Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 23:05   #148
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
21 Brauzeit 2518 KI, dom zgromadzeń

Powinność walczyła z każdą przemijającą chwilą, dziewczyna wciąż jak sparaliżowana stała w cieniu strzechy, bliskiej domu zgromadzeń, lepianki, widziała jak Hans zawarł ciężkie koślawe odrzwia. Raz jeszcze już wiedźmim wzrokiem powiodła po nędznej osadzie, po zmęczonych twarzach ludzi i jeszcze bardziej zmęczonych pyskach zwierzęcych, nawet chaty zdawały się strudzone ciągłym jeszcze istnieniem. Wszędobylskie, choć tłuste, muchy latały jakby otumanione. Tylko mur zdawał się tkwić niezachwianie i pewnie. Mogłaby tak stać Olivia jeszcze długo, ale przypomniała sobie na powrót o powinnościach. Mus przygotować jadło dla czarodziejki. Ruszyła niepewnie przecinając rozbite klepisko. Pod drzwiami, nabrała już pewności, rozzłościły ją tylko owe drzwi, które trzeba było ciężko przesuwać, co uniemożliwiało efektowne wejście. Postanowiła sobie pomóc i mocno zastukała w drewno.

Już traciła nadzieję, kiedy jednak ktoś uchylił od środka, napotkała spojrzenie młodego Mayera, oczy miał wzburzone, po dłoniach spływała krew i przez chwilę panna Hochberg pomyślała o najgorszym. Wkroczyła z wilgotnego chłodu w duszny półmrok pomieszczenia. Nienaturalnie pustego i cichego. Nerwowo przekroczyła całą salę, zatrzymała się przy palenisku i odwróciła.

- Gdzie Niers?! Co się wydarzyło? - dopiero gdy przestała skupiać się na surowych twarzach mężów i popatrzyła na przykucniętą przy miednicy Saxę, zrozumiała. Kaczki.

- Wyszedł - odparł zdawkowo Franz, ale dziewczyna już śmiała się z własnego błędu. Mało śmiała, zanosiła się śmiechem histerycznie, aż się popłakała. Wskazała na miednicę - Kaczki - otarła twarz rękawem - dobrze, bo nasza dobrodziejka dopomina się wieczerzy. Nie, nie teraz jeszcze, poszła na przechadzkę z śniącym zwącym się Leto.

Podeszła do ławy rzuciła na nią torbę podróżną i ciężko padła na ławkę. Zauważyła zagubionego nocnego motyla i zaczęła wodzić za nim wzrokiem. Czuła podświadomie skupioną się na niej uwagę. Spojrzała na skostniałe palce i cicho westchnęła - Zrobiłabym laskę za puchar rubinowego bretońskiego. - Przeniosła wzrok na rozbawionego Hansa Hansa i dodała - nie kłopocz się, nie ma takiego w okolicy wielu mil. Wcale nie mam ochoty na pieszczochy jęzochy.

Odczekała jeszcze kilka dramatycznych uderzeń serca i zwróciła się do wszystkich.

- Oni zdają się w to wierzyć, to znaczy Śniący i Czarodziejka. A Wy, wierzycie w żywe trupy? To bez znaczenia i tak wkrótce się przekonamy. Lepiej żeby Niers wrócił do wieczora, jest zbyt pochopny do miecza. Kapłan, Sigmaryta zwie się Valdemar, twierdzi, że przychodzą po zmroku, od kilku dni codziennie. Wcześniej jakoby rzadziej. - Niby od niechcenia spojrzała na Saxę, uśmiechnęła się - Łakną wszelkiego życia, ale szczególnie tego które lśni młodością, szczęściem i wigorem.

- Pani Katerina przybyła z kolegium za wysłanym listem z prośbą o pomoc, zaś sługa Morra, twierdzi, że nakazał mu to jego pan w snach. Kapłan utrzymuje, że ten list był ostatnią nadzieją i szansą, dziwne to, bośmy idąc tu żadnych umarlaków nie widzieli, ani ich śladów, to samo rzekli słudzy Morra. - przerwała - proszę o kubek wody.

- Masz łapy, sama se nalej. Jeszcze mleczko będziemy smarkowi pod nos podstawiali. - żachnął się Hans Hans

Dziewczyna podniosła się ciężko, podeszła do paleniska, z wielkiego sagana zaczerpnęła chochlą i nalała do glinianego kubka, dosypała ziół, mięty, tymianku i szałwii, na obrzeżu naczynia przysiadł motyl. Olivia pozwoliła przejść mu na dłoń. Odpoczywał delektując pot. Patrząc na ćmę dziewczyna kontynuowała.

- Valdemar opowiadał mroczną historię osady, nie jest to pierwszy raz kiedy nieumarli jej zagrażają, działo się to już wcześniej. Szczególnie rozprawiano o czarowniku mianem Radamus Arforl. Człowiek ten wiele lat temu przybył do Herrendorfu, by odpędzić pana wron. - upiła łyk, delikatnie, by nie oparzyć ust - Takim mianem określano czarodzieja odpowiedzialnego za nekromancję, ukazywał się podobno pod postacią stada wron. Te wiszące na murach ptaki pokutują za starego maga i jego sztuczki. Arforl odprawił rytuał, by wygnać nieumarłych i ich pana, ale coś poszło nie tak, gdyż sam legł martwy. Powiadają, że zgubiła go miłość do niewiasty. Trudno wybierać między miłością życia, a życiem wielu ludzi i bezpieczeństwem cywilizacji. Tak czy inaczej po rytuale umarlaki odeszli, a czarownika pochowano w mauzoleum. Było to blisko trzy wieki temu i w owym czasie wystawiono mur. Znów to trochę dziwne, kiedy już zło odegnano, wystawiono zapobiegawczo ochronę. Do tej pory nic złego nie spotykało mieszkańców Herrendorfu.

Podeszła na powrót do ławy i z impetem odstawiła kubek. Zdjęła dopiero płaszcz.

- Mauzoleum zaginęło na bagnach, nikt nie zna jego miejsca położenia - omiotła spojrzeniem myśliwego i przewodnika - to dla was wyzwanie panowie. Stary kapłan syczał jeszcze coś o zapiskach, starych pergaminach, będących wskazówkami. Ktoś czyta? - saknęła noskiem - Liczę, że wiedź.. Pani Lautermann zainteresuje się tym szczegółem.

Wstała, wzięła do rąk gorący jeszcze kubek i zaczęła przechadzać się między towarzyszami, czując się jak na teatralnej scenie. Znużenie opuściło ją niezauważone, wróciło podniecenie.

Tymczasem najlepsze.. - przerwała - A gdzie podział się Karl? Ach wyszedł, niepotrzebnie, powinien słuchać! - w jej głosie można było wyczuć prawdziwą złość - Ametystowa Czarodziejka jest pewna, że odprawi rytuał i odpędzi nieumarłych sama, bez pomocy - zamiast odstawić wpierw kubek Olivia klasnęła w dłonie i wylała większość napoju, niezrażona kontynuowała w jeszcze większej egzaltacji - Zaś Leto odparł to samo, załatwi sprawę, albo będzie jak zechce Morr, to faktycznie już mniej optymistyczne. - panna Hochberg, pierwsza aktorka Herrendorfu, obróciła się dramatycznie na pięcie dookoła osi. Choć wielu cyników uznałoby to za groteskę, nie można było odmówić dziewczynie wdzięku, gdy do czegoś się zapalała. - My zaś jesteśmy szarymi sługami, tak rzekła. Trochę martwi mnie zbytnia pewność siebie naszych możnych, ale pobłogosławmy im by wiedzieli co robią.

Opróżniła kubek, odstawiła. Spoglądała po zebranych.

- Jeśli prawdą są słowa tych możnych państwa, przyjdzie nam stanąć dzisiejszej nocy na murach i pikami, oraz ogniem razić nieumarłych. Nieistotne jak bardzo na tym zyskamy, jak nas docenią, dzisiejszej nocy będziemy chronić siebie nawzajem. Mój stryj nas wybrał, nie sądzę by dla zaszczytów to czynił, wybrał tych, których mało byłby żałował. Ale ja nie chcę stracić żadnego z was, dlatego zaklinam was chrońcie się wzajemnie, jakbyście samych siebie ochraniali! Gdzie jest do cholery Niers?! Chcę jego miecza.

Olivię wyczerpała scena, ale jeszcze chwilę pograła, pogładziła po włosach Felixa, uścisnęła Mauera, ucałowała przedramiona Saxy, bo ta dłonie miała w rosole, położyła się na ławce, układając skudłaconą głowę na kolanach Hansa.

- Ale jestem zmęczona. Kurwa, co my tu robimy Hans? - i ledwo powstrzymała się od płaczu.

Jakieś pytania? Większość informacji poszła. Myślę, że jeszcze ktoś powinien pogadać z kapłanem. Z morrianinami się nie udało. Olivia ma kilka kwestii do wyjaśnienia, ale się już nadto post wydłużył.
Czekam interakcji

 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 09-11-2019 o 23:20.
Nanatar jest offline