Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 22:15   #423
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Ja też przepraszam - odpowiedział Thomas. - Za wszystko.
Teraz leżało mu się komfortowo obok Roux.
- Wcale cię teraz nie cierpię - rzekł. - Wybacz mi, ale nie podziękuję za to Z’owi, że nas do siebie zbliżył - zażartował. - Ale seks rzeczywiście pomógł oczyścić powietrze.
W jego oczach wcale niczego nie komplikował, tylko upraszczał i wygładzał. To było niespodziewane podejście. Zdawało się, że Zaira nie spodziewał się czegoś takiego, inscenizując tę całą sytuację.
- Ale boję się, że Arthur nabawił się kolejnej traumy - szepnął tak, aby myjący się mężczyzna nie usłyszał. - Nie względem ciebie, tylko względem mnie…
- Cóż… Mógł… W końcu… Zmuszono go, by wziął w usta twojego penisa, dla heteroseksualnego mężczyzny to jednak problematyczna kwestia… Tak myślę, ale wiesz… Może się oswoi, za jakiś czas. Tylko też nie traktuj go przez to jak jajka, bo będzie tylko gorzej. Nie jest dzieckiem, trzeba go wesprzeć, ale bez przesady… Tak jak wcześniej, jak tłumaczyłam ci z piciem - powiedziała.
- Teraz mi to też przeszkadza, ale kiedy działo się… i czułem się podniecony… było mi dobrze. To straszne, jak zmienia się myślenia, kiedy gorączka uderza do głowy. Jak wszystko przestaje mieć znaczenie - mruknął do siebie ciszej.
- Czuję się dziwnie Thomasie. Z jednej strony jestem w szoku, z drugiej… Zaira odnotował na głos, że wszyscy byliśmy zadziwiająco zsynchronizowani i próbuję to przełknąć… - oznajmiła mu szczerze.
Douglas zerknął na nią zaciekawiony, do czego zmierzała. Nie przerywał jej i pozwolił mówić.
- Nie wiem co o tym myśleć, ale nie obawiam się was… Ani Arthura, ani ciebie… Chyba po prostu jestem do was jakoś przyzwyczajona. Bardziej niż przypuszczałam… - podsumowała.
- Powinniśmy wszyscy teraz odpocząć. Potrzebujemy siły na później - dodała jeszcze.
- Mogę się trochę o ciebie oprzeć? - zapytała.
- Tak - odpowiedział Thomas.
Znów czuł się zaskoczony.
- Wierzysz w przeznaczenie? Może to po prostu miało się zdarzyć. Czy to był tylko zbieg okoliczności, że ze wszystkich Konsumentów akurat ty zostałaś oddelegowana do uczenia nas posługiwania się mocami? Spędziliśmy trochę czasu tylko w trójkę w tym domku w górach… Może to jedyny sposób, żebym mógł poczuć nieco bliskości. Wszystkie moje związki kończyły się zbyt szybko i to niedosytem. Albo nawet się nie zaczynały… Arthur natomiast po rozwodzie nawet nie śnił o byciu z kobietą. Oboje jesteśmy w pewien sposób uszkodzeni. A ty? Czemu tobie było dobrze? Też należysz do klubu zepsutych kochanków o złamanych sercach??

[media]http://www.youtube.com/watch?v=L5ozF8HuT4k[/media]

Abby zastanawiała się.
- Nie do końca… Po prostu nigdy nie próbowałam wchodzić w taką relację z żadnym mężczyzną i przywykłam już do kobiecych ciał… No i zdaje mi się, że moje własne zrobiło mi psikusa, pokazując, że jednak kontakt fizyczny z mężczyznami może dać mi przyjemność - mówiła z zamkniętymi oczami. W ten sposób oszukiwała swój umysł. Skoro nie widziała Thomasa, to on też nie widział tego, że znów się lekko zarumieniła. Roux tymczasem słuchała, czy Arthur wychodził spod prysznica, nie chciała, by zostawał zbyt długo sam. Żadne chyba nie powinno po tym wszystkim.
Strumień przestał się lać. Arthur pewnie teraz zaczął się wycierać.
- Czyli było ci przyjemnie? - Thomas spojrzał na nią. - Mi też. Arthurowi też, przynajmniej kiedy koncentrował się na tobie. Koniec końców nie okazało się to okropnym ciosem w naszą psychikę. Z tego, co widzę - uśmiechnął się lekko.
Przyszła mu do głowy pewna kwestia…
- Przywykłaś do kobiecych ciał… czyli nie jesteś na antykoncepcji hormonalnej… - pytająco zawiesił głos.
Serce mu na chwilę stanęło. Przecież dwa razy doszedł wewnątrz Abigail. Jego brat również, ale brał Roux od tyłu, więc nie mógł zostać ojcem… po raz drugi.
Konsumentka lekko spięła się.
- Mmm… No… Nie jestem… Ale przed wszystkim. Zola przyniósł mi tabletkę, która powinna zaradzić ewentualnym niespodziankom. Zostawiłam pudełko w swoim pokoju… - powiedziała powoli. Co prawda była to tabletka ‘Po’, ale substancje w niej zawarte krążył w jej organizmie, więc chyba było to bez różnicy, czyż nie? Opierała się o Thomasa i choć szlafrok nie zasłaniał jej od stóp do głów, to momentalnie przez poruszenie tego tematu zrobiło jej się wyjątkowo gorąco.
- A co… miałeś nadzieję, na zostanie ojcem? - zapytała bardzo powoli, nadal na niego nie patrząc.
- Czy byłbym dobrym ojcem? - Thomas zaśmiał się w odpowiedzi. - Czy w ogóle kiedykolwiek jakiś Konsument był dobrym ojcem? Czy to możliwe? Nie sądzę. Czy chciałbym mieć kiedyś dziecko? Nie kręci mnie to, ale też nie razi. Wydaje mi się, że większość facetów ma zbliżone nastawienie. Jeśli jednak już decydują się na potomstwo… to chyba zazwyczaj z kobietą, z którą są razem. Nikt nie chce się począć jako efekt uboczny wymuszonego kręcenia porno - mruknął.
- Trochę masz rację… - przyznała Roux.
Wstał i wziął ręcznik, teraz nieco brudny. Ruszył z nim do łazienki, kiedy Arthur z niej wyszedł. Spojrzał zdezorientowany na Abby i brata.
- Na serio śpimy tutaj we trójkę? - zapytał.
Abigail leżała, ale kiedy zabrakło Thomasa zrobiło jej się chłodniej.
- Wolisz spać w swoim pokoju na materacu sam? - zapytała.
- Myślę, że tak będzie nam trochę cieplej i chociaż podświadomie bezpieczniej… Poza tym, nie wiem. Wolę być obok was, no chyba, że ci to przeszkadza Arthurze… Znaczy no… - Abigail nie brzmiała pretensjonalnie. Było słychać, że jest zmęczona i po prostu chce być z kimś, a nie sama ze sobą.
Arthur przybliżył się. Szczerze mówiąc wolał spać na materacu sam i ten pokój kojarzył mu się głównie z Zairą i jego fantazjami. Z drugiej strony…
- Myślę, że popadnę w depresję w tamtej celi - mruknął. - To tam się pokłóciliśmy. No i tu mamy tak blisko łazienkę… Łóżko jest bardzo szerokie…
- Co najmniej jakbym cię miała ugryźć - skomentowała, próbując go trochę rozluźnić po słowach o szerokim łóżku.
- Bardziej boję się, że przebudzę się w środku nocy i przyłapię cię oraz Thomasa na potajemnym afterparty - Arthur mruknął. Niby żartował, niby nie.
Wszedł na łóżko i przeszedł przez kobietę. Miał na sobie jedynie bieliznę.
- Ale chyba i tak powinniśmy przejść się po czyste ubrania - rzekł. - Ale to może jutro - mruknął. - Ty sama w czym śpisz? - zapytał. Nie widział jej, gdyż kołdra przykrywała jej ciało.
Abigail westchnęła.
- W szlafroku. Uznałam, że zakładanie bielizny mogłoby być problematyczne. Moje ciało musi trochę odpocząć… I nie martw się, nie planuję afterparty… Co to by była za zabawa, bez wszystkich członków imprezy… - powiedziała, próbując znów zażartować. Przełknęła ślinę, bo jednak dobrała słownictwo tak, że można to było zrozumieć dwojako.
Arthura lekko wcięło.
- Thomas to słyszał, ale ty nie… Dzisiaj miałam okazję pierwszy raz uprawiać stosunek z mężczyzną. Tak się złożyło, że dane mi było od razu z dwoma. Czuję się dziwnie, ale nie jest mi źle… I mam nadzieje, że tobie też nie jest źle - powiedziała w miarę spokojnym tonem.
- Ja czuję się dziwnie - rzekł Arthur. - Nie posiadam dużo większego doświadczenia od ciebie, gdyż w swoim życiu uprawiałem seks jedynie z jedną kobietą. Moją żoną. Byłą żoną. Nie rozglądałem się nigdy za innymi kobietami. Byłem zajęty wieloma innymi rzeczami. No i walczyłem z depresją.
“W sumie nadal walczę”, pomyślał.
- Nie było to wcale takie złe - powiedział. - Jednak nie jestem rozwiązły i nigdy nie zgodziłbym się na taką intymność z osobą, z którą nie jestem absolutnie blisko. Czuję się spełniony i było mi dobrze. Przyjemnie. Już nawet zapominam o tym incydencie z Thomasem. Przynajmniej nie był w erekcji, a to mimo wszystko trochę lepiej… - mruknął. - Czuję się zmęczony fizycznie i psychicznie. Zdarzyły się dzisiaj niewyobrażalne rzeczy - zawiesił głos. - Jesteś pewna, że będzie ci wygodnie spać w szlafroku? To taki użytkowy, biały, z grubego materiału. Mający wchłonąć jak najwięcej wilgoci. Nie czarna, seksowna sukieneczka. Nie przypomina koszuli nocnej.
Abby nie odpowiadała przez kilka chwil.
- No, nie jest najwygodniej, ale nie chcę, byście czuli się niekomfortowo, gdybym miała leżeć między wami kompletnie bez ubrań - powiedziała i otworzyła oczy. Zerknęła na Arthura kątem oka. Leżała do tej pory na plecach, bo tak było jej po prostu najwygodniej. Mężczyzna był teraz od strony ściany, co znaczyło, że Thomas mógł spokojnie położyć się po jej drugiej stronie od brzegu. Mieli dość miejsce, we trójkę na pewno będzie im ciepło, a Abigail czerpała jakąś dziwną przyjemność na myśl, że zamierzała z nimi grzecznie teraz spać. Choć nie przyznawała się do tego póki co przed sobą.
Arthur zastanawiał się, czy to, że uprawiała seks z dwójką braci było dla niej fetyszem. Uznał, że jego podnieciłaby perspektywa posiadania dwóch sióstr w łóżku. Możliwe więc, że tak.
- Cieszę się, że tak dobrze to znieśliśmy - rzekł.
Zdawało się, że on i tak najgorzej ze wszystkich. Przeszedł raz jeszcze przez Abby i wstał poza łóżkiem.
- Przejdę się do tych pokoi, są niedaleko - powiedział. - Przyniosę te ubrania. Być może pomyślał o piżamach. Nie chcę, żebyś spała naga, ale też zasługujesz na to, żeby wyspać się w czymś wygodnym - mruknął.
Ruszył do drzwi. Zastygł na chwilę z dłonią na klamce. Uzmysłowił sobie, że planował właśnie udać się w nocy na samotną eksplorację opuszczonej bazy IBPI. To było szaleństwem… Z drugiej strony… co mogło mu się przytrafić? W jego głowie zaczęło odtwarzać się nagranie z Gryli wpadając przez dziurę w suficie. No cóż. Chyba jednak mógł spodziewać się dosłownie wszystkiego po tym miejscu…
- Jesteś pewny? Może po prostu odpocznijmy… - próbowała go zatrzymać. Trochę obawiała się, że jak wyjdzie, to zniknie na dobre. Abby podparła się na łokciu.
- Nie przejmuj się, szlafrok to nie jest szczyt niewygody… - powiedziała i skrzywiła się lekko. ‘Szczytem jak na dziś to była ta uprząż’ - pomyślała do samej siebie.
- Jesteś pewna? - zapytał. Nawet nie zauważył, że zadał jej to samo pytanie, które ona przed chwilą jemu. Wycofał się niepewnie. - No dobra - powiedział i wrócił na łóżko.
Tymczasem z łazienki wyszedł Thomas. On natomiast był nagi.
“Na litość boską”, pomyślał Arthur.
- Czyli na serio tu śpimy - mruknął, widząc brata i Abby pod pościelą. Zaśmiał się. - W porządku. Tylko jak zgasić to światło?
Roux kojarzyła przycisk niedaleko łóżka. Bo głównie światła wokół niego były zapalone. Nie miała pewności, ale może to jego należało przycisnąć, żeby żarówki przestały bić blaskiem.
- Tu jest jakiś przełącznik, ale najpierw wróćcie do łóżka, żebyście się nie pozabijali po ciemku - zasugerowała i oparła na nim dłoń, przekręcając się na brzuch, czekając aż obaj mężczyźni znajdą się w pobliżu łóżka. Dopiero wtedy przycisnęła, chcąc sprawdzić swoją teorię, że był to właśnie wyłącznik.
Wnet Thomas znalazł się po jej prawej stronie. Był najbliżej wyjścia. Leżał płasko, podobnie jak Arthur, tyle że ten znajdował się od ściany. Abby wychyliła się… musiała oprzeć rękę o Thomasa, żeby to zrobić. Nacisnęła przycisk. Światła zgasły… Przez chwilę było ciemno, po czym powierzchnia tuż nad łóżkiem bardzo delikatnie rozświetliła się na granatowo. Na ekranie zamigotały drobne, złote punkciki imitujące gwiazdy. Pojawił się również księżyc. Animacja akurat wygenerowała kometę powoli przebijającą się przez sztuczne niebo…
- Piękne - szepnął Arthur.
Thomas spoglądał na to.
- Dzień dobry - rozległ się cichy, elektroniczny głos. - Nazywam się AHISP-IBPI i jestem Asystentką Snu. Czy życzą sobie państwo kołysankę? A może dźwięki ambient lub muzykę klasyczną? Szum morza, świerszczenie świerszczy…?
Abby zamrugała.
- Macie na coś ochotę? - zapytała zwracając się do Douglasów…
- Och w sumie ja mam pomysł… Dźwięk deszczu, albo strzelanie iskier ognia w kominku… - zaproponowała dwie opcje, które wydawały jej się kojące i zdecydowanie działające na nią nasennie. Opuściła rękę, jednocześnie już nie opierając się o Thomasa i położyła. Fakt, że jeden z braci był nagi, a drugi miał tylko bokserki był… nieco ekscytujący. Ona tymczasem zawinięta w szlafrok, czuła jak przyjemnie ciepło jej było. Może nawet odrobinę za bardzo.
- Jestem za deszczem - powiedział Arthur.
- Ja też - mruknął Thomas.
- Deszcz jest dobry - kontynuował pierwszy z braci. - Kominek może działać na nas trochę moczopędnie.
- Deszcz może też…
- Nie na mnie.
- W porządku, to niech będzie deszcz. Chyba że nalegałabyś na kominek, Abby?
- Jeśli deszcz wam odpowiada… To poprosimy deszcz - powiedziała, stając się głosem ludu i przemawiając do AHISP-IBPI. Istnienie takiej AI zdawało jej się jednocześnie zaskakujące, ale i nie. To było oczywiste, że ich AHISP mogła mieć jakiś odpowiednik w IBPI… Roux ułożyła się wygodnie, starając nie wiercić. Nie chciała szturchnąć łokciem, czy kolanem żadnego z Douglasów. Było jej miło, że w ogóle obok niej leżeli.
Wnet z głośników zaczął lecieć szum deszczu. Zdawał się mieć idealną głośność. Ani zbyt donośny, ani też cichy i niedostrzegalny. W idealnym środku.
- Słodkich snów - szepnął Arthur. - Czuję się prawie bezpieczny w tym rogu - uśmiechnął się, choć nikt tego nie zauważył.
- Nie wierć się, Abby, bo mnie wypchniesz na podłogę - podobnie lekkim tonem rzucił Thomas.
- Postaram się - powiedziała Abigail, trochę biorąc sobie do siebie to co powiedział, a trochę żartując, bo wiedziała, że ona sama się nie za bardzo porusza, gdy śpi. Mimo wszystko, przesunęła się odrobinę bardziej w stronę Arthura, aż wpadła na jego rękę plecami.
Ten drgnął, bo już zasypiał. Machinalnie, a może celowo pogłaskał ją po plecach.
- Śpijmy już - szepnął dość niewyraźnie. Jak gdyby Abby szukała interakcji, a nie przez przypadek styknęła się z nim swoim ciałem.
- Czy mam opowiedzieć bajkę na dobranoc? - zapytała AHISP-CC.
Abigail ułożyła się w bezruchu, teraz tymbardziej nie chcąc szturchnąć żadnego z Douglasów, po tym jak Arthur zwrócił jej uwagę. Na pytanie o bajkę parsknęła cicho.
- Chcecie bajkę na dobranoc? - zapytała obu mężczyzn. Pomysł był tak egzotyczny, że z ciekawości chociaż posłuchałaby tej proponowanej przez AI bajki.
- Ja nie - mruknął Arthur.
Poruszył się na swoim miejscu, po czym chyba zasnął.
- Jeżeli będzie bardzo cicho, to się nie obudzi - Thomas uśmiechnął się lekko. - Arthur ma ekstremalnie mocny sen. Zresztą tak samo jak ja i Finn… to po tacie. A ty chcesz bajki?
- Może być. Opowiedz, ale bardzo cichutko, żeby nie rozbudzić Arthura - poleciła Abigail i ułożyła się znów na plecach. Rozluźniła się i czekała na rozpoczęcie bajki. Wiedziała, że jeśli tylko się w nią wsłucha, nie minie dużo czasu, a zaśnie.
AHISP-IBPI pokazała swoją animowaną twarz pomiędzy gwiazdami na nocnym niebie. Była okrągła, niebieska z blond włosami. W stylu anime.
- To będzie piękna opowieść o czterech przybyszach z kosmosu. Ale zanim z niego przybyli, byli sławnymi celebrytami na swojej planecie. Gitarzysta miał piękne nastroszone, blond włosy, niczym muzycy z ziemskich lat osiemdziesiątych. Basistka była piękną blondynką o długich włosach. Perkusista był konusem o brązowych włosach. Ledwo co było go widać zza perkusji. Klawiszowiec miał kręcone, granatowo-czarne włosy, przypominające nieco afro naszych czarnoskórych. Wszyscy byli wysoce postawionymi szlachcicami, ale jednocześnie posiadali swój zespół. Kiedy jednak zaatakował ich potężny wróg, byli zmuszeni uciekać na ziemię…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=sOS9aOIXPEk[/media]

- To była zimna, deszczowa noc. Ciemne chmury otulały niebo. Przebijał się przez nie księżyc w pełni - ciągnęła AHISP-IBPI. - Jego łuna błyszczała tęczowo pośród wody spadającej nieskończonymi strugami. Światła Tokyo nie gasły. Wysokie wieżowce, też niskie zabudowania… wszystko promieniowało jasnym, ciepłym światłem. Jednak nawet to światło nie mogło poskromić mroku… Po pustych ulicach pędził samochód na złamanie karku. Burzył spokój śpiących naokoło bezdomnych i gangsterów. Jego koła rozchlapywały naokoło strugi spływające bokami ulic. Piękna dama o brązowych włosach oglądała się na nich, jadąc na tylnym siedzeniu. Była smutna i zestresowana. Karzełek u jej boku mający na głowie śmieszny kapelusz pogłaskał ją po ramieniu, chcąc ją uspokoić. Czarnoskóry kierowca ściągnął okulary i odwrócił się na moment, aby uśmiechnąć się do niej i nieco pokrzepić. Puścił jej oko. Przez chwilę nawet miała nadzieję, że może rzeczywiście jej troska była bezpodstawna… Wreszcie dojechali do celu. W ogrodzeniu znajdowała się wyrwa. Ktoś przeciął metalową siatkę, żeby przedostać się na drugą stronę. Tym kimś był cierpiący w bólu Gitarzysta. Jęczał na posłaniu w magazynie C27. Właśnie przed nim nasza trójka zaparkowała samochód. Wyszła z niego i prędko pospieszyła do środka. Ujrzeli wózek widłowy, fioletowy samochód ze zbitą tylną szybą, jak gdyby ktoś ją przestrzelił, a także nieskończone ilości drewnianych pudeł. Gitarzysta odpoczywał na rozprutym, zielonym i brudnym materacu. Połowa zbroi otaczała jego lewe ramię, jednak prawe było odkryte. W barku znajdowała się paskudna rana. Wylewająca pomarańczowa krew wyglądała okropnie. Nawet włosy Gitarzysty utraciły blond, teraz wyglądając normalnie i brunatnie. Pojedynczy Kryształ Holograficzny oświetlał otoczenie błękitnym, surowym światłem. Mężczyzna cierpiał. Po jego twarzy lały się łzy bólu. A jednak uśmiechnął się, choć z trudem, kiedy ujrzał swoich przyjaciół. Dłonie damy zaczęły drżeć. Wiedziała, że będzie źle. Pozostali również byli świadomi ciężkiego stanu, w jakim znajdował się Gitarzysta. Czarnoskóry mężczyzna opadł na kolana i w gniewie uderzył o podłogę. Był bezsilny. Nie mógł pomóc. Podniósł głowę, aby spojrzeć na dłoń Gitarzysty, która z trudem wyciągnęła się w stronę damy. Ta była niepewna, ale po krótkiej chwili wahania podeszła. Opadła na kolana i po chwili wahania uścisnęła dłoń konającego mężczyzny. Spojrzała w zdziwieniu na błękitny blask, który zabłysnął w punkcie ich złączonych rąk. Ludzkie przebranie damy zniknęło. Jej skóra stała się niebieska, a włosy zalśniły blondem. Była ona bowiem piękną Basistką. Spojrzała w oczy Gitarzysty. Wnet obydwoje przenieśli się do innego wymiaru, skrytego wewnątrz ich dusz. Niebo było zielone, a chmury sunęły po nim powoli i spokojnie. To była zadziwiająca kraina pełna ciągnących się naokoło roślinnych, tęczowych łuków. W dole ciągnęła się fioletowo-niebieska puszcza. Gitarzysta i Basistka lecieli nad nią razem. Wnet zanurkowali, pozostając w objęciach. Jeden z wysokim i puszystych dmuchawców złagodził ich upadek. Impet jednak wyzwolił je. Wnet wzlecieli na nim w powietrze. Kręcili się delekatnie, przelatując nad opalizującym jeziorem. Dno dmuchawca nawet przez chwilę przesuwało się po jego tafli… aż wzleciał raz jeszcze w górę, targany wiatrem. Stanęli na nim, tańcząc. Gitarzysta ścisnął mocno dłonie Basistki. Opadli na jezioro. Mężczyzna ściągnął jej fioletowe okulary, chcąc pocałować ją… jednak nie zdołał. Obca siła porwała go w powietrze, z dala od niej. Ich dłonie się rozdzieliły… Gitarzysta oddalał się i oddalał ku niebu, ona natomiast zaczęła opadać na dno… Otworzyła oczy. Spojrzała na swoje dłonie. Już nie ściskały dłoni Gitarzysty. Ukazywały Klejnot. Ostatni prezent dla niej. Zawierał w sobie Wspomnienie. Słoneczny blask zamienił się w scenę, z której podniosły się postaci maleńkich członków Zespołu. Gitarzysta, Basistka, Perkusista, Klawiszowiec… Wszyscy grali na instrumentach. Tańczyli i dobrze się bawili. Ich prawdziwe odpowiedniki nachyliły się nad Wspomnieniem, zadziwieni jego pięknem. Przypominali sobie stare, dobre czasy na Planecie Matce. Kiedy jeszcze byli szczęśliwi… kiedy byli sobą. Zanim uciekli na ziemię przed siłami wroga… Wspomnienie gasło tak samo, jak zgasło życie Gitarzysty...
 
Ombrose jest offline