Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 22:19   #425
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Ciasteczka są pyszne! Może Emma by je wam narysowała? To moglibyście polecieć do miasta i je kupić - zasugerowała Bee.
- W sumie to ja bym zjadł takie ciastko, skoro jest z męki i cukieru - powiedział Guziczek. - Tak! Wezmę dużo, dużo ciastek! Dla nas wszystkich! Nie, jeszcze wiecej! Ale jak wyglądają?
- Emmo, narysowałabyś? - zapytała Barnett.
Chciała ciągnąć tę bajkę. Wydawało jej się, że w Disneylandzie powinny być ciastka. Bała się, że Emma zdenerwuje się, jeśli ich nie dostanie i będą tylko cały czas w ciemnej, zimnej jaskini. Nie chciała, żeby się rozpłakała. Bee uznała, że mogłaby tego nie wytrzymać i z jej oczu również poleciałby strumień łez.
Emma zastanawiała się.
- Hmmmm, ale ciężko jest narysować ciasteczka, zwłaszcza, że ten zły pan, zabrał mi kredki… Macie tu kredki? Panie Guziczku? - zapytała, odbijając po raz drugi piłeczkę w goblina.
- Mam trochę wungla i a skał tu je i tak dużo do rysowania - rzekł Guziczek.
Najwyraźniej jego pojęcie sztuki utknęło na etapie rysunków na ścian jaskiń z okresu paleolitu.
- Yay! - Bee udała radość. - Ale zabawa, malować po ścianach! Ale to trochę niegrzeczne, nie pasuje do takiej młodej damy, jak ty. Z drugiej strony… jesteśmy w Disneylandzie - ucieszyła się.
- Hip hip hippu hip… - Guziczek zaczął, wyczuwając partnerkę.
- ...hurra! - dokończyła Bee.
Czuła się jak idiotka. Ale też nią była, więc wszystko do siebie pasowało i znajdowało się na miejscu.
Emma zastanawiała się. Z jednej strony była ciekawa jak mieszkały skrzaty, a z drugiej martwiła się o detektywów. Nie była naiwnym, małym dzieckiem, ludzie potrzebowali lekarza, bo to nie było normalne, żeby spać tak długi i mocno, więc na pewno potrzebowali lekarza, bo lekarze się znali na dziwnych dolegliwościach. Z drugiej strony, Disneyland brzmiał fajnie, ale nie była głupia. Nie było tu Myszki Mickey, więc to na pewno nie było to miejsce, więc pani Bee, musiała się kompletnie nie znać, ale Emma Walker była dobrze wychowaną dziewczynką i jej nie powie, że się myli.
- Węgiel… Nie chcę, węgiel jest dla niegrzecznych dzieci… A ja jestem grzeczna i chciałabym kredki i papier… Panie Guziczku… Bardzo proszę, jest pan taki miły, dał mi pan sukienkę… Uratował mnie pan… Da mi pan kredkiiii? - zapytała przeciągle, przesłodzonym tonem.
- Takie małe? Poszukam - powiedział Guziczek. - Tak naprawdę jest ich mało w tym sezonie, ale przynajmniej kilka powinno się znaleźć - powiedział. - Chodźcie.
Bee poszła za nim. Goblin podszedł do jednej ze ścian i w nią zapukał.
- Hasło? - rozbrzmiał głośny odgłos ze skał.
- Niecne Nicponie Do Roboty Hultaje! - krzyknął Guziczek.
Kolega Kamołyka odsunął się, ukazując sekretne przejście w skale. Guziczek wskoczył do środka. Ogromny stwór z kamienia ruszył do przodu, żeby wsunął sanie do wnętrza i też to uczynił. Bee ruszyła niepewnie, wzdychając i zerknęła na Emmę, czy nie będzie szła również naprzód za nią.
Walker zapamiętała sobie hasło, bo było bardzo zabawne. Trochę jak te wszystkie tajne hasła do portretów w Harrym Potterze. Ruszyła do środka, bez zbędnego ociągania. Zerknęła na Barnett.
- Wszystko będzie dobrze… - powiedziała, chcąc zapewnić czarnowłosą istotę, że wszystko naprawdę będzie dobrze. Bee z urody przypominała jej trochę wróżkę, albo Calineczkę. Z drugiej strony, nie była taka odważna jak wróżki i Calineczka, więc może była taką płochliwą, kwiatkową wróżką… Tak… Emma zdecydowanie mogła ją sobie wyobrazić w zielonej, liściowej sukieneczce, ze skrzydełkami i spiczastymi uszkami, chowającą się za płatkami kwiatka, który cały się aż trząsł, bo trzęsła się jego właścicielka. Uśmiechnęła się do niej lekko.
- Nie martw się… Nikt nie zerwie twojego Kwiatka… - obiecała jej jeszcze i mocniej uścisnęła jej dłoń.
Bee bardzo powoli spojrzała na nią. Zaśmiała się bardzo niepewnie. Co w uszach Emmy zabrzmiało jak dzwonienie dzwoneczków, tylko bardziej nadając kobiecie wróżkowego charakteru. Tymczasem Barnett zastanawiała się. Czy to był żart na temat jej dziewictwa? Oczywiście, że żaden goblin go jej nie odbierze… Zamrugała powoli. To była dziesięcioletnia dziewczynka…
- Twojego też nie - powiedziała po chwili wahania. - Bez obaw.
Nieco ołowianym krokiem ruszył przed siebie w stronę przejścia. Seks z Kamołykiem? Nawet jej to nie przyszło do głowy. Na pewno nie powinien mieć problemów z erekcją. Gorzej ze zwiotczeniem po wszystkim.
Emma zamrugała.
- Ja nie mam swojego kwiatka, nie jestem kwiatkową wróżką… - zauważyła.
- Ach… ja też nie - odpowiedziała Bee.
Prawie zapytała ją wprost, czy nie miała na pewno na myśli dziewictwa, ale w porę ugryzła się w język.
- Jesteś, tylko pewnie jeszcze nikt ci tego nie powiedział… Ale nie martw się, ja ci mówię, więc tak jest… Jesteś kwiatkową wróżką… - Emma oznajmiła, zdecydowanym tonem. W uszach Bee jakby dziwnie, lekko zadzwoniło. Miała wrażenie, że zauważyła kolorowy obłok nad głową blondyneczki, ale już po chwili rozpłynął się, kiedy jej uwaga znów spoczęła na Guziczku.
- Ma pan kredki?! To ja narysuję ciasteczka - oznajmiła, przypominając sobie o tym temacie. Choć rzecz jasna wolałaby, żeby nie było kredek, żeby musieli ją zabrać, żeby musieli je kupić, więc… Musieliby polecieć do miasta… Emma myślała intensywnie.

Bee zamrugała. Czy naprawdę to widziała? A może popadła w szaleństwo? Z drugiej strony tuż obok niej kroczył i kamienny ogr. Albo żywiołak ziemi. Czy cokolwiek to było. Powoli szła do przodu.
- Ja się nie zmieszczę - powiedział Kamołyk. - Papa.
Guziczek obrócił się i zaczął mu machać.
- Papa…! - krzyknął.
- Papa - odpowiedział Kamołyk.
- Pa! - Guziczek pożegnał się.
- Pa! - Kamołyk również.
- Papapapaaaaa! - dorzuciła jeszcze Emma, też machając Kamołykowi.
- Papapapa! - Bee też nie milczała. Następnie westchnęła.
- To kto teraz będzie niósł sanie? - zapytała Emma, zerkając na Guziczka.
Goblin zamrugał.
- Cholercia - szepnął. - A już wiem - uśmiechnął się.
Bee zerknęła na niego. Prawie widziała żarówkę, która zapaliła się nad jego głową.
- Teraz możemy pójść do braci i oni ich przeniosą! - Guziczek uśmiechnął się. - Za mną!

Wszystko wokół było skute lodem. Szli naprzód po nierównej powierzchni. Barnett musiała uważać, żeby się nie poślizgnąć. Goblin nie uważał, jednak posiadał pewną komiczną, nadnaturalną grację, która nie pozwoliłaby mu na upadek. Nucił coś pod nosem, idąc przodem.
- Wow… - szepnęła Bee.
To wyglądało tak, jakby przez najbliższą ścianę lodu przebłysła błyskawica błękitnego światła. Wnet korytarze zapaliły się i nie musiały iść w kompletnym mroku. Szli dalej, natomiast przejście za nimi zamknęło się gdzieś w międzyczasie.


- Jak dobrze być już w domu! - krzyknął Guziczek. - Ile ostatnich lat spędziłem w zamknięciu…! A może dekad? Wieków? Tysiącleci? Czas upływa tak nierówno!

- Jak tu ładnie… Tylko zimno… Ale ładnie… Niebiesko… Jak moje oczy - zauważyła Emma, rozbawiona. Podobał jej się widok lodowej rzeźby przestrzeni, przez którą akurat się przedostawali. Co prawda, myślą pozostała przy saniach, bez wątpienia nie pozwoli Guziczkowi zapomnieć o tym, by wysłać braci po detektywów. Skoro nie można się było sprytnie dogadać ze skrzatem, może trzeba było rozmawiać z jego mamą? Mamy zawsze były najmądrzejsze… I wiedziały wszystko. Może ta też taka była, chociaż trochę straszna, no ale nie była ludzką mamą, tylko skrzacio-trolową. Może dla nich była bardzo ładna, nie można było oceniać po wyglądzie, jeśli się nie było tej samej rasy… Tak sobie Emma pomyślała.
Bee natomiast zamilkła. W myślach pielęgnowała róże w Wiszących Ogrodach Barnettów. Przycinała kolce, porządkowała brzydkie, uschnięte liście, ładnie komponowała bukiety.
- Jaką wstążkę? - z uśmiechem na ustach zapytała miłą babunię, która zamówiła u niej bukiet.
- A jakie masz, kochanieńka? - ta odpowiedziała.
Bee obróciła się wokół własnej osi i z sufitu opadły miliony wstążek w najróżniejszych kolorach. Wszystkie były piękne, satynowe i godne rodziny królewskiej.
- Poproszę czerwoną - powiedziała babcia.
- Będzie pięknie komponowała się z kolorem płatków - Bee uśmiechnęła się w odpowiedzi. - A dla kogo to?
- To prezent dla mojej najdroższej żony - rzekła.
Bee oceniła, że staruszka wyglądała nieco jak dużo starsza wersja Abigail.
- Dla mnie? - zapytała.
Abby pokiwała głową z uśmiechem, a Bee rozpromieniła się. Ujrzała w odbiciu okna swoją twarz. Ona również była staruszką.
- ...ż-że co? - zapytała, spoglądając na Emmę, która właśnie coś chyba do niej powiedziała.
- Jaki jest twój ulubiony kolor? - powtórzyła zadane przed sekundą pytanie.
- Kolor…? - Bee zapytała ją tak, jak gdyby dziewczynka co najmniej poprosiła ją o zdradzenie prezydenckich kodów do głowic atomowych Stanów Zjednoczonych.
- Mój niebieski, a twój? Wiem, jaki by ci pasował - oznajmiła Emma i uśmiechnęła się do niej. Chciała się zaprzyjaźnić z kwiatową wróżką. Może jak się ją trochę oswoi, to stanie się odważniejsza? Kwiatowe wróżki miały magiczne moce, ale zachowywały je tylko dla kwiatów. Może, gdyby Pani Bee dostała swój kwiat, to znów byłaby spokojniejsza i mniej przerażona… Emma myślała, a potem kichnęła. Ewidentnie tęczowym dymem, sama zdawała się tego w ogóle nie zauważyć.
Barnett zamrugała oczami, spoglądając na to. Bez wątpienia odchodziła od zmysłów. Nie, to coś związanego z tą jaskinią. Przecież Alice wskazała ją za pomocą swoich mocy. Musiała być paranormalna. W sumie bez wątpienia taka była. Bee miała naokoło pełno dowodów.
- Ja lubię wszystkie kolory, ale najbardziej czerwony - powiedziała Barnett. - Jest intensywny i pełen życia. Pasji, miłości… to kolor serca. I kolor krwi, która krąży w naszych ciałach. Nie ma nic wspólnego z nudą, rutyną i… czy wiesz, co to rutyna? Możesz nie znać tego słowa - uzmysłowiła sobie, że rozmawia przecież z uczennicą szkoły podstawowej. O ile w ogóle do jakiejś chodziła pod opieką IBPI.
- Rutyna to taka jakby nuda, na którą narzekają dorośli ludzie…? - zapytała Emma, upewniając się, czy dobrze kojarzy słowo. Nie używała go, to jednak nie znaczyło, że go nie kojarzyła. Była bystrą dziewczynką.
- Tak - powiedziała Bee. - To też nazwa jakiejś rośliny, chyba zioła a może kwiatka? Nie wiem, ale chyba można to kupić w aptece. Ale ja miałam na myśli nudę.
- Czerwony to ładny kolor. Jak róż… Albo… Maków. Wolisz róże, czy maki? - zapytała teraz, lekko podekscytowanym tonem. Chyba wiedziała, co musiałoby się stać. Pani Bee powinna dostać wspaniały kwiat, w swoim ulubionym kolorze, wtedy zmieni postać wprawdziwą kwiatową wróżkę i uratuje ich wszystkich… Swoją kwiatowo wróżkową mocą… Tak musiało być… Pomyślała mała Emma i znów kichnęła, tym razem… Trzy razy.
Bee nie popatrzyła na nią, gdyż akurat prawie się poślizgnęła i musiała odzyskać równowagę. Dopiero potem zastanowiła się. Maki… odkąd zakazano ich uprawy ze względu na narkotyki, nie widziała tych kwiatków zbyt często, więc nie mogła jakoś specjalnie ich sobie przypodobać. Gdyby nie było to związane z jej zawodem, być może nawet nie pamiętałaby, jak wyglądają. A szkoda, bo były prześliczne. Róże natomiast znała bardzo, bardzo dobrze. Były najpopularniejszymi z kwiatów, jednak Bee uważała, że nie bez powodów. Barnett nigdy nie była osobą, która wzbraniała się przed lubieniem konwencjonalnych i oczywistych rzeczy, takich jak róże.
“No cóż, na pewno nie z tego powodu polubiłam Sharifa”, pomyślała. Nagle pomyślała, że najbardziej uderzyło ją w nim nie to, że był tak oczywiście przystojny. Dostrzegła w nim ten sam rodzaj samotności i smutku, który znajdował się w niej. Pomyślała, że dzięki temu będą się rozumieć i są bratnimi duszami. Koniec końców okazało się, że to wszystko sobie ubzdurała. Kompletnie wymyśliła.
- A czy trzeba wybierać? - zapytała.
Przed oczami stanęli jej Abby i Thomas.
- Nie trzeba. Można lubić maki i róże jednocześnie - powiedziała. - I ja lubię.
Emma zastanawiała się… To jej nie grało…
- A lubisz w takim razie też inne kwiaty? - zapytała, zaciekawiona, bo od razu wpadł jej do głowy kolejny, błyskotliwy pomysł.
- Czy są jakieś kwiaty, których nie lubisz? - zapytała, jeszcze bardziej podekscytowanym tonem, jej głos odbił się echem od ścian jaskini.
To było trudne pytanie. Rzadko kiedy ktoś pytał Bee o to, co lubiła. Zazwyczaj nie musiała wybierać. Z tego powodu… bo nie często dawano jej wybór. Nie narzekała na to.
- Nieczęsto szałwia jest kojarzona ze względu na swoje piękno, jednak według mnie to jedna z najpiękniejszych roślin rabatowych. Firletka to tradycyjny i prosty kwiat. Prosty, ale ładny. Jednak nie przyciąga wzroku. W przeciwieństwie do dalii. To śliczna bylina, ma kwiatki ułożone koncentrycznie i podoba mi się też jej zapach. Nie przepadam za mieczykami. W przeciwieństwie do dalii są takie jakieś niespokojnie, chaotyczne, nieuporządkowane. Podoba mi się łubin, chociaż podstawowy gatunek kwitnie na fioletowo, jednak widziałam także takie o czerwonym zabarwieniu. Jakie są jeszcze czerwone kwiatki… hmm… Nie jestem pewna, ale chyba ostrogowiec i świerzbieniec. Ach i jest jeszcze pięciornik. Ma zabawne kwiatki, przypominają serduszka - uśmiechnęła się. - W sensie płatki, nie same kwiaty. Tylko płatki. Jednak tych płatków składających się na kwiat mogłoby być więcej. No i pelargonia, to taki balkonowy kwiatek. Jednak niektórzy trzymają go również w domach albo w altanach. Czyli najbardziej lubię róże, maki, szałwię i dalię. I może łubin. Oraz ten pięciornik. Nazywa się tak, bo na kwiat składa się pięć lis… Aaaach…!
Rozproszyła się, dzieląc się swoją wiedzą na temat kwiatów. Potknęła się i upadła.
- Jejku jejuniu! - krzyknął Guziczek, łapiąc się dłońmi za policzki.
- Jejku, już wiem! Brakuje jeszcze tylko jednego! Panie Guziczku! Panie Guziczku, to jest zaklęta księżniczka kwiatów! Wróżka kwiatowa, która została zaczarowana w taką postać! Pani Bee… Trochę jak pszczoła, ale to nie pasuje do wróżkowej rodziny królewskiej… Zapewne gdybyśmy poznali prawdziwe imię Pani Bee, to zaklęcie zostałoby zdjęte i znów stałaby się pani prawdziwą księżniczką! - powiedziała Emma i zaklaskała w ręce. Podskoczyła, ale tylko aż sama się poślizgnęła i upadła, zbijając sobie pupę.
Gdyby tylko poznała prawdziwe imię tej zaklętej księżniczki, wróżkowej krainy kwiatów… Musiałoby być eleganckie, z charakterem… Pełne władzy…
- Cholera… moja głowa…
Bee uderzyła głową w lód. Na szczęście nie było krwi, ale pociemniało jej przed oczami. A może to światło promieniujące z lodu zmieniło swoją intensywność?
- Och wy niezdary ślicznoty moje - westchnął Guziczek. - Zaprowadzę was do miejsca, w którym odpoczniecie i zaraz wrócę. No dalej - rzekł, podając rękę Barnett.
Ta jednak stanęła o własnych siłach, więc goblin zaproponował pomoc dziewczynce.
 
Ombrose jest offline