Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2019, 23:46   #180
TomBurgle
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację


Techniczni w parku maszynowym działali jak mityczne zespoły Formuły 1, wykręcając coraz to wyśrubowane czasy przezbrajania dronów Beboka. Może pomagało to że wszystkie trzy drony były tego samego typu. Może to że dosłownie zależało od tego życie ich kumpli.

Tak czy siak, kiedy na pole bitwy z gracją wsunął się poduszkowy czołg T-18, wszystkie 3 rotodrony były już w pobliżu pola walki. Skuteczność polowania na czołgi z użyciem dronów sterowanych przez riggera była zadziwiająco dobra - jasne, nie tak prosto było skontrować operujący w 3D, korzystający z miejskich warunków pojazd rozmiaru połowy człowieka. Do tego Bebok był naprawdę kreatywny jeżeli chodziło o kąty natarcia.
T-18 został wyłączony z walki drugim z Sprigganów - HEAT posłany spod wózków sklepowych trafił za nisko, rozwalajac napęd poduszkowaca, ale nie unieszkodliwiając modułowego działa. Dopiero drugi pocisk z pary załatwił sprawę, wyskakując zza winkla na wysokości czwartego piętra i ładując głowicę termobaryczną w łączenie wieżyczki z kadłubem.

Był to mały sukces - o wiele mniejszy niż likwidacja pierwszego i drugiego Czerwonego Maga przez jego towarzyszy - ale to zawsze oznaczało kilku żołnierzy którzy mogli walczyć dalej. Którzy, być może, później nawet wrócą do domu.

Kolejnym celem do którego wezwano Beboka był wyjątkowo wredny Altay prowadzący kontratak. W bardzo niemiłym kierunku - to jest w sąsiadujące z lotniskowcem podwórko. Natarcie szło w nieprzyzwoicie dobrym tempie i istniało niezerowe ryzyko że ostatni z dronów nie zdąży dotrzeć na czas. Piechurzy AW osłaniajacy ciężarówkę w pośpiechu pobrali trzy BGM-71 TOW'y i ruszyli rozstawiać się po łuku wzdłuż przewidywanego toru ataku. To było znacznie więcej niż było potrzeba, ale ryzyko zniszczenia jednostki dowodzenia dronami uzasadniało (przynajmniej w ocenie Beboka który siedział w jej środku) takie marnotrawstwo zasobów.

I wtedy AWACS zawalił na całej linii. Zawalił tak bardzo, że po raz pierwszy w ciągu ataku na Elbląg Bebok rypnął antycznym sterownikiem Predatora w kąt ciężarówki. Sztabowe radary także zawaliły, ale one to nic pożytecznego nie robiły od początku starcia.

Stracili już drugiego Predatora, a z nim możliwość powietrznego przenoszenia ciężkiego uzbrojenia. Bo ktoś nie był łaskaw pilnować perymetru. SU-47 był nowoczesnym myśliwcem, tak, ale nie był niewykrywalny.

MANTISS II sobie nie radził i było tylko kwestią czasu zanim samolot nawróci i rozwali go swoim 30mm smarkiem. Scorpion MANPADS nie miał najmniejszych szans sięgnąć go na takim pułapie, a był ostatnim pociskiem przeciwlotniczym jaki miał.

Saab-Saaker AIM-27 Sparrow Hawk, udostępniony przez dowództwo, mógł być zbawieniem. Problemem było to, że odpalenie go z wyrzutni zaraz pod magazynem, daleko za obecną pozycją myśliwca, dawało wrogowi czas na reakcję. Dużo czasu. Przewóz wyrzutni trwałby tyle, że rusek w kabinie wybebeszył by im w tym czasie dwa tuziny czołgów.

Trzeba było więc improwizować, w sposób niezdrowy do granic rozsądku.
AIM-27 był szczęśliwie na tyle nowoczesny, by był z nim kontakt w locie. Tak właściwie, to można było o nim myśleć jak o dronie. Jednorazowy, wyładowanym materiałem wybuchowym dronie którego SU-47 zestrzeliłby jak tylko by go namierzył. Pocisk miał setki technicznych bajerów by to utrudnić i drugie tyle żeby poradzić sobie z przeciwśrodkami myśliwca. Niemniej, kilkadziesiąt sekund lotu to za dużo czasu i szanse zestrzelenia spadały drastycznie. Chyba że...

Pocisk leciałby z wyłączonym namierzaniem, naprowadzany przez Beboka na podstawie danych z innych źródeł. Problemem były lagi, błędy w obliczeniach - nie było szansy trafić w ten sposób w zwinny myśliwiec. Ale dało się tak podprowadzić pocisk bliżej, tak żeby odpalić wyrafinowane systemy uczenia maszynowego na kilka sekund przed kontaktem. Wtedy nie byłoby ostrzeżenia o namierzaniu na tyle wcześniej.

Gdy przyczajony Sparrow Hawk był już w powietrzu, Scorpion i ... AGM-114 Hellfire mierzony radarem poszły w SU. Ich celem nie było trafić. One miały wywołać alarmy w myśliwcu i zostać strącone przeciwśrodkami, dając wynik 2/2 rozwiązane problemy. MANTISS miał sypać pociskami z lekkim uchyłem, przypadkiem rozsypując wybuchające odłamki tak by ograniczyć widoczność od strony nadlatujacego pocisku. To, że myśliwiec za chwilę zawróci żeby zlikwidować ich pozycje, było więcej niż pewne, ale też mniej więcej pozwalało na oszacowanie rejonu przechwytu.

Ale wszystko to tylko po to, by odwrócić uwagę od nadlatującego z prędkością 4,7 MACHa właściwego pocisku z Bebokiem siedzącym w VR hot-simie za sterami. Krasnolud jak klasyczny kamikaze dosłownie leciał gołą dupą na naddźwiękowej rakiecie.

Na 7,3 sekundy przed przecięciem torów lotu aktywował OS pocisku. Ikona krogulca w kolorach Saab-Saakera pojawiła się przy T-4,9. Konfigurację startową skończył przy T-4,7. Skanery wykryły SU-45 w T-3,2, a w T-2,9 zidentyfikowały poprawnie Sukhoia 47 Fantasy i zapewne wywołały całą feerię kolorowych diodek w kabinie pilota. W T-2,5, pół sekundy wcześniej niż krasnolud by tego sobie życzył, autopilot rakiety rozpoczął korekty toru.
Nagle czas do wybuchu skrócił się do 1,1 sekundy.
Bebok rozpoczął procedurę awaryjnego wylogowywania z VR przy T-0,9s i w chwili kiedy na niebie pojawiła się eksplozja a myśliwiec zniknął z radaru, jego umysł wciąż nie był w ciele.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline