Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 22:29   #430
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Rudowłosa uniosła brwi.
- Co masz na myśli, przez ‘Oh nie…’? - zapytała i weszła nieco głębiej do pomieszczenia, przyglądając się uważnie postaci w wózku. Zerknęła na jej energię, ciekawa, czy to ona była tym źródłem, które wskazywała mapa.
Tak, bez wątpienia była Paranormalium. Dużo bardziej przypominała swoją energetyką Konsumentów, niż Parapersonum Detektywów. Choć energia w jej ciele zdawała się dodatkowo dzika, nieustabilizowana i dziwna.
- Moja siostra cię tu wysłała, czyż nie? - zapytała, wzdychając. - Dowiedziała się o moim małym wybryku, czyż nie?
- Jakim wybryku… Przykro mi, ale nie przysyła mnie tu twoja siostra… Jestem tu z innych powodów. Chciałabym zrozumieć kilka rzeczy… Na przykład. Czemu Zola Zaira cię nie zabił, choć zabił wszystkich twoich ochroniarzy… - zwróciła się wprost do dziewczyny.
- Jestem Alice, a ty? - zapytała, przypominając sobie o grzeczności.
- Emilia - odpowiedziała dziewczyna. - Nie rozumiem. Skąd tu przybyłaś? Czy jesteś jego wspólniczką? I to nie jest tak, że mnie nie zabił… To byłoby zbyt wielkim darem. Przyszykował dla mnie szereg niezbędników, żebym mogła przetrwać kilka dni. I kiedy się skończą, wtedy umrzeć. Tak mi podziękował, spełniając moje życzenie. A jednak nie skręcił mi karku tak, jak go o to prosiłam. Bawi go cierpienie innych. Skoro moja śmierć ma być powolna i w męczarniach, to niech tak będzie… niech po prostu już nadejdzie… Może to dobry los mi cię zesłał… - mówiła.
Alice milczała.
- Nie współpracuję z nim. Nęka mnie. Porwał moich bliskich. Czegoś chce ode mnie, ale zamiast powiedzieć mi wprost, terroryzuje mnie. Nie dam ci śmierci, jeśli tego oczekiwałaś. Mogę natomiast spróbować dać ci życie… Jeśli chcesz. Co ci dolega? - zapytała i podeszła jeszcze bliżej do kobiety. Zatrzymała się może trzy metry od niej.
Emilia uśmiechnęła się smutno.
- Nie pomożesz mi. Moja siostra próbowała wszystkiego. Widziałam szamanów, wróżki, wiedźmy, znachorów, księdzy… dosłownie każdego. Również wszystkich normalnych lekarzy. Jednak nikt mi nie może pomóc. Bo nie jestem chora, nie dręczy mnie choroba. Dręczy mnie to, kim jestem. Kim się stałam. Czym się stałam… - zawiesiła głos. - Czy zabijesz mnie, jeśli ci powiem, że to ja doprowadziłam do uwolnienia Gryli i Zairy? - zapytała. - Że to przeze mnie porwał ci bliskich? Odłącz aparaturę. Ja mam zbyt miękki charakter, aby to uczynić. Co nie zmienia faktu, że już od ponad piętnastu lat prawdziwie pragnę śmierci - powiedziała.
- A kim jest twoja siostra? W jaki sposób ich uwolniłaś? Co ci tak właściwie dolega… Jesteś w ogóle świadoma zdolności, które posiadasz? - zapytała Alice. Była ciekawa czym tak właściwie była Emilia. Kolejną trzymaną przez IBPI osobą, jako obiekt badań? Alice zastanawiała się. Czy powinna zabić Emilię? Mogłaby, ale co by to dało. Nic by nie zyskała, a jedynie straciła odrobinę człowieczeństwa.
- Najpierw powiedz, kim ty jesteś. I dlaczego tu przyszłaś - powiedziała Emilia. - Wtedy odpowiem na twoje pytania.
Była słaba i chorowita, ale posiadała w sobie pewną hardość oraz pewność siebie. I to wyjątkowego rodzaju. Jakby była osobą, która nie miała nic do stracenia. Która nie obawiała się śmierci, ale jej pragnęła.
- Twój dom wskazała mi moja zdolność. Jestem w stanie wytropić ogromne źródła skupisk energii. Chciałam sprawdzić co jest jego źródłem i trafiłam na zwłoki strażników. Przejrzałam monitoring i znalazłam ciebie. Zaira nie dał mi jeszcze kolejnego okruszka, po którym miałabym iść w jego pułapkę, więc postanowiłam, że spróbuję zrobić coś sama i podzieliłam się z dwójką innych ludzi trzema punktami na mapie. Ja i moja towarzyszka jesteśmy tu. Został na dole, spodobała jej się twoja biblioteka. Pozostała dwójka pojechała w inne dwa miejsca, mamy się spotkać ponownie za jakąś godzinę. Tyle - wytłumaczyła dość jasno Alice. Miała nadzieję, że to Emilii wystarczy.
- To nie jest moja biblioteka - powiedziała kobieta. - Moja siostra zbudowała dla mnie złotą klatkę. Zatrudniła najlepszych designerów, zakupiła najdroższe materiały i antyki. Ale ja nic z tego nie chciałam. Nigdy nie chciałam. Nie jestem tego typu dziewczyną. Dlatego kazałam przenieść mnie tutaj, do skromnego i cichego wnętrza, w którym mogłabym spokojnie gnić aż do śmierci, która nie chce przychodzić.
Zamilkła na chwilę.
- Jesteś Konsumentką, prawda? Nie wyglądasz mi na detektywa IBPI.
- Skąd wiesz o IBPI i o Konsumentach? - zapytała uważnie obserwując dziewczynę. To było zaskakujące pytanie. Alice nie spodziewała się takiego usłyszeć. Postanowiła, że jeszcze nie odpowie na nie.
- Nazywam się Emilia van den Allen - powiedziała kobieta. - Moja siostra to Alicia van den Allen, dyrektor IBPI. Na dodatek jestem pierwszą Konsumentką. Oczywiście, że wiem o IBPI i Konsumentach.
Alice otworzyła i zamknęła usta. Przełknęła ślinę i przegarnęła usta.
- Jestem Dubhe. Powód, dla którego Kościół Konsumentów istnieje - powiedziała i pozwoliła, by jej oczy stały się złote, a kosmyki włosów zalśniły.
Emilia poruszyła się. Starała się ukryć swoje emocje, jednak bez wątpienia jakieś nią targnęły.
- To od Gwiazdy we mnie cały Kościół posiada swe moce. Obecnie kieruję nim, w formie tymczasowego zastępstwa… - powiedziała i przyjrzała się uważnie Emilii. Nie sądziła, że pozna kiedyś… Byłą szwagierkę Joakima. Doznała lekkiego szoku. Weszła do złotej klatki stworzonej przez Alicię dla swej siostry… I przez moment rozważała zabicie jej. Teraz… Tak właściwie te wątpliwości nie zmalały.
- A więc ty jesteś odpowiedzialna za mój stan - powiedziała Emilia. - Jeśli naprawdę jesteś Dubhe. A więc to twój obowiązek mnie zabić i skrócić moje męki. Byłam zdrowym i normalnym dzieckiem. Ile miałam lat, kiedy Joakim dał mi swojej krwi? Piętnaście? Szesnaście? Nie do końca go winię, bo nie wiedział, co czyni, a ja też nie do końca się wzbraniałam. Potem najwyraźniej nauczył się, jak poprawnie tworzyć Konsumentów, jednak pierwsza jego robota była kompletną porażką. Ja jestem kompletną porażką. Nie mogę przejść nawet trzech kroków, żeby nie stracić przytomności. Moje narządy umierają po kolei, choć czasami doznają cudownych ozdrowień. Aktualnie cierpię na zniszczone nerki. Codziennie wymiotuję, boli mnie głowa, nie mogę jeść normalnych rzeczy, żywię się specjalną jogurtową papką o smaku wanilii, czekolady lub kurczaka. Jeżeli to twoja sprawa, to miej odwagę uczynić to, co powinnaś uczynić.
Alice milczała przez chwilę. Nie miała pojęcia, że tak to wyglądało. Że nie od początku wszystko szło gładko. Że Joakimowi kiedyś nie powiodło się stworzenie Konsumenta. Jej to przyszło naturalnie… On dostał moc od wizji Dubhe w swym śnie… Zakładała, że mogło to być w jakimś poziomie Iteru… Mogła zrozumieć więc, że mogło mu nie wyjść, skoro na początku nie wiedział jak. Harper przechyliła głowę.
- Przykro mi to słyszeć. Czemu oh… Chciałaś zostać Konsumentką, by mu pomóc? Czy był inny powód? - zapytała w zadumie.
- Nie wiedziałam nic na temat zostania Konsumentką. To były w ogóle czasy, kiedy Kościół Konsumentów jeszcze nie istniał, a Joakim nie miał w głowie nawet nazwy. Alicia kiedyś pogardliwie nazwała sam akt Konsumowaniem. Joakim pragnął czegoś bardziej naukowo, jak Asymilacja, albo romantycznego. Potem jednak postanowił zrobić jej na złość i przyjąć nazwę Konsumowania oraz nosić ją z dumą. To było trudne małżeństwo - powiedziała Emilia. - Joakim przez kilka tygodni śnił o pojeniu ludzi swoją krwią. Rzecz jasna nie zaczął tego robić od razu, tylko jak każda w miarę zdrowa psychicznie osoba ignorował sny. Potem zaczął o nich opowiadać. Ja zgodziłam się mu w tym pomóc. Powiedział, że nie ma pojęcia, jak to może mnie odmienić. Ja myślałam wtedy, że ma na myśli zabranie mojego dziewictwa - uśmiechnęła się jakoś krzywo. - Mam na myśli, że jak odmieni mnie mój pierwszy raz - dodała po chwili, żeby sprostować. - Nie przyszło mi do głowy, że to z krwią to coś więcej niż tylko fetysz.
Alice potarła skroń dwoma palcami swojej lewej dłoni.
- Ciekawiło mnie zawsze, czy jego ego zostało tak rozdmuchane, czy takie po prostu miał… Ale jak dosłownie każda kobieta w dowolnym wieku pragnęła złożyć mu swój wianek… Nieważne… Nie chcę teraz o tym myśleć… Czyli… Rozumiem, że spróbował, nie wyszło jak powinno… Pozwól, że ci się przyjrzę, dobrze? - poprosiła Alice i podeszła do niej teraz bliżej. Zsunęła rękawiczkę z jednej z dłoni i wyciągnęła ją do Emilii.
- Podasz mi proszę dłoń? - poprosiła. Wcześniej chciała w ten sposób pomóc jednemu z detektywów, ale wystraszył się. Chciała przyjrzeć się energii Dubhe w ciele Emilii, może mogła to jakoś naprawić? Przynajmniej nic nie szkodziło jej spróbować.
Emilia wyciągnęła ją w jej stronę.
- Wydaje mi się, że już nigdy więcej nie poił ludzi swoją krwią w trakcie seksu - powiedziała. - Bo tylko ja jedna tak skończyłam. Byłam skomplikowaną nastolatką. Chciałam go głównie dlatego, bo pokłóciłam się wcześniej mocno z siostrą, której był mężem - mruknęła. - A że nie był obrzydliwy, to swoją drogą - dodała. - Jednak nie było warto - skrzywiła się. - Zniszczył mi życie. I też Alicia dobrze nie przyjęła, że jej mąż rozdziewiczył jej młodszą siostrzyczkę, praktycznie dziecko na granicy legalności i tym zniszczył jej całe życie. I chciałabym mieć tu na myśli niespodziewaną ciążę - parsknęła gorzkim śmiechem. - Nawet nie była na mnie zła, wszystko skupiło się na Joakimie. Była przekonana, że Konsumowanie jest złem wcielonym i zapewne on również. Zabrał jej córkę, siostrę… - mruknęła.
Alice słuchała jej, ale jej oczy znów zajaśniały złotem, kiedy zaczęła powoli badać energię w ciele Emilii. Chciała zrozumieć co było z nią nie tak. Czy jako matka tego Konsumenckiego Ula mogła coś zaradzić, na wypadek swojego pierwszego, głównego generała? Chciała poznać energię w Emilii, by ocenić całą sytuację okiem królowej Pszczół, a nie lekko zazdrosnej o relacje wszystkich naokoło z Joakimem Dahlem, kobiety.
Czynienie drugiego człowieka Konsumentem było skomplikowanym procesem. Dla niej zdawało się naturalne, gdyż posiadała w sobie Dubhe, która wszystkim idealnie kierowała. Miała wgrane sterowniki i nawet nie musiała o niczym myśleć. Joakim nie posiadał takiego ułatwienia. Musiał dużo bardziej skupić się i wymagało to od niego szczególnej siły woli. A każdy przypadek był różny. Ludzie różnili się między sobą charakterami, wiekiem, kondycją ciała, zdrowiem… Także PWF. Zarówno normalny człowiek, jak i Parapersonum mogli stać się Konsumentami. To była wielka zmiana przebiegająca w stosunkowo krótkim okresie. Nowy Konsument nie tylko zaczynał mieć własną nową moc, ale również nabywał kolejną polegającą na czerpaniu samej esencji wyjątkowości z innych istot. Należało też wykształcić połączenie pomiędzy daną duszą i Dubhe, która stała za tym wszystkim. Joakim, jak Alice uznała, zafundował Emilii nie tyle delikatny zastrzyk energii, ale elektrowstrząsy. Wybiły one naturalne rytmy kobiety, w zgodzie z którymi funkcjonowało całe jej ciało. Najpewniej duże znaczenie miało również to, że Emilia miała stać się Konsumentką w tej samej chwili, kiedy traciła dziewictwo, które samo w sobie było dość znaczącym wydarzeniem. Na wszystko było czas i miejsce, natomiast Joakim wybrał bardzo złą chwilę na przeprowadzenie bardzo misternego i delikatnego rytuału.
Alice uznała, że mogła uczynić tylko jedną rzecz. Dać jej swoją własną krew. Mogło to mieć dwa skutki. Albo ją uzdrowi i wygładzi chaotyczne wiry Fluxu niszczące i naprawiające szkody w jej organizmie… albo nastąpi przeładowanie i Emilia umrze. Szansa wynosiła… pół na pół.
Harper zastanawiała się.
- Są dwie opcje… Wiem, co poszło nie tak, kiedy Joakim dał ci swoją krew. Widzę to w twoim organizmie. Jako źródło energii, rozumiem, skąd błędy w działaniu twego ciała. Mogę ci więc zaoferować takie oto rozwiązanie. Podam ci moją krew. Krew od samego źródła, od Dubhe. Albo ustabilizuje ona to, co krew Joakima zaburzyła, całkowicie wyzdrowiejesz i staniesz się Konsumentką w najczystszym tego słowa znaczeniu, poprzez bezpośrednie połączenie ze mną… Albo moja krew przeładuje cię i umrzesz. Wybierz Emilio. Nie zabiję cię w sposób zwyczajny, nie jestem morderczynią, ale mogę spróbować ci pomóc. Jeśli śmierć w formie nieudanej próby cię satysfakcjonuje, to jest jedną z opcji - wyjaśniła Alice i czekała teraz na decyzję kobiety.
Emilia słuchała.
- Niby czemu miałabyś chcieć mi pomóc…? - zawiesiła głos niepewnie.
Bała się tylko jednej rzeczy, o której Alice nie wspomniała. Że w jakiś sposób ją zniewoli i zacznie używać jak marionetki. Alicia mówiła, że właśnie tak to działało. Ten wielki zachwyt i dziwna, niespodziewana miłość. Jeśli tak naprawdę miał to być pół na pół wybór między śmiercią i zostaniem marionetką, to wolała skończyć z sobą na sto procent, w standardowy sposób. Nie powiedziała tego wszystkiego na głos, bo Alice i tak nie mogłaby powiedzieć czegoś, po czym miałaby jej na bank zaufać. Emilia tylko nie wiedziała, dlaczego Harper miałaby chcieć jej pomóc. Wiedziała tylko, dlaczego powinna… ale czy to było motywem Alice?
- Ponieważ chcę udowodnić twojej siostrze, że myli się co do Kościoła… Ponieważ jest mi przykro, że spędziłaś tyle lat cierpiąc i ponieważ pragnę, zabrać z głowy Joakima choć jeden wyrzut sumienia, których ma tyle, że topi się w alkoholu. Jeśli mogłabym zrobić te wszystkie rzeczy, poprzez prosty gest pomocy, to byłoby naprawdę świetne. Jeśli jednak by mi się nie powiodło, ty nadal nic byś na tym nie straciła, tylko ja. W obu rozwiązaniach zyskujesz, bo albo otrzymasz swoje życie dla siebie, albo stracisz je, tak jak pragniesz - wzruszyła lekko ramionami.
Emilia zastanowiła się. Zagryzła wargę. Mimo wszystko Alice udało się obudzić w niej coś, czego nie czuła przez połowę swojego życia nawet przez chwilę… Nadzieję. A może to mogło skończyć się dobrze…?
- Czy to będzie bolało? - zapytała po chwili wahania.
Rudowłosa przysunęła sobie jakieś krzesło obok niej i zdjęła obie rękawiczki.
- Chciałabym odpowiedzieć ci, że tak, lub nie, ale nie wiem. Według osób, które zostały przemienione poprawnie, to tydzień cudownej, niesamowitej i najlepszej w ich życiach ekstazy. Niestety, nie wiem jak zareaguje twoje ciało. Jeśli się nie uda, nie wiem jakie to będzie miało skutki poza śmiercią… A jeśli się uda, to znów nie wiem, co będziesz czuła, kiedy twoja gospodarka energii będzie się naprawiała. Więc po prostu trudno mi odpowiedzieć ci na to pytanie Emilio… Ale wolę być z tobą szczera, niż nie. Zawsze staram się być szczera ze swymi Konsumentami, w końcu… Jakby na to nie patrzeć, we wszystkich płynie moja energia, a więc jesteśmy jedną wielką rodziną… A ja nie chcę, by któryś z jej członków cierpiał niepotrzebnie - powiedziała i lekko uśmiechnęła się do niej, nieco zmęczonym uśmiechem.
Emilia nie uśmiechnęła się w odpowiedzi. Dubhe zafundowała jej ponad piętnaście lat niepełnosprawności, więc gadki o byciu jedną wielką rodziną nie trafiały do niej szczególnie.
- Dobrze. Zrób to - powiedziała. - Jednak musisz mi obiecać, że zabijesz mnie, jeśli krzyczałabym w agonii lub jeśli sparaliżowałoby mnie i patrzyłabym się tylko w jeden punkt nieruchomo do końca życia. Jak nie, to pójdź i zostaw mnie samą. Zginę tak czy tak, choćby z powodu samotności.
Śmierć z samotności w jej przypadku miała dosłowne znaczenie.
- Spróbujemy… jeśli będziesz cierpieć, albo wpadniesz w katatonię… Dobrze… To będzie wyjątek i wtedy ukrócę twoje męki - obiecała Harper. Rozejrzała się za jakimś ostrym przedmiotem, w końcu musiała teraz naciąć swoją skórę, by podać Emilii swą krew.
Na stoliku z akcesoriami medycznymi znajdowały się nożyczki oraz pudełko skalpeli.
- W porządku… czy muszę się jakoś przygotować? Coś robić? Czegoś nie robić? O czymś myśleć? Nie myśleć w ogóle? Po poprzednim razie wolę się dopytać… - zawiesiła głos.
Pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że wkrótce znów spróbuje krwi… magicznej krwi… Najwyraźniej niczego nie nauczyła się po poprzednim razie i piętnastoletniej karze…
Alice podeszła do stolika i wzięła jeden ze skalpeli. Rozejrzała się i podeszła do szafki, szukała jakiejś wody utlenionej, by może go nią zdezynfekować, chociaż względnie.
- Po prostu rozluźnij się. Najlepiej by może było, gdybyś położyła się na łóżku. Napijesz się i zobaczymy - odpowiedziała Harper.
- To musisz pomóc mi przenieść się. Męczy mnie już ta nasza długa rozmowa. Zazwyczaj tyle nie mówię… - mruknęła. - Od wielu miesięcy unikam rozmów z kimkolwiek - dodała.
Alice zlokalizowała zapakowany, jednorazowy skalpel. Wzięła go i przeniosła bliżej łóżka. Następnie podeszła do samej Emilii. Pomogła jej się dostać w pobliże mebla, a potem przedostać na niego. Pomagała czasem Marthcie w przenoszeniu Esmeraldy, miała więc w tym nieco wprawy.
- W takim razie leż i już nic nie mów - powiedziała i wyjęła skalpel, po czym spojrzała na swoje dłonie. W która powinna się skaleczyć? Zdecydowała, że w lewą. Prawa, po Isle musiała jeszcze odpoczywać. Syknęła. Nigdy nie przepadała za bólem, ale już po chwili na wnętrzu jej dłoni pojawiły się pierwsze krople szkarłatu, które powoli zaczynały nasilać się. Alice obróciła dłoń i skoncentrowała się na ciepłej energii Dubhe, po czym przysunęła dłoń do ust Emilii i pozwoliła jej podjąć ostateczną decyzje napicia się.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline