckiego.

Pozostali liderzy buntu nie zastanawiali się długo. To była ich jedyna szansa.

Wkrótce potem Sprzymierzeni wznowili natarcie na wszystkich odcinkach, dołączając do buntowników tam, gdzie było to możliwe. Zabezpieczono wszystkie budynki po północnej stronie Alei Grunwaldzkiej, narzucając kontrolę ogniową na całą ulicę i skwer przed dworcem, z drugiej strony zaś prując z wielu kaemów i snajperek od strony Zatorza i Osieku, pokrywając ogniem torowisko, perony, parking dworca PKS oraz parking przy Gildii i most nad torowiskiem. Obrońcy nie mogli ruszyć dupy górą z jednego miejsca do drugiego - pozostawały im tylko tunele. Następnie, pod takim silnym ogniem wspierającym, żołnierze AW, najemnicy z Królewca i zdesperowani sztrafnicy ze 144 baonu CzG ruszyli do szturmu na budynki dworcowe.

Druidzi swoją magią zinfiltrowali i podburzyli pozostałe skwery w bronionej części miasta, mieszając czekistom szyki i ograniczając ich pole manewru. Pierwszy szturm na Śródmieście/Nowe Miasto jednak się szybko załamał, wróg nie miał zamiaru się po prostu potoczyć martwy.

Uderzenie na wielkie skrzyżowanie przy Placu Jagiellończyka poszło już lepiej. Pomimo ostrego ognia obrońców i zaangażowania pojazdów, padła dawna struktura marketu Biedronka oraz położony obok blok/centrum handlowe... gdzie, w piwnicznych trzewiach, był hub podziemnej sieci tuneli. Tamże AWowcy ugrzęźli, nie mogąc liczyć na broń ciężką czy wsparcie pojazdów. Walczono o każdy korytarz, pomieszczenie, klatkę schodową, właz i zaułek, posuwając się w stronę Światowidu i na południe.

Na tym właśnie skrzyżowaniu i Placu Jagiellończyka przed Światowidem doszło do częściowego pogromu wrażych pojazdów pancernych - tych z górnej półki. Najnowocześniejsze, wypchane porządną elektroniką i przednim uzbrojeniem transporter opancerzony BTR-20 i czołg typu hovercraft T-18 padły ofiarą precyzyjnych uderzeń z powietrza. Zniszczono także bewupa BMP-3M i wybito cały jego desant czerwonoarmistów. Ale to nie był koniec.

Dzięki sprawnie przeprowadzonemu zwiadowi matrixowo-astralno-dronowemu, Bebok wiedział jak przywalić, aby zabolało. Wszystkie pozostałe bomby szybujące typu JDAM GBU-12 i GBU-38, oraz dwie rakiety krążące Storm Shadow uderzyły w precyzyjnie obrane miejsca. Dewastacja była wprost apokaliptycznych rozmiarów. Detonacje przebiły najsłabsze punkty struktur basenu, lodowiska, Kauflandu i Zielonych Tarasów, dobierając się do zawartości - delikatnej maszynerii czasoprzestrzennej i laboratoriów Czerwonych Magów. Wtórne detonacje, reakcje łańcuchowe i kaskadowa katastrofa dopełniły dzieła zniszczenia, puszczając całość z dymem i w gruzy. I, dzięki Bogu, nie nastała Apokalipsa - acz astral szalał jak ćpun na turbo-meta-amfie, a w realu szalały płomienie, waliły się resztki z nieba i sypiących się jeszcze konstrukcji, a gdzieniegdzie wciąż pękały wtórne wybuchy. Ale to nie był koniec.

Pierwsza Kompania Jednostki Wojskowej Komandosów, wsparta przez braci i siostry w orężu, ruszyła do szturmu. Trzeba było zabezpieczyć gruzowiska, upewnić się w ramach postanowień konspiracyjnego planu ustalonego w piwnicznej szatni szkoły muzycznej. A potem wziąć ten cholerny Światowid. Tam nie było machin, ale było centrum dowodzenia Czerwonych Magów oraz wszystkie wozy pancerne, jakie nieprzyjaciel mógł tam przerzucić.
W międzyczasie zabezpieczono resztę ulicy Teatralnej, szczególnie budynki po południowej stronie i ulicę Odzieżową - Światowid został okrążony.

Padła także Brama Targowa, wrota na właściwą Starówkę, pomimo dość zajadłej obrony paru chojraków i snajperów. Sprzymierzeni i buntownicy zaczęli wspólnie odpierać natarcie Czekistów i pchać się dalej wzdłuż Starego Miasta, jedna po drugiej sprzątając kamienice. Pod silnym ogniem i zasłoną dymną, przez mosty i od Bulwarów Zygmunta szły kolejne natarcia, celując przede wszystkim w Katedrę św. Mikołaja - najwyższy i najbardziej monumentalny budynek w Elblągu. Raj dla snajperów.

Bardziej na południu Królewieccy mocno wzięli się do roboty, ostro pchając w niezabezpieczoną resztę Osieku, szczególnie od strony Grunwaldzkiej i Zamechu. Wiadomo było, że Lubomirski wezwał na dywanik ich oficerów w związku z rewelacjami odkrytymi przez Zawadę w Matrixie, a dot. zniszczenia Łasztowni i Portu Elbląg.

Bebok też miał masę roboty. Przezbrojenie dronów trochę trwało. Chciał też posadzić swojego drugiego Predatora i wepchnąć mu kolejne uzbrojenie... ale nie zdołał. Amerokanadyjski AWACS w ostatnim momencie wykrył kolejny nieprzyjacielski obiekt zbliżający się do Elbląga od strony Malborka. Tylko jeden cholerny myśliwiec. Neosowieci byli zdesperowani, rzucali co mieli jak najszybciej, byle tylko ocalić Projekt Veselago i "werbunek" CzK.

Su-45 Fantasy nie szczędził ognia z miniguna 30mm oraz rakiet powietrze-powietrze typu R-77 aby upewnić się, że rozjebał bebokowego MQ-9 Reapera, mimo przeciwlotniczych wysiłków MANTISSa II. Ponadto, Rudy był w kropce. Zaczynało już mu powoli brakować broni p.lot., a ten cholerny jetfighter był ciężkim orzechem do zgryzienia. Z pomocą tutaj przyszedł mu sztab, przesyłając mu "ostatniego asa w rękawie" - pojedynczą rakietę ziemia-powietrze ze stajni Saab-Saaker. Najnowocześniejszy model. Czy jednak da radę sam zestrzelić tego Suchoja?

Pozostali też mieli pełne ręce roboty. Czerwoni Magowie, czołgi i bewupy, oraz elita Armii Czerwonej czekali na nich wewnątrz i wokół Światowidu.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 07-11-2019, 22:02   #176
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Kocur


Oddziały przemieściły się kilka kilometrów na północ, pod Łasztownię. Dookoła śmigały pociski, żołnierze kryli się w zrujnowanych i wypalonych ruinach między Teatralną a Królewicza, obecnie może gruzów. Jak najszybciej, jak najciszej, w niemal kompletnych ciemnościach. Nie było czasu na zabawę. Plan natarcia był prosty: Kocur i komandosi nacierają, Czerwone Berety chronią im tyłki, Puma zapewnia wsparcie, piechota ochrania Pumę.

Odliczanie, skoordynowane natarcie. O czwartej trzydzieści jeden dostał informację o nadlatujących pociskach. Zaczęło się odliczanie. Jebnęło, jebnęło po raz drugi i kolejny, na hełmy pospadały im wyrzucone szczątki dachu lodowiska lub czegoś innego.

Odtrutki na stymulanty niewiele dały, do akcji musieli znowu zatankować. Wszystko działo się błyskawicznie. Snajperzy z desantu obsadzili dziesięciopiętrowiec, reszta ruszyła do przodu. Stawiając zasłonę ogniową pojedyncze wzajemnie osłaniające się pododdziały podeszły pod Światowida, Pusto, Puma ostrzeliwała prawdopodobne pozycje w palącym się centrum handlowych. Kocur miał jednego rannego, trafionego nie wiadomo skąd
-Łysy, postaraj się bardziej! - rzucił w radio, kiedy komandosi szturmowali boczne drzwi. Brak oporu.

Pięć metrów dalej zaczęło się piekło.
Kocur najpierw poczuł krew na twarzy, potem dopiero usłyszał miniacza, poleciały granaty, komandosi będący już w środku znaleźli się w opałach, kryjąc się gdzie tylko się dało. Korytarzem, depcząc zwłoki jednego z ludzi Kocura szła bestia, ledwo się w nim mieszcząc.
- Troll kurwa! - mało regulaminowe, ale w tej sytuacji najlepsze – skierujcie go na zewnątrz! - po chwili wykrzyczał jeszcze dyspozycje do pojazdu wsparcia.

W tej samej chwili drugi z pododdziałów wysadził przejście do tej niskiej półrotundy, zawalonej workami z piaskiem. Czerwone berety ostrzeliwały się, Puma odstąpiła od ostrzału centrum handlowego, jej dowódca kierował się Światowida. Komandosi na zewnątrz przylegli do ściany.

W środku gips-karton latał w powietrzu, przyparci do ziemi specjalsi wycofywali się w inne pomieszczenia, z dala od tego cyberskurwiela, Potężne muskuły naprane dodatkowo Synt-mięśniami i sowiecką hydrauliką, egzoszkielet, czerwone punkty cyberślepi. Minigun w łapie, tona pancerza.
Maciek Sowa zaryzykował. Kocur i reszta w desperackiej próbie spróbowali odciągnąć zainteresowanie trolla. Komandos Sowa, wykorzystując dosłownie sekundową przerwę w ogniu z lufy miniacza, przeskoczył korytarz i po chwili wyskoczył z budynku, przewrót i odciągnięcie przez kolegów na bok. Żyje.

Troll złapał przynętę, kierując się za uciekającym. Teraz albo nigdy, korzystając z podglądu transmisji wyzwoleńczego drona Kocur sprawdził pozycję Pumy:
-Celuj w drzwi, gotowy… Ognia!!!

Wystarczyło, że troll wszedł światło korytarza naprzeciw drzwi i obrócił się ich stronę. Nie ma mocnych we wsi, żeby to wytrzymał, seria z działka Pumy poprzebijała ten gruby pancerz, oderwała ramię z bronią bestii, aż ta upadła.
-Przerwać ogień!!!
Komandosi doskoczyli do przeciwnika i wpychając lufy w punkty łączenia pancerza, wykończyli gnoja. Teraz to był pancerny egzoszkielet z półpłynną zawartością, strzelającą na około iskrami.

Dalej było jeszcze gorzej…
Wąskie korytarze i kolejni mocno zmodyfikowani wrogowie. Padali oni, padali niestety ludzie Kocura. Łysy poniósł dotkliwe straty, zanim udało mu się spacyfikować dwóch cyber-orków. Pododdział ludzi Beboka, przydzielonych do Kocura, stracił człowieka podczas wymiany ognia z napakowanych krasnoludem. Strzelba na bliski dystans masakruje wszystko.
Na zewnątrz sytuację opanowywała piechota AW, Puma oberwała (lekko) pociskiem przeciwpancernym, który na szczęście ześlizgnął się po pancerzu, zrywając i detonując elementy pancerza reaktywnego, odłamki zraniły kilku żołnierzy.

Nikt się nie bawił w oszczędzanie amunicji. Kocur odrzucił ostatni magazynek, odrzucił broń i kiedy oddział szedł naprzód, wyrwał szturmowego G12 z rąk jeszcze ciepłego trupa. Sto czterdziesty czwarty to nie był, naszywka z mieczem i czerwoną gwiazdą dobitnie wskazywały na ichniego specjalsa, do tego z KGB. Nie poddał się łatwo, dwóch rannych, w tym jeden ciężko.

Biegli do przodu, nieliczne podziemne pomieszczenia były już opanowane, urządzili prowizoryczny punkt medyczny, Puma miała za chwilę stać się wozem ewakuacyjnym. Byli już u celu, deptali po trupach.

Sala kinowa. Jedna z wielu. Oddział od razu wpada pod ostrzał z góry, zmiana pozycji, wejście przez drzwi ewakuacyjne pod ekranem. Ciemna zwykle sala ginęła w krwawej poświacie, a przeciwnik zajmując miejsca ponad nimi, strzelał. Doborowy skład a z nimi…

On

Czerwony Mag, łysa kreatura, na której widok robiło się niedobrze, robiąca za magicznie wsparcie. Komandosi odpowiedzieli ścianą ognia, poleciały granaty. Kocur z dwoma ludźmi wycofał się szukając w biegu dojścia do pomieszczenia z projektorem. W lewo, prawo, w górę.

Raz, dwa, trzy, ostatni ładunek i drzwi wylatują, komandosi wpadają do pomieszczenia, Kocur nie bawiąc się rzuca się na nie do końca ogłuszonego przeciwnika, padają obaj, komandos wrzeszczy w szale, jego żołnierze nie mają czystego strzału. Kotewski gwałtownie strzela wroga po pysku i mgnieniu oka wyrywa z pochwy nóż i pakuje go sowietowi w gardło. Długie ostrze przebija wszystko. Przeciwnik wiotczeje, Kocur do końca przytrzymuje ciało, czekając aż życie tamtego ostatecznie zniknie.

Drugi z KGB do kolekcji. Pomieszczenie zabezpieczone, Kocur stoi z nożem w łapie. To jest jak w filmie, spojrzenie przez wybitą szybę i widzi Czerwonego Maga od tyłu, a przed nim oraz przed jego gwardią unosi się czerwonawa tarcza, nieprzepuszczająca nic z zewnątrz. Widzi, jak jego ludzi wspomogli desantowcy, tak samo grzęznąc. Kocur jak w transie prześlizgnął się przez okienko, zeskok zagłuszyła wszechogarniająca strzelanina. Trzy kroki, dwa, jeden. Błyskawiczny atak nożem, celuje w szyją pod czaszkę. Widzi jej detale, wrzody i oparzenia, kępy wrośniętych w skórę włosów. Jeden cel, jedno uderzenie. Szczęśliwe. Ostrze idealnie wchodzi między kręgi, przerywając rdzeń. Kacap wiotczeje, Kocur w ostatniej chwili pada na wykładzinę. Zasłona znika, ściana ołowiu rozbija się na przeciwległej ścianie, szatkując gwardię Maga, rozzuchwaloną przez zapewniającą im osłonę magiczną tarczą. Nie kryli się, zniknięcie zasłony pięknie ich wystawiło. Mózgi latały w powietrzu. Mag był załatwiony, strzelanina umilkła.

Żołnierzy podeszli. Krótki wystrzał. W głowie maga pojawiła dodatkowa dziura, Kocur chował pistolet do kabury.
-Dla pewności – rzucił krótko.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 09-11-2019, 00:48   #177
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Zawada posłała ich praktycznie do ostatniego boju w tej operacji. Ostatniego który miał permanentnie rozwiązać kwestię Projektu Vaselego. Dała Alkomancie zezwolenie na zaanektowanie każdego źródła tajemnej mocy, którą ten spotka na drodze (nie żeby jak dotąd tego nie robił).
Kocięba skinął głową. Co prawda nie czuł się tak na siłach jak jeszcze czterdzieści lat temu aby wywoływać ogólnomiejskie i ogólnokrajowe holocausty, ale chuj tam. Jak się odpowiednio “zaprawi” to i dawna moc powróci. Jego ciało może i dostało ostry Wpierdol, ale jego duch był silny. Poprawił bandaże, odział się w strasznie sponiewierany żołnierski płaszcz, zawadiacko przekrzywił beret i odpowiednio zaopatrzony w promile ruszył z pozostałymi do boju.

***

Tak naprawdę to nie brał udziału w walkach aż do dotarcia do Światowida i okolic. Przemykał chyłkiem gromadząc zapasy. Pojedyncze flaszki pozostawione w mieszkaniach, piersiówki poległych, jakieś niedopitki w sklepach. Czego nie mógł zabrać - wypijał lub wchłaniał przez szkło.
To była ciekawa kwestia, że czarownik mógł absorbować napitki przez skórę, ale tylko jeżeli między nią, a płynem było szkło. “Prawdziwy twardziel pije ze szkła. Prawdziwsi, przez szkło” odpowiedział na pytanie Rychu cytując mądrość Księgi Win.

W samym Śródmieściu Kocięba zdał sobie sprawę, że sytuacja jest więcej niż krytyczna. Rozwalenie machin międzywymiarowych spowodowało szalenie astralu i wszelcy Przebudzeni tacy jak Sylwestranie i Druidzi nie śmieli podejść. Z odległości starali się narzucić pęta i wyciszyć powłokę magicznego wymiaru, który tu i ównie przebijał się, manifestując na moment swoje wyładowania. Kocięba patrzył jak magowie dwoją się i troją. Widział też jak jeden z nich pada zdjęty kulą snajpera. Widok ten wkurwił nieziemsko Alkomantę. Postawił jedną z flaszek spirytusu i przywołał jednego ze znanych mu duchów z rozkazem “zrobienia porządku”. Astral szalał, ale Duch był posłuszny. Jego rację bytu w tym wymiarze wyznaczała powoli samoistnie opróżniająca się flaszka spirytusu.

***

Andrzej Młot zwany Ajejem dziwnie się czuł znów w materialnym świecie. Ale Pan Ryszard był jego Panem, a rozkazy Pana to rzecz święta. Kotwica wymiarowa zarzucona w postaci flaszki spirytusu sprawiła, że Ajej nie musiał się przejmować astralem o ile zdoła wrócić do Pana Rysia zanim spirytus się wyczerpie. Dlatego pognał pod swoją dzinowo-żulową postacią przez chmury dymu i odłamków w stronę dachów gdzie czaili się snajperzy.

Pierwszego z nich dopadł natychmiast i spuścił mu elegancki Wpierdol. Żadne tam kurwa czary, żadne zianie ogniem. Po prostu cios w pysk i poprawka z buta. Snajperski Kutafon nawet nie oderwał twarzy od tego swojego karabinku. Ajej - weteran wojen między Panem Ryszardem a Pedofilską Mafią, skojarzył to z jakimiś lubieżnymi praktykami pederastów że pomimo Wpierdolu pedał jeden nie chciał się oderwać od karabinu. Kiedy z nim skończył snajper, teraz już świętej pamięci, wisiał nabity na lufę swojej broni.
Młot nie miał wiele czasu. Na tego zboka dość go zmarnował a miał jeszcze dwóch do zajebania. Poczuł, że jakaś magiczna siła próbuje go przystopować, ale on był zbyt twardy i zdeterminowany już za życia by takimi pierdołami się przejmować. Teraz tym bardziej. Pognał na kolejny dach kamienicy, gdzie orczy strzelec oddawał strzał raz za razem. Okazał się jednak czujniejszy i gdy Ajej wylądował na dachu ten stanął naprzeciw niego z nożem. Szybki cios i ostrze zagłębiło się w półmaterialnym ciele Andrzeja, ale ten nie przejmował się tym, bo przecież już nie czuł bólu. Więc po chuj ma się przejmować? Za to bez wahania szybkimi dwoma ciosami przystopował orka, a potem wedle doktryny Wpierdolu - napierdalał. Napierdalał jakby nic innego za życia nie robił (co było w sumie prawdą, bo Wpierdol był jego wielką pasją).
Niestety po raz kolejny się zapomniał w walce i kiedy przyszło już do zajęcia się trzecim i ostatnim wyznaczonym mu celem Andrzej poczuł, że jego czas się kończy. Tylko interwencja Pana Rysia i poświęcenie małpki z Żytnią pozwoliła zdobyć potrzebne do ukończenia zadania sekundy. Ostatni znajper siedział na wieży katedralnej. Ajej wyrwał kawałek elewacji i całą mocą przypierdolił nią cwaniakowi dokumentnie rozkutaszając jego scybernetyzowany łeb. Potem zadziałało przyciąganie i Ajej ekspresem popędził do Pana Ryszarda by uniknąć perturbacji związanych z szalejącym Astralem.

Dobrze było tak sobie z powrotem ponapierdalać, pomyślał zanim jego materialna postać się rozwiała i wrócił tam skąd go ściągnięto, do rzeczy które mu przerwano.

***

Kierując się dalej w kierunku Światowida Rysiek zaczął się zastanawiać jak w tym wszystkim poradzą sobie Czerwoni Magowie. Szalejący astral utrudniał znacząco czarowanie, a kilkudziesięciu Przebudzonych już próbowało go uspokajać od zewnątrz tej popieprzonej zony magicznej niestabilności. Jak więc do sprawy podejdą sowieci?

Ano jak Powstańcy zaczęli się zbliżać do centrum dowodzenia zagadka sama się rozwiązała. Nijak. Rysiek wyczuł kilka “baniek spokojnego astralu”, które przemieszczały się po okolicy, zwykle w towarzystwie zcybernetyzowanych istot. Cześć w ogóle olała temat i starali się walczyć poprzez wywoływanie manifestacji astralu. Ryszard doszedł do wniosku, że poważniejszymi celami będą ci którzy posiadają dość mocy by wytłumiać astral wokół siebie. Alkomanta namierzył jedną z wytłumionych sfer przemieszczającą się pod ziemią. Ktoś chciał ewidentnie spierdolić.

***

Powstańcy zdołali wypędzić wroga z katedry pod wezwaniem św. Mikołaja. Niestety oddziałek zabezpieczający został w moment skasowany przez pojawienie się znikąd Czerwonego Maga i jego obstawy z dwóch cyber-trolli. Czarownik dzięki sferze spokojnego astralu mógł spokojnie zarzucić zaklęciami, które unicestwiły dzielnych żołnierzy i teraz szukał wejścia do kolejnego tunelu, którym mógłby się oddalić poza strefę działań wojennych.
Zejście do interesującego go tunelu znajdowało się pod jedną z ław pośrodku nawy. Jednak kiedy zbliżył się do niej, zarówno jego jak i towarzyszące mu cyborgi ogarnęły ogniste sfery. Czarodziej w porę się cofnął, jednak cyborgi przyjęły na siebie pełnię siły magicznego kombo. Po chwili bioniczna tkanka która trzymała wszystko w kupie została spopielona i czarociopyłowa bionika opadła na posadzkę.

Pan Ryszard odrzucił dwa zwoje z których uleciała magiczna formuła i związana z nią mana. Pewniej chwycił antycznego kałacha. Miał przewagę, będąc na tym terenie. Święty Mikołaj miał u niego dług, wszak w 2013 zajebał zwyrola, który w przebraniu Świętego gwałcił i mordował dzieci.

- Dokąd to aparatczyku. - rzucił patrząc wyniośle na Czerwonego Maga, a nie było to łatwe, bo alkomanta wyraźnie chwiał się na nogach.

Czerwony Mag którego śledził wyglądał niczym stary profesor z magicznego uniwersytetu. Łysa głowa. Krótko przycięta biała broda. Grube okulary naszpikowane elektroniką. Miał na sobie czerwony laboratoryjny kitel, pod spodem zaś, już trochę sfatygowany przez ostatnie wydarzenia, skrojony na miarę garnitur. Spoglądał na Kociębę chłodno, wręcz lodowato.

- Nie mam czasu dla wioskowych kuglarzy. - rzucił i machnął ręką składając palce w specyficzny sposób.

Strumień magicznej energii pomknął z ręki Czerwonego w Kociębę lecz ten zakrzyknął tylko głośno.

LIBERUM VETO!

I pocisk się rozwiał. Tak po prostu. Alkomanta sapnął od nagłego odpływu promili. Bez patyczkowania się wycelował i wypalił bezceremonialnie w czarownika. Ten kolejnym gestem wzniósł tarczę i zatrzymał całą serię dopalonych magią kul. Ryszard poczuł ukłucie respektu wobec przeciwnika. Tamten nie tylko podtrzymywał spokojny astral, ale jednocześnie rzucał naprawdę mocne czary.

- Przeklęty guślarz! - warknął Czerwony Profesor.

Wyrzucił ręce w górę i machnął nimi ku ziemi. Momentalnie bańka astralnej stabilności skurczyła obejmując tylko Czarownika. Pan Rysiu czując nagłe falowanie magicznego wymiaru natychmiast puścił kałacha, który gwałtownie rozgrzał się.

- Łaskawie umrzyj! - dodał sowieta i wskazał alkomantę reką.

Ryszard poczuł jak rzeczywistość w punkcie w którym stał gwałtownie rwie się na strzępy. Spróbował zrobić unik, ale nadmiar promili we krwi sprawił, że zrobił zaledwie chwiejny krok w bok zanim astral przerwał osnowę rzeczywistości i wlał swoją surową energię do wnętrza Katedry. Rysiek nabrał powietrza i zionął ogniem. Zgromadzona w jego wnętrznościach moc gwałtownie odchodziła tworząc ognistą zaporę przed lejącą się na niego nieuporządkowaną maną.

- Przygłupie! Jestem ich przywódcą! Najświetlejszym umysłem! - krzyczał Profesor idąc ku Kociębie i dobywając z rękawa antycznie wyglądający samopał, który aż jarzył się od run i zgromadzonym w niej mocy - Profesorem pięciu fakultetów taumatologii! Całe życie studiowałem zasady rządzące rzeczywistością! I ty… prostacki uliczny chaosyta napędzany etanolem staje naprzeciw mnie?

Monolog starego naukowca zaczynał być męczący. Co gorsza dziadyga nie podszedł dość blisko by go chwycić, ani aby ta jego aura wyciszająca zablokowała wyrwę. Ale ognisty wyziem pożarł dość promili by Kocięba odzyskał koordynację ruchową. Dał nura za ławę, pozwalając by mana zaczęła się wtłaczać do rzeczywistości paląc i rozwiewając wszystko czego się dotknęła.
W reakcji na nagły ruch Czerwony wypalił z samopału. Naładowana kula straciła stabilność poza aurą wytłumienia i trafiając w wyrwę spowodowała eksplozję, która rozrzuciła niczym zabawki zarówno czarowników jak i kościelne ławy.

Kocięba padł pod jedną z kolumn. Nie do końca ogarniając co właściwie się stało wsparł się o filar i podniósł do pionu.

Przeciwnik też już wstał na nogi, jednak wyglądał dużo gorzej niż alkomanta. Treningi fizyczne i utwardzanie w górach przyniosły rezultaty z których Ryszard teraz był bardzo zadowolony. Nie tracąc czasu ruszył na Profesora wznosząc obie ręce i zionąc.

Lecz z jego ust nie wydobył się płomień.

Strumień nasyconego promilami powietrza uderzył w Czerwonego Maga, który właśnie próbował rzucić kolejny czar. Biorąc wdech wciągnął posłaną mu dawkę promili. Coś w czarowanej formule chyba się pod wpływem tego wypaczyło, bo śmiercionośne zaklęcie, którego miał użyć po prostu… nie wypaliło. Wściekły dobył zza pazuchy prosty rytualny sztylet. Kocięba widząc to chwycił ostygniętego kałacha, szykując się do zakończenia sprawy przy pomocy jego kolby. Lecz Czerwony zamiast rzucić się na Ryszarda przesunął ostrzem po swojej dłoni i chlapnął krwią w alkomantę. Ten nie zdołał się uchylić i krople padły na jego pokrytą pierś, by po chwili eksplodować.

***

Ryszard leżał na posadzce. Eksplozja przytłumiła jego słuch. Resztki promili dostarczały jego ciału energii, więc nie stracił przytomności, tylko go zamroczyło. Widział jednak zbliżającą się sylwetkę Profesora. Jego twarz wyrażała wściekłość, niepokój… ekscytację... coś jeszcze… była cała czerwona… Rysiek uniósł bez energii karabin, ale Profesor stanowczo odtrącił broń i chwycił Ryszarda za rękę.

- Delirium… Tremens… - wyszeptał Kocięba.

Sztuczka którą zastosował poprzednim razem zadziałała. W sensie odpływ promili oznaczał, że klątwa została rzucona poprawnie. Jednak Profesor zadrżał tylko, zarzucił głową i wlepił w alkomantę rozgniewane spojrzenie.

- Głupcze! Twoje klątwy są żałosne, tak jak ty! Radziecka elita intelektualna nie takie problemy rozpijała! - rzucił podcinając Ryśkowi żyły na nadgarstku.

Jego słowa przeszły w jakiś plugawy bełkot. Również bełkot, ale zdecydowanie mniej plugawy, a bardziej bezpośredni wydobył się z ust Ryszarda.

- Rozpij to…

Ogłuszający huk wystrzału rozsadzał bębenki. Szkarłatny bryzg ozdobił kawał katedry, a Czerwonym Magiem rzuciło przez nawę jakby dostał cios od cybertrolla.
Trzy pociski śrutowe naładowane magią znajdując się w strefie uporządkowanego astralu zadziałały tak jak powinny dodając broni dodatkowego - potężnego kopa.
Alkomanta odrzucił na bok obrzyn i się natychmiast sięgnął po jedną z flaszeczek. Krwawił z nadgarstka obficie. Niestety wszystkie flakony i manierki były pobite lub puste, a wchłonięte wcześniej promile i spiryt zużył na moce, czary i klątwy. Nie było tego ostatniego uzdrawiającego napoju, którego teraz potrzebował.
Jego wzrok padł na resztki pozostałe po przywódcy Czerwonych Magów. Spojrzał potem na zrobioną przez niego ranę. Nie wiedział jakiej krwawej magii ten chciał użyć i co osiągnąć i czemu nie wbił mu tego sztyletu w twarz. Nieważne.
Ryszard nabrał powietrza i zionął.
Ostatnie promile we krwii przeznaczył na przypalenie głębokiej rany na nadgarstku. Nie wiedział czy zda to egzamin. Ból wytrzymał tylko przez moment po czym odpłynął oddając się pod opiekę Świętego Mikołaja, patrona katedry.

 
Stalowy jest offline  
Stary 09-11-2019, 11:08   #178
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Podjazd pod Światowid był tragiczny z taktycznego punktu widzenia. Otwarte podejście, gdzie siedziało się jak na strzelnicy. Na zewnątrz i dachu siedziała zresztą cała menażeria. Przywitały ich pociski HEAT z bezodrzutowego SPG-9 Kopye, głównie skupiając się na Armacie 3A1. Po chwili dał też znać o sobie oddział obsługujący ppk Kornet, zmuszając Leoparda do ostrego manewrowania. Ten nie miał zamiaru być bierny i odstrzeliwywał się ciągle, orając pozycje obrońców Światowida. To jednak był dopiero początek kłopotów, bo swój udział zaczęły zaznaczać też BMP-5, który zamiast być antykiem, pamiętał ledwo Euro Wars, razem z mocnym desantem. Ariete C4, kto Boxer FRES i gdybybtego było mało, gniazdo z wyrzutnią ppk Ares Demonfire. Dym i wybuchy zagęściły przedporanny mrok.
Było głośno i brutalnie, Zbyszkowe Leopardy solidnie sadziły po obronie, ale mimo to, któraś z Kopyi rozsadziła gąsiennicę Leoparda 3A1, co było niestety jego gwoździem do trumny. Udało mu się jeszcze zdjąć gniazdo z Demonfire, zanim zoatał rozpruty do cna i zamienił się w płonący wrak. Mimo koncentracji wrogiego ognia, punkty oporu powoli znikały. Po SPG-9, w płomieniach stanął czołg Ariete, rozpruty przez pozostałe na chodzie Leopardy. Neosoviecka obsługa Korneta, padła od dobrze wstrzelonego pocisku z granatnika, chociaż tu mleko już dawno było rozlane. Na szczęście Vindicator na jednym z Leosiów skosił desant z BMP-5, nim ten zdążył się dobrze ustawić, dezintegrując dwie wyrzutnie Aztechnology. Wtórny wybuch z zapasu rakiet musiał pójść po wnętrzu, bo cholerstwo zamilkło, by po chwili zostać dobite Strikerem i strzałem z którejś z armat, nie pomogło nowe wyposażenie, które obecnie było usmażone od środka.. Nie było jednak lekko, wrogi ostrzał zbierał dość solidne żniwo wśród piechoty. Na koniec poszedł kto Boxer FRES, bronił się dzielnie i zajadle, ale był tylko transporterem opancerzonym, więc w końcu musiał się rozpaść z satysfakcjonującym hukiem pod nawałą ołowiu i stali. Wejście do Światowida stało dla Zbyszka i tego, co zostało z jego oddziału otworem.

W środku nie było sielankowo. Od razu przy wejściu, przywitał ich deszcz odłamków z AGS-30 Frag i jakid erkaem. Przynajmniej to dało się wyraźnie oddzielić od serii z AK-74, które nieco ginęły w tej nawale ognia. Okazało się, że sześcioosobowy oddział Morskaya Pekhota rozłożył się centralnie na ich podejściu. Kowalik nie miał pojęcia jak długo zajęło wzajemne ostrzeliwanie się, zanim Misiek zdjął snajperką granatnik, a Zbyszek odłamkowym snajpera z KSVK, ale zanim byli w stanie ruszyć dalej, miał kolejnych pięciu wyeliminowanych po swojej stronie. Miał tylko nadzieję, że skończą w lazarecie a nie czarnych workach, ale nie mieli czasu się upewnić. Ktoś pruł do nich z innego miejsca z kolejnej snajperki, w doatku półautomatycznej. Rozłożył się na jednej z galeryjek i pruł bezustannie. Jego bonanza skończyła się, kiedy rozwścieczony troll sztuk jeden wbiegł po filarze i rzucił go z impetem na podłogę na dole. W czasie, kiedy on zajmował się właścicielem Walthera MA-2100, resztę oddziału na dole zajmowały bardziej dwa drony Dobermany, jeden siejący serią z peema, drugi częstując ludzi Kowalik porcjami ołowiu z Roomsweepera. To na szczęście byłybtylko drony i padły pod granatami i seriami z kaemów.

Kowalik z kolei wszedł do kabiny kinooperatora, której wcześniej strzegł snajper i poczuł się, jakby spadał w otchłań pełną gwiazd. Wszystkie włoski stanęły mu na ciele i padł na ziemię, jednocześnie otwierając swoje astralne oczy. Padł w ostatniej chwili, ognisty pocisk przysmolił mu tyłek. Nim się zebrał, wypalił krótką serię z pistoletu w miejsce, gdzie dostrzegał astralną postać maga. Zbyszek może nie miał możliwości dorwania go w astralu, ale sztuczki czerwonego maga gdy próbował się chować za warstwami rzeczywistości, paliły na panewce. Z kolei pociski, które swobodnie z tej odległości rozbiłyby pancerne płyty. Klamka powędrowała do kabury, zwłaszcza, że w astralnej przestrzeni pojawił się przyzwany duch, który rzucił się w kierunku podnoszącego się właśnie trolla. Ich walka była brutalna i kontaktowa, jedynym co ratowało Zbyszka, było to, że jego dłonie były równie zabójcze dla duchów jak i metaludzi. Z drugiej strony magiczny pancerz, jaki miał na sobie, nie był dla astralnego stwora wielkim wyzwaniem. Wkrótce obaj krwawili, mimo błyskawicznej wymiany ciosów, zwłascza że czerwona zaraza utrudniała życie kolejnymi ognistymi pociskami. Zbyszek nie był pewien w którym momencie jego świat zalała krwawa czerwień, ale stało soę nieuchronne. Zasiadł jako widz, w swoim własnym ciele. Całkowicie stracił kontrolę nad własnym ciałem. Nie był do końca pewien co się wydarzyło, ale ocknął się ledwo żywy, poprzypalany, z ranami, których nie widać było niemagicznym okiem, z dwoma ochłapami mięsa w dłoniach. Dopiero po chwili doszło do niego, że musiały być to resztki czerwonego maga.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 09-11-2019, 21:29   #179
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Wiaderny szedł powoli po ulicy pełnej gruzów. Delektował się papierosem, zdobycznym papierosem. Znalazł paczkę w kieszeni martwego oficerka w sztabie. Żal, że był to już ostatni szlug z tej paczki... Doszedł do bramy prowadzącej na podwórko, na którym ulokowała się jego grupa. Przeszedł krótkim tunelem i wkrótce jego oczom ukazały się zamaskowane pojazdy bojowe i radośni żołnierze, zadowoleni z faktu, że mogą trochę odpocząć.

A właściwie nie mogli, bo czas odpoczynku właśnie się skończył. Wiaderny wyrzucił niedopałek, zdjął hełm i idąc przez podwórko krzyknął:

- Dobrzański, Grabiński, Kamyszel, Rogalski, Wierski, Drabik, do mnie!

Podszedł do stojącego w kącie Abramsa. Hełm położył na jego błotniku i czekał na wezwanych podoficerów...

* * * * *

Cudownie podziwiało się dzieło Beboka, który wszystkim co tylko miał walił w kwadrat między Teatralną, Dąbka, Karową i Robotniczą. W ciemności nie dało się rozeznać jakie poczynił zniszczenia, ale eksplozje, błyski białego i czerwonego światła, potworny huk i trzęsąca się ziemia kazały przypuszczać, że niewiele zostało tam przeciwników, przynajmniej na powierzchni ziemi. Żołnierze śmiali się, niektórzy wiwatowali widząc to widowisko. Może dlatego potem stało się to, co się stało?

Początkowo nie natrafili na żaden opór. Inne grupy nie miały takiego szczęścia, do ich uszu dochodziły odgłosy strzałów, z rzadka eksplozji. Posuwali się wzdłuż pustej ulicy, gdy nagle spomiędzy domów po lewej wyłonił się silny oddział ruskich. Nim ktokolwiek zdał sobie sprawę z ich obecności, rąbnęli potężną salwą ze wszystkich luf, a mieli czym rąbać. Mieli jeden wóz bojowy piechoty, jeden transporter opancerzony i do tego działo samobieżne. Jakby tego było mało ich piechota miała RPG i parę innych wyrzutni.

Na szczęście słabo było u nich z koordynacją. Większość za cel wybrała jadącego na lewym skrzydle Bradleya plutonowego Maćkowiaka. Koła na lewej burcie wręcz rozsypały się na proszek, gąsienica zsunęła się na ziemię, a sam pojazd stanął momentalnie w miejscu. Oberwała też drużyna sierżanta Drabika. Dwóch chłopaków padło bez ducha na ziemię, trzeci leżał na niej drąc się wniebogłosy i trzymając krwawiący kikut prawej nogi. Jeden z kolegów zaczął go odciągać pod osłonę Strykera, ale został skoszony serią z kaemu.

Wiaderny pożegnał już załogę trafionego Bradleya, ale gdy pozostałe wozy odpowiedziały wrogowi ogniem, zobaczył, że wieżyczka pojazdu zaczyna się obracać. Nagle huknęło działo, a z rury wyrzutni rakiet wyleciał pocisk, ciągnąc za sobą świetlny ogon. Łupnęło prosto w BTR-20, aż wstrząsnęło okolicą, a najbliżsi ruscy piechociarze popadali rażeni odłamkami. Transporter przetrwał, ale jego wieżyczka została uszkodzona.

Grupa Wiadernego zwróciła front w stronę przeciwnika i zaczęła się odstrzeliwać. W eter popłynął komunikat Rogalskiego, który nakazał Maćkowiakowi opuszczenie uszkodzonego pojazdu i wycofanie się. Ale Maćkowiak albo miał uszkodzone radio, albo zignorował rozkaz, bo po chwili rąbnął drugą salwą, trafiając transporter w prawą burtę i choć pod ostrym kątem, to jednak zdołał uszkodzić trzy z jego kół, unieruchamiając go. Niestety w tym samym momencie w Bradleya walnęło działo kacapów. Pocisk musiał przebić się przez pancerz do środka, bo potężna eksplozja wstrząsnęła wozem, rozrywając go od środka.

Niemal w tej samej chwili eksplodował Bradley Rogalskiego, a choć piechota zdołała już wsiąknąć po salwie ruskich pojazdów, wokół znów padło kilka trupów. W końcu na otwartym terenie wóz pancerny jest jedną z niewielu osłon. Trzech ludzi z drużyny Wierskiego nie podniosło się już nigdy, czterech kolejnych odniosło ciężkie rany.

Niełatwo było się zorientować kto do nich strzela. Dopiero Dobrzański zlokalizował na dachu kina stacjonarną wyrzutnię rakiet.

- Dąb, wal w dach kina! - krzyknął Wiaderny. - Bo nas tu kurwa wystrzelają jak kaczki!

Abrams i Stryker były jednak zajęte pojedynkiem z ruskimi wozami. Na szczęście z pomocą przyszedł im szeregowy Kmita, który z pomocą dwóch kolegów z komanda i części drużyny Drabika zdołał obejść przeciwnika z flanki. Celny strzał z wyrzutni zniszczył samobieżne działo, jednak grupa ta zapłaciła za swój wyczyn wysoką cenę. Granat rozerwał Kmitę i ciężko ranił dwóch piechurów. Reszta wycofała się w pośpiechu, jednak musieli na miejscu zostawić wyrzutnię.

Niedługo potem celny strzał "Boruty" unieszkodliwił trzeci z wozów, a związaniem walką resztek ruskiej piechoty zajęły się drużyny Drabika i Grabińskiego. Dobrze już okopane i wstrzelane szybko złamały opór przeciwnika, co w tym przypadku oznaczało wystrzelanie ich oddziałów, które najwidoczniej nie zamierzały się wycofywać.

W tym czasie wyrzutnia z dachu kina rąbnęła po raz drugi. Na szczęście tym razem nie trafiła żadnego pojazdu. O szczęściu nie mogli jednak mówić piechórzy Wierskiego, którzy przyjęli kolejny cios. Chwilę później narożnikiem dachu, na którym ustawiona była wyrzutnia, wstrząsnęła eksplozja. To Abrams Kamyszela odwrócił swoją wieżę i rąbnął celnie.

Po krwawych bojach grupa Wiadernego dotarła do ściany budynku. Dalej mieli ruszyć tylko komandosi, a Abrams, Stryker i piechota otrzymali zadanie zabezpieczenia terenu.

* * * * *

Drużyny komandosów rozdzieliły się. Wiaderny prowadził swoją po wąskim korytarzu, gdy niespodziewanie drzwi po lewej otworzyły się i wybiegł z nich żołnierz ze snajperką, najwyraźniej przekonany, że wróg tu jeszcze nie dotarł. Trzy kule z pistoletu sierżanta pozbawiły go złudzeń. Strzały musiały jednak zawiadomić jego kolegów, bo po chwili zza załomu korytarza wybiegła grupa ruskich.

Komandosi byli szybsi. Skosili trójkę biegnącą na czele, reszta zdołała się wycofać za róg, zza którego zaczęła się odstrzeliwać. Komandosi pokryli się za otworzonymi drzwiami, przewróconymi ławkami czy czymkolwiek co mogło służyć jako osłona. Nagle między nich padł granat. Niezwykłym refleksem wykazał się kapral Kwaśniak, który złapał cytrynkę i odrzucił w kierunku przeciwnika. W tym samym momencie dostał jednak postrzał w nogę. Molęda zaciągnął go za drzwi, za którymi się ukrywał.

Sam granat zaś eksplodował tuż przed zakrętem korytarza. Nie mógł wyrządzić swołoczy większych szkód, ale biorąc pod uwagę, że ostrzał na chwilę ustał, Wiaderny doszedł do wniosku, że mógł ich chociaż ogłuszyć. Zaryzykował. Poderwał się i ruszył pędem przed siebie, reszta poszła za nim. W biegu sam wyciągnął granat, odczekał trzy sekundy od wyszarpnięcia zawleczki i rzucił. Granat odbił się od przeciwległej ściany i potoczył pod nogi ruskich. Sierżant przypadł do ściany po swojej prawej tuż przed eksplozją. Potem zerwał się do dalszego biegu. Wbiegł za róg i rąbnął krótką serią, ale nie miał już po kim. Znalazł tam dwa poszarpane ciała i dwóch rannych. Jeden starał się dosięgnąć swojego kaema, ale seria któregoś z komandosów go powstrzymała. Wiaderny osobiście dobił drugiego rannego.

I wtedy w eterze usłyszał głos Dobrzańskiego:

- Kurwa, czerwony mag! Walić w niego!

Odgłosy strzałów, jakieś krzyki, jeden chaos. Sierżant sprawdził szybko, w której części znajduje się druga drużyna, po czym rozkazał swojej ruszać w tym kierunku. Zostawił tylko Kwaśniaka i Molędę, który miał się zaopiekować rannym.

Biegli kolejnymi korytarzami, niemal na ślepo, bo nie znali planów budynku, a w uszach dźwięczały im tylko odgłosy trwającej walki:

- Co to jest? Nie można go trafić!

- Mrowicki, wal w tego drona po prawej!

- Jest! Zdjąłem tego przy drzwiach!

- Aaaaa!

- Ja pierdolę! Rozerwał Kacprzaka na pół!

Huk eksplozji.

- Kurwa, nic mu nie jest! Dron rozerwany, a ten skur...

- Jezu! Tońko stracił głowę! Spierdalajmy stąd!

- Uspokój się, kurwa! - to był głos Dobrzańskiego. - Brajer, Czerwonka, Kula, obejdźcie go z prawej. Mrowicki, Pluta idziecie ze mną z lewej. Siara spróbuj pozbyć się ostatniego drona.

- Siara nie żyje, sierżancie. Dostał odłamkiem, gdy drugi dron eksplodował.

- To bierz kurwa jego wyrzutnię i wal!

Odgłos wzmożonego ognia broni maszynowej, a potem kolejne eksplozja.

- Granaty, kurwa! - znów Dobrzański.

Kolejne eksplozje zmieszane z krzykami ludzi.

- Kurwa, rozjebał sierżanta na kawałki! Kto to, kurwa, jest?!

Dalej coraz słabsza wymiana ognia i chaotyczne okrzyki, z których niewiele można było zrozumieć. A potem zaległa cisza. Przerażająca cisza...

Dobiegli do sali, w której powinna znajdować się drużyna Dobrzańskiego. Wiaderny szarpnął za drzwi i wbiegł do środka nie myśląc za bardzo co robi. Wszystko rozegrało się jak na zwolnionym filmie.

Mag stał na środku podwyższenia, tuż przed ekranem, mniej więcej w połowie drogi między jednym i drugim wejściem. Wokół niego leżały dymiące wraki czterech dronów.

W tym samym czasie, gdy Wiaderny wbiegł przez drzwi, z przeciwnej strony wleciał komandos z drużyny Grabińskiego. Edward dopiero potem zdał sobie sprawę jakie miał szczęści, albowiem mag reagując instynktownie zwrócił się w stronę tamtego komandosa, a po chwili tamten był już tylko czerwoną mgiełką opadającą na podłogę. Wiaderny w tym czasie dobył pistoletu i nawet specjalnie nie celując, pociągnął za spust. Ciałem maga lekko wstrząsnęło, gdy dostał w prawą łopatkę. Sierżant strzelił po raz drugi, potem trzeci i czwarty, aż wyczerpał cały magazynek. To samo zrobili niektórzy z jego ludzi i ludzi Grabińskiego. Potem ostrożnie weszli na podwyższenie, sprzedali trupowi jeszcze kilka kulek i dopiero wtedy się uspokoili.

Ale tylko na chwilę, bo wówczas otrzymali trochę czasu by rozejrzeć się po sali...
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 09-11-2019, 23:46   #180
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację


Techniczni w parku maszynowym działali jak mityczne zespoły Formuły 1, wykręcając coraz to wyśrubowane czasy przezbrajania dronów Beboka. Może pomagało to że wszystkie trzy drony były tego samego typu. Może to że dosłownie zależało od tego życie ich kumpli.

Tak czy siak, kiedy na pole bitwy z gracją wsunął się poduszkowy czołg T-18, wszystkie 3 rotodrony były już w pobliżu pola walki. Skuteczność polowania na czołgi z użyciem dronów sterowanych przez riggera była zadziwiająco dobra - jasne, nie tak prosto było skontrować operujący w 3D, korzystający z miejskich warunków pojazd rozmiaru połowy człowieka. Do tego Bebok był naprawdę kreatywny jeżeli chodziło o kąty natarcia.
T-18 został wyłączony z walki drugim z Sprigganów - HEAT posłany spod wózków sklepowych trafił za nisko, rozwalajac napęd poduszkowaca, ale nie unieszkodliwiając modułowego działa. Dopiero drugi pocisk z pary załatwił sprawę, wyskakując zza winkla na wysokości czwartego piętra i ładując głowicę termobaryczną w łączenie wieżyczki z kadłubem.

Był to mały sukces - o wiele mniejszy niż likwidacja pierwszego i drugiego Czerwonego Maga przez jego towarzyszy - ale to zawsze oznaczało kilku żołnierzy którzy mogli walczyć dalej. Którzy, być może, później nawet wrócą do domu.

Kolejnym celem do którego wezwano Beboka był wyjątkowo wredny Altay prowadzący kontratak. W bardzo niemiłym kierunku - to jest w sąsiadujące z lotniskowcem podwórko. Natarcie szło w nieprzyzwoicie dobrym tempie i istniało niezerowe ryzyko że ostatni z dronów nie zdąży dotrzeć na czas. Piechurzy AW osłaniajacy ciężarówkę w pośpiechu pobrali trzy BGM-71 TOW'y i ruszyli rozstawiać się po łuku wzdłuż przewidywanego toru ataku. To było znacznie więcej niż było potrzeba, ale ryzyko zniszczenia jednostki dowodzenia dronami uzasadniało (przynajmniej w ocenie Beboka który siedział w jej środku) takie marnotrawstwo zasobów.

I wtedy AWACS zawalił na całej linii. Zawalił tak bardzo, że po raz pierwszy w ciągu ataku na Elbląg Bebok rypnął antycznym sterownikiem Predatora w kąt ciężarówki. Sztabowe radary także zawaliły, ale one to nic pożytecznego nie robiły od początku starcia.

Stracili już drugiego Predatora, a z nim możliwość powietrznego przenoszenia ciężkiego uzbrojenia. Bo ktoś nie był łaskaw pilnować perymetru. SU-47 był nowoczesnym myśliwcem, tak, ale nie był niewykrywalny.

MANTISS II sobie nie radził i było tylko kwestią czasu zanim samolot nawróci i rozwali go swoim 30mm smarkiem. Scorpion MANPADS nie miał najmniejszych szans sięgnąć go na takim pułapie, a był ostatnim pociskiem przeciwlotniczym jaki miał.

Saab-Saaker AIM-27 Sparrow Hawk, udostępniony przez dowództwo, mógł być zbawieniem. Problemem było to, że odpalenie go z wyrzutni zaraz pod magazynem, daleko za obecną pozycją myśliwca, dawało wrogowi czas na reakcję. Dużo czasu. Przewóz wyrzutni trwałby tyle, że rusek w kabinie wybebeszył by im w tym czasie dwa tuziny czołgów.

Trzeba było więc improwizować, w sposób niezdrowy do granic rozsądku.
AIM-27 był szczęśliwie na tyle nowoczesny, by był z nim kontakt w locie. Tak właściwie, to można było o nim myśleć jak o dronie. Jednorazowy, wyładowanym materiałem wybuchowym dronie którego SU-47 zestrzeliłby jak tylko by go namierzył. Pocisk miał setki technicznych bajerów by to utrudnić i drugie tyle żeby poradzić sobie z przeciwśrodkami myśliwca. Niemniej, kilkadziesiąt sekund lotu to za dużo czasu i szanse zestrzelenia spadały drastycznie. Chyba że...

Pocisk leciałby z wyłączonym namierzaniem, naprowadzany przez Beboka na podstawie danych z innych źródeł. Problemem były lagi, błędy w obliczeniach - nie było szansy trafić w ten sposób w zwinny myśliwiec. Ale dało się tak podprowadzić pocisk bliżej, tak żeby odpalić wyrafinowane systemy uczenia maszynowego na kilka sekund przed kontaktem. Wtedy nie byłoby ostrzeżenia o namierzaniu na tyle wcześniej.

Gdy przyczajony Sparrow Hawk był już w powietrzu, Scorpion i ... AGM-114 Hellfire mierzony radarem poszły w SU. Ich celem nie było trafić. One miały wywołać alarmy w myśliwcu i zostać strącone przeciwśrodkami, dając wynik 2/2 rozwiązane problemy. MANTISS miał sypać pociskami z lekkim uchyłem, przypadkiem rozsypując wybuchające odłamki tak by ograniczyć widoczność od strony nadlatujacego pocisku. To, że myśliwiec za chwilę zawróci żeby zlikwidować ich pozycje, było więcej niż pewne, ale też mniej więcej pozwalało na oszacowanie rejonu przechwytu.

Ale wszystko to tylko po to, by odwrócić uwagę od nadlatującego z prędkością 4,7 MACHa właściwego pocisku z Bebokiem siedzącym w VR hot-simie za sterami. Krasnolud jak klasyczny kamikaze dosłownie leciał gołą dupą na naddźwiękowej rakiecie.

Na 7,3 sekundy przed przecięciem torów lotu aktywował OS pocisku. Ikona krogulca w kolorach Saab-Saakera pojawiła się przy T-4,9. Konfigurację startową skończył przy T-4,7. Skanery wykryły SU-45 w T-3,2, a w T-2,9 zidentyfikowały poprawnie Sukhoia 47 Fantasy i zapewne wywołały całą feerię kolorowych diodek w kabinie pilota. W T-2,5, pół sekundy wcześniej niż krasnolud by tego sobie życzył, autopilot rakiety rozpoczął korekty toru.
Nagle czas do wybuchu skrócił się do 1,1 sekundy.
Bebok rozpoczął procedurę awaryjnego wylogowywania z VR przy T-0,9s i w chwili kiedy na niebie pojawiła się eksplozja a myśliwiec zniknął z radaru, jego umysł wciąż nie był w ciele.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172