Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 22:27   #428
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- No i jest jeszcze jeden mały problem, który może się właśnie generować na Islandii… - dodała Alice. - To co prawda czysto Konsumencka sprawa, ale jeśli rozwija się w najgorszym możliwym kierunku, pobudzi sensory bezpieczeństwa IBPI… O ile te już nie są pobudzone tym bałaganem… Otóż… Osoba dysponująca za moim pozwoleniem jednostkami Kościoła, wczorajszego dnia, wysłała mi wiadomość, że jeśli nie odpisze, wyśle na Islandię co najmniej batalion Konsumentów… To się bardzo źle składa, bowiem pisał do mnie również… główny założyciel Kościoła… Na tamten moment piętnaście razy, co jest dla naszych ostatnich kontaktów tak niebotycznie niecodzienne, ze względu na to że pracuje nad czymś gdzieś na świecie… Że jeśli połączyć to i panikę osoby zarządzającej ludźmi… Ja nie wiem, czy za chwilę większość Kościoła nie wyląduje na tej biednej wyspie… A choćbym bardzo chciała, żeby tak nie było, Konsumenci są głodni Fluxu. Bo tak im nakazuje natura daru, który otrzymali… Więc jeśli zaczną wyłapywać miejsca i je konsumować, no rozpęta nam się tu bałagan, z wkurzonymi detektywami, bo w końcu, jak zauważyliście… Islandia równa się Laguna, a Laguna to bardzo ważne miejsce dla IBPI. Dlatego… No nie wiem czy nie mamy mało czasu… Już pomijając licznik, który wyznaczył dla nas Zaira - skończyła długi wywód Harper. To ją trochę niepokoiło od poprzedniego dnia, a że nie miała już swoich przybocznych, postanowiła, że zaufa odrobinę tym detektywom i Jen.
- Czyli…? - zapytała Fanny. - Nie jestem pewna, czy chcesz, żeby ci Konsumenci pojawili się, czy też raczej nie.
- Wolałabym nie, bowiem to miała być prosta, spokojna misja. Znaleźć kilka osób, przekonać je i wrócić… Skomplikowało się to wszystko jednak tak… Że oczywiście obecność pozostałych Konsumentów jest mi mile widziana, ale jeśli potrwa to jeszcze dłużej… Ja nie wiem, czy nie spadnie nam na głowę sam Joakim - dodała, w końcu mówiąc jego imię na głos.
Fanny wzdrygnęła się, jakby usłyszała prawdziwe imię Voldemorta.
- A to już zalążek nadciągającej awarii - podsumowała Alice.
- Więc rozdzielenie się nie jest złym pomysłem, ale nie wiem czy po to, byś ty pojechał do góry, a my po pinezki. Jeśli już się mamy dzielić, czego nie jestem zwolenniczką, to lepiej, żeby ktoś pojechał w jeden potencjalnie istotny punkt, ktoś w kolejny, a kolejna osoba w następny. Tak, zbadalibyśmy od razu większy teren. Tylko że, no cóż to mogłoby oznaczać kłopoty, a nie mamy jak się komunikować, przez brak sieci - westchnęła Alice.
- Musielibyśmy ustalić miejsce, w którym byśmy się spotkali za pół godziny i jeśli ktoś by się nie stawił, to by oznaczało, że wpadł w kłopoty na miejscu gdzie pojechał… Uważam jednak, że nieważne czy jesteśmy razem, czy osobno i tak czekają nas tu kłopoty, więc… Optuję za podjęciem małego ryzyka, skoro ostrożność i tak wychodzi nam chujowo - zakończyła i zerknęła na telefony przed sobą na stoliku.
- Ale w jakie miejsca mielibyśmy pojechać? - zapytała Fanny.
- Czy sugerujesz, że ktoś z nas powinien udać się poza Islandię, żeby nawiązać kontakt z zewnętrznym światem i odwołać konsumentów? W sumie to nie musiałoby być poza Islandię - powiedział Brandon. - Myślę, że już w Akureyri powinien być dostęp do sieci lub internetu. Czy powinienem udać się tam, żeby zawiadomić Konsumentów, że wszystko w…
- Chciałeś powiedzieć, że wszystko w porządku? - Fanny uśmiechnęła się krzywo.
- Jaki pyszny jest ten sernik - powiedziała Jen, już po zjedzeniu połowy deseru.
- Po tym jak stracili ze mną kontakt na właściwie półtorej doby, nie wiem, czy sama nie powinnam tam polecieć… Ale nie mogę powiedzieć, że wszystko jest w porządku, kiedy oczywistym jest, że nie jest… - powiedziała Alice i splotła dłonie.
- Sądzę, że najbardziej wskazanym byłoby rozwiązać to wszystko i albo zginąć próbując, albo pokonać to co stoi nam na drodze. A potem, no cóż… Zaklepać wszystkie inne lawiny, które rozpoczęły się z powodu obecnych niedogodności - powiedziała i podniosła swoja komórkę. Sprawdziła, która była godzina, czy nadal nie było sieci, a także przejrzała wiadomości z poprzedniego dnia, które przesyłał jej ‘J.’
Nie miała na to czasu do tej pory, a potem kiedy miała, nie myślała o tym, ale co tak właściwie do niej pisał w tych wszystkich wiadomościach?
To były krótkie SMSy.
“Jesteś już?”
“Czemu nie odpisujesz? Wszystko w porządku?”
“Martwię się.”
“Daj jakiś znak.”
“To nie wygląda dobrze.”
“Czuję się kurwa bezsilny…”
“Chyba upiję się.”
“Mam nadzieję, że nie odpisujesz dlatego, bo nie żyjesz…?”
“...nie żyjesz?”
“A teraz? Może teraz odpiszesz?”
“I chuj.”
“Z tym wszystkim.”
“Jak przeżyjesz, to przylecę i może zobaczymy się na Nowy Rok. Jeśli napiszesz, że tego chcesz, to mnie zobaczysz. A jak nic nie napiszesz, to mnie nie ujrzysz.”
“Wciąż czekam.”
“Dobra, czuję się teraz lekko urażony.”
“...Alice…?”
- Co tam czytasz? - zapytała Jen.
Alice posmutniała, ale uśmiechnęła się ciepło. Poczuła się, trochę, jakby otuliła się ciepłym kocem w zimny dzień.
- Człowieczeństwo… Czytam człowieczeństwo - powiedziała i westchnęła.
Zaczęła pisać wiadomość.
‘Żyję, chociaż, co to za życie. Chciałabym, żebyś tu był’ - kliknęła wyślij. Oczywiście, sieci nie było i wiadomość najpewniej nie pójdzie, przynajmniej póki ta nie powróci, ale chociaż wysłała ją. Zamknęła oczy i odłożyła telefon.
- Zróbmy coś… Bezczynność mnie wykończy - powiedziała wreszcie.
- Czyli co zarządziłaś? - zapytała Fanny. - Bo mówiłaś dużo teoretycznych rzeczy, ale żadnych konkretnych. Fanny, zrób to. Brandon, zrób to. Jen, zrób to.
Wychodziła z niej Koordynator.
- Jak chcesz, to mogę przejąć kontrolę, ale nie miej do mnie pretensji, jeśli coś pójdzie nie tak - powiedziała.
Baird mimowolnie zagryzł wargę i spojrzał to na Fanny, to na Alice. Milczał, czekając na polecenia. Mimo wszystko w głębi serca był żołnierzem, nie strategiem.
- Cóż, zrobimy więc tak. Zdobędziemy pinezki, ogarniemy mapę. A następnie, każde z nas wybierze jeden punkt i się do niego uda. Jen będzie mogła sama wybrać z kim pojedzie. W ten sposób sprawdzimy więcej miejsc. Spotkamy się o konkretnej godzinie w konkretnym miejscu, które wytyczymy względem wybranych punktów na mapie i tam się spotkamy - oznajmiła i nie czekała na opinie. To był plan, który zarządziła. Najłatwiej byłoby jej oddać kontrolę Fanny, ale co byłaby z niej za szefowa KK, gdyby sama nie umiała wydawać poleceń.
- Dobra - powiedział Brandon.
- Z ilu pinezek zechcesz skorzystać? - zapytała Fanny. - Bo zrozumiałam, że tak chcesz wytypować najbardziej interesujące miejsca. Nie pozwolisz wirować dziesiątkom, ale jakieś małej, konkretne liczbie… czy tak? - zawiesiła głos.
- Gdybyśmy mieli sześć, lub nawet pięć, byłoby najlepiej. W ten sposób moglibyśmy zamknąc się w najbardziej kluczowych punktach - powiedziała Harper.
- Może tyle zdołalibyśmy zdobyć w recepcji? Pewnie mają jakąś tablicę korkową - zauważyła.
Jen wyciągnęła przed siebie dłonie. Zaczęła liczyć coś na palcach.
- Ale po co ci sześć pinezek, skoro nas jest tylko czwórka? I z tego, co zrozumiałam, chciałaś mnie dedykować jako pomoc specjalną, czyli… trzy pinezki? Jedna dla ciebie, druga dla Fanny, trzecia dla Brandona… i ja jako wsparcie - rzekła.
- W sumie rzeczywiście - powiedziała Brice. - Sześć pinezek i nie będziesz wiedziała gdzie kogo posłać.
- A więc trzy. Trzy pinezki, po jednej dla każdej osoby - stwierdziła. Uznała, że sześć, dałoby jej większy podgląd, ale rzeczywiście mieli rację, nie było sensu myśleć o większej ilości punktów, zwłaszcza, jeśli mogli nie wyjść z tych trzech.
- Dobra. Widziałem sklep 1001 drobiazgów za rogiem. Pewnie będą tam pinezki - Brandon wstał, zakładając płaszcz. - Poszukam też mapy, ale jakby nie było, to gdzie ją znajdziemy?
- Jakaś stacja benzynowa? - zasugerowała Fanny. - Może w recepcji będą mieć… - mruknęła.
- Było smaczne - powiedziała Jen, kończąc sernik.
- Ciesze sie Jen. A co do mapy, to druga po portfelu rzecz, która mi została z mojego bagażu w kieszeni płaszcza. Mapa, portfel i telefon. Tyle mam… - powiedziała i potrząsnęła głową.
- Helsinki v.2 - podsumowała cierpko.
Brandon skinął głową, wstał i wyszedł w poszukiwaniu pinezek.
Fanny natomiast zerknęła na nią z zainteresowaniem.
- Czemu? - zapytała. - Co jest takie podobne do Helsinek? Nie będę kłamała… Helsinki urosły do pół mitycznego, pół prawdziwego statusu. Oczywiście przeczytałam wiele w Zbiorze Legend, ale jest milion plotek krążących wokoło… Tak naprawdę chyba żaden detektyw nie wie, co się tam naprawdę zdarzyło. Wydaje mi się, że to zawsze będzie jedna z największych legend IBPI.
- Naprawdę? Legenda? Nigdy nie sądziłam, że zostanę częścią jakiejś legendarnej opowieści… - zagadnęła Alice.
- Dwójka bogów śmierci pragnęła życia. Zamierzała wykorzystać do tego ciało moje i Joakima. Więc… Walczyłam ze śmiercią. Dosłownie, stanęłam na głowie by wrócić się z martwych. Dużo poświęciłam, dużo osób umarło… Za dużo. To nie jest coś, czym powinno się szczycić, albo co powinno być legendarną opowieścią. Helsinki to był naprawdę straszny czas. Wiele wniósł, ale dużo więcej straciliśmy, niż zyskaliśmy - Harper powiedziała i spojrzała na swoją protezę palców.
- Czy nie można tego powiedzieć o wszystkich największych legendach i opowieściach? Okropne rzeczy, które nie powinny zostać opowiadane, jednak może da się z nich czegokolwiek nauczyć. W każdym razie… czemu nazwałaś to miejsce Helsinki v.2? Bo też są tak beznadziejne… ale miejmy nadzieję skończą się dobrze?
Fanny zamrugała.
- O ile… oryginalne Helsinki rzeczywiście skończyły się dobrze.
- Helsinki v.2, ponieważ większość czasu w tamtym czasie spędziłam bez możliwości kontaktu z kimkolwiek, sama, a co więcej stale szpiegowana przez przeciwnika. Luźne skojarzenie. A co do dobrego zakończenia. Żyję, czyż nie? To względnie dobrze… Choć, zależy dla kogo. Zapewne ci, którzy zginęli nie powiedzieliby tego samego - zauważyła.
- A wielu zginęło? - zapytała Fanny. - Z twoich przyjaciół?
- Och! - Jen zasłoniła usta dłonią.
Ten nieco dziwny gest zdołał lekko speszyć Brice.
- Przepraszam, to w sumie pytanie nie na miejscu. Niegrzeczne. Nie odpowiadaj - powiedziała i wyjrzała przez oszklone okno na Brandona, który zniknął za drzwiami sklepu 1001 Drobiazgów.|
- Za dużo - powiedziała tylko krótko Alice i pomyślała o wszystkich tych osobach. Zamilkła i sama też spojrzała przez okno. Po chwili jednak podniosła się.
- Może przejdźmy do lobby i tam poczekajmy na Brandona. W końcu i tak pójdziemy na chwilę do pokoju, gdy wróci - zaproponowała, nie chcąc już siedzieć przy stoliku, skoro posiłek był już za nimi.
Zapłacili jednak najpierw. Dopiero wtedy wyszli na główny hotelowy korytarz. Wtedy akurat do środka wszedł Baird.
- Kupiłem - powiedział oszczędnie. - Chodźmy.
Ruszył w stronę windy. Rozumiał, że Alice będzie chciała skorzystać ze swojej mocy w ustronnym miejscu.
Tymczasem Jen przytuliła się mocno do Harper.
- Jestem z ciebie dumna - powiedziała, uśmiechając się. - Tak dobrze dajesz sobie radę. Jesteś opanowana, samodzielna i inteligentna, mimo że wokół ciebie nie ma ani jednego Konsumenta. Jesteś moją idolką, Alice!
- Dzięki Jen… Pewnie gdyby nie ty, Brandon i Fanny, nie byłoby tak kolorowo - powiedziała jednocześnie obrzucając wdzięcznością nową towarzyszkę i dwójkę detektywów.

Zaprowadziła ich do swojej sypialni, otworzyła drzwi i zaprosiła wszystkich do środka, po czym zamknęła je za nimi na zamek, by na pewno nikt nie wszedł.
- Polecam usiąść - powiedziała i ruszyła w stronę okien. Zaczęła je zasłaniać, a następnie ściągnęła płaszcz, bo w pomieszczeniu było cieplej. Wyciągnęła mapę i poczekała, aż Brandon poda jej pinezki. Potrzebowała trzech i właśnie tyle ułożyła na papierze.

Spojrzała na mapę z góry. Były na niej ślady po poprzednim wbijaniu pinezek. Wzięła wdech i zamknęła oczy. Pozwalając, aż energia Dubhe zacznie przez nią płynąć. Poddała się odczuciu. Mogła korzystać z mapy raz na dobę. Miała nadzieję, że to okaże się przydatne. Potrzebowali kierunków, w które mieliby się udać, a skoro Zola żadnych nie dawał, musiała wytyczyć im je sama.
Wiatr zaszumiał… i jej włosy podniosły się, targane nim. Złota elektryczność błyszała w pasemkach włosów, które zmieniały kolor. Wnet w ogóle nie były rude. Alice lekko podniosła się z podłogi, trzymając w obu dłoniach trzy pinezki. Wreszcie wypuściła je. Zaczęły krążyć wokół niej. Po chwili jednak dość zdecydowanie wbiły się w mapę.
- Już - szepnęła Fanny. - Dokonało się.
Alice otworzyła oczy. Jej włosy jeszcze były złote, podobnie jak jej oczy i skóra. Zerknęła w stronę mapy, a potem na dwójkę detektywów. Kiwnęła głową i westchnęła, powoli uspokajając energię. Teraz dopiero uważnie przyjrzała się mapie. Co wskazały pinezki…?
Po pierwsze, wygasły wulkan Hverfjall.
Po drugie, wzgórze, w którym znajdowała się lodowa jaskinia Lofthellir.
Po trzecie punkt, w który już wcześniej wbiła się pinezka. 65.619254, -16.978012.
Harper obserwowała trzy punkty…
- Więc tak… Teraz, wybieramy kto gdzie chce się wybrać. Jako, iż Brandon jest w mniejszości, proszę, wybierz jako pierwszy - powiedziała Alice i pokazała im mapę. Zerknęła też jak przełknęli jej ‘świetlny pokaz’.
- To ja wybiorę kwieciste wzgórze Lofthellir - powiedział Brandon. - Ciekawi mnie, czy naprawdę znajdują się na nim maki - rzekł.
Fanny spojrzała na nią. Były dwie i zostały dwie lokacje.
- Jesteś starsza Fanny. Wybierz teraz ty - zaproponowała jej, mając nadzieję, że kobieta zrozumie, że to w formie okazania szacunku. Alice zastanawiała się co było w każdym z tych punktów i który był ‘kotem w worku’... Bo któryś musiał być związany z Zolą. Zaira był otoczony przez dużą ilość energii. Miała wrażenie, jakby była na letnim obozie i właśnie ciągnęły z koleżankami zapałki, która będzie zmywać naczynia w kuchni, po obozowym obiedzie.
- Ja Hverfjall - powiedziała Fanny.
- Czyli ja i Alice wybieramy pustkę po środku niczego! - Jen ucieszyła się. Pogładziła ramię Harper. - Nie mogę się doczekać - powiedziała.
Chwilę potem Brandon podniósł telefon. Wyszukał w nim obraz satelitarny z tego obszaru.
- To niedaleko ptasiego muzeum. Jesteś pewna, że chcesz się tam zapuszczać? - zapytał.


Alice pokręciła głową.
- Nie przejmujcie się. Jedyne co, to musimy wynająć jeszcze jeden, lub dwa auta… Żebyśmy mogli każde mobilnie poruszać się po terenie. Ze wszystkich punktów jest względnie blisko tutaj, więc może w takim razie umówimy się za godzinę tutaj? - zaproponowała.
- Zwłaszcza, że dobrze się składa, że wasza dwójka będzie w praktycznie tym samym rejonie - zauważyła.
- Godzina to nie jest trochę mało? - zapytała Fanny. - To znaczy spojrzeć na górę, czy jest pokryta kwiatami… to chyba wystarczy. Jednak dojechać tam i wrócić, to znaczy, że w najlepszym wypadku mielibyśmy kwadrans na miejscu… Chyba że mamy tylko pobieżnie rzucić okiem na to, co się tam dzieje i nawet nie wysiadać z samochodu? - zapytała. - Brak telefonów to bez wątpienia ogromne uciemiężenie.
- Biorąc pod uwagę odległości, stąd w każde z tych miejsc dojazd to zaledwie dziesięć do piętnastu minut. Dlatego proponowałam godzinę, bo nawet jeśli odjąć drogę do i z powrotem to daje nam jeszcze trzydzieści minut rozglądania się na miejscu. Jeśli jednak wolicie więcej, to może półtorej? - zaproponowała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline