Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2019, 17:20   #3
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
21 listopada 1915



- Kitty. Nie wypada tak zostawiać ojca czekając na ciebie! - odezwał się z dołu schodów Andre Rook. Był ubrany w ciepły płaszcz i cylinder, w lewej ręce trzymał laskę z gałką wyrzeźbioną w głowę tygrysa. Nie potrzebował laski do chodzenia, było to zwykłe akcesorium do pokazania stanu i pozycji, prezent od matki Kate.


- Podobno w dobrym guście jest się elegancko spóźnić. - Odezwała się Kate schodząc po schodach. Miała na sobie modną niebieską garsonkę i czarne botki. Ucałowała ojca w policzek i sięgnęła po swój czerwony płaszczyk. - Nie mówiąc już że zmarli nie marudzą na spóźnialskich.


- Ale robotnicy narzekają, Kate. No i twoja matka nie lubi jak cię ciągam po mieście w nocy. - Odparł Andre uśmiechając się lekko do córki otwierając przed nią drzwi.


Oboje wsiedli do taksówki i ruszyli do małej przystani na końcu RIver st. Droga miała trwać piętnaście minut toteż oboje mogli jeszcze trochę porozmawiać.


- Więc przerzucamy się na Chile? Kto by pomyślał że kiedyś sięgniesz po coś innego niż Egipt czy Turcja. - Dziewczyna powiedziała do ojca oglądając od niechcenia mijane budynki mieszkalne i małe sklepiki lokalnych biznesów.


- Ach no tak. Córeczko niestety rynek staje się powoli przesycony Egiptem. Trzeba poszukać nowych miejsc do poznania, z których można będzie czerpać. Nie mówię że już teraz przestaną się odbywać odmumifikowania niemniej trzeba mieć na uwadze że to się kiedyś stanie. -


- I Chinchorro to właśnie nam zapewnią? W sumie ich opis był niezwykle ciekawy. Ta inna forma prezerwacji ciała i zapewnienia życia po śmierci poprzez stworzenie im pośmiertnej maski. - Kate przypomniała sobie parę faktów o owych artefaktach archeologicznych.


- Jest teoria że maska miała służyć rozpoznaniu swojego przodka w końcu wszystkie one były składowane w wielkich komorach. Ba jaskiniach. - Odpowiedział jej Andre. - Cóż ważne żeby była nienaruszona a pewnie za niedługi czas przedstawimy ją na uniwersytecie jako nowy obiekt badawczy.


- Będziesz chciał zrobić wykład jako gość specjalny?


- Nieee, wiesz że żaden ze mnie profesor. Wolę być skromnym dostarczycielem dóbr.


- Skromnym? - Zaśmiała się Kate, wiedząc że jej ojciec nie był znany ze skromności. Niemniej też nie ciągnęło go do mównic sal wykładowych.





Na najdalszej przystani czekał na nich mały kuter z przesyłką. Samochód zaparkował dosyć blisko, od razu po wyjściu oboje poczuli niemiły smród.


- Nienawidzę portów, ten smród zepsutych ryb, których nie zdążyli sprzedać. - Pożalił się Andre na specyfikę portowych zapachów. - Oby nie przeszły na naszą przesyłkę.


- Boje się, że na to już za późno. - Dodała Kate ruszając za ojcem w stronę kutra. Widząc zbliżającą się dwójkę, troje mężczyzn palących papierosy koło trapu na łódź zgasiło je. Jeden z nich wyszedł im naprzeciw.


- Ach Pan Rook i Panienka Rook. Witam, witam. - Mężczyzna uśmiechnął się pokazując szereg krzywych zębów. Dodatkowo im bliżej kutra tym smród był coraz bardziej intensywny, ale wydawał się całkowicie nie przeszkadzać bywalcom.


- Panie Croth. - Powitanie ojca było oficjalne i suche. - Jak mniemam przesyłka jest cała?


- Od razu do rzeczy. To lubimy. - Croth nie zgubił rytmu pewnego siebie szczurka biznesu. Zagwizdał na pozostałą dwójkę a ci weszli na łódź trochę odgłosów szamotania i wkroczyli na trap kołysząc się niebezpiecznie.



Kate zauważyła że ze skrzyni ewidentnie coś cieknie. Smród był już nie do zniesienia i dochodził ze skrzyni. - Tato coś tu nie gra ta skrzynia jest zbutwiała. - Powiedziała Kate. Croth już chciał zaprzeczyć ale jeden z jego pomagierów właśnie się zachwiał i spał trapu do wody. ten co szedł na przedzie postąpił dwa kroki ale z braku równowagi i pod naporem skrzyni runął do przodu. Skrzynia padła z trzaskiem na ziemię. Jej bok pękł a ze środka pod nogi Kate rozlały się mokre zwłoki ewidentnie w stanie rozkładu. A raz robaki! Coś co wydawało się prawdziwym możesz robactwa czerni żerujących na zwłokach.


Kate najpierw nie mogła oderwać wzroku od tego makabrycznego widoku, po tym pamięta tylko że zaczeła krzyczeć. Bardzo głośno. Potem już nic nie pamięta.



10 Kwiecień 1919r.


Kate Rook zeszła do jadalni domu swoich rodziców. Ubrana była w szara sukienkę i czarne botki. Rozejżała się po pomieszczeniu i po ilości nakryć na stole.


- Dzień dobry mamo. - Powiedziała całując matkę w policzek. - Ojciec z nami nie zje?


- Nie, złotko. Wyjechał z samego rana. Mówił coś że musi zabezpieczyć transporty. Wiesz ta cała sytuacja polityczna. - Elsa powiedziała machając ręką jakby chciała odgonić informacje z gazety niczym natrętną muchę. - Nigdy nie wiesz kiedy jakiś idiota postanowił w ramach protestu zatopić parę skrzyń ze statku.


- No tak, sytuacja nie jest ciekawa. - Kate zachowała polityczną poprawność. Obie kobiety życzyły sobie smacznego i zjadły wspólne ciepłe śniadanie podane przez ich nową pomoc domową, Agathę Treszew.



Agatha była emigrantką z polski. Elsa chwaliła sobie polskie pracownice a ta była dodatkowo biegła w angielskim i niemieckim języku. No i była bardzo ładna. A Państwo Rook lubili otaczać się ładnymi rzeczami.
Kate uważała trochę starszą kobietę za miłą i cichą osobę. Dobrze zajmowała się domem, jej kuchnia była niezaprzeczalnie wyśmienita, choć można by posądzić ją o zbyt ‘swojską’. Czasem przyłapała ją na dziwnych zachowaniach, jak pozostawianie resztek ze stołu przy wejściu do kuchni. Wysypywanie pokruszonej cegły na progu drzwi czy zasłanianiu luster jakimś materiałem. Kiedy Kate kiedyś ją o to spytała ta zmieszana powiedziała wymijająco że to takie małe tradycje wyniesione z domu.


- Och właśnie! Agatho, możesz dziś upiec jakiś słodkie ciasto? - Była to forma pytania ale nie zapytanie. Ot zakomunikowanie dziewczynie ze dodatkowo ma przygotować dodatkowy poczęstunek.


- Mamy dziś gości? - Zapytała zaciekawiona Elsa. - Zapraszasz jakiegoś studenta by pomógł ci w nauce?


- Mamooo...- Pokręciła z zażenowaniem głową Kate. - Alicja przychodzi, chcemy skończyć nasze referaty dodatkowo dostałyśmy zaproszenia na spotkanie Lucid Dream Society. Zastanawiamy się nad dołączeniem do projektu.


- Zaprosiłabyś kiedyś jakiegoś męskiego przedstawiciela ciala naukowego - Elsa podreczyła jeszcze trochę swoją córkę.


- Z nimi spotykam się poza domem - Kate w końcu podchwyciła humor śniadaniowy swojej mamy. - Dziękuje z aśniadanie było jak zwykle bardzo dobre. To ciasto przyotuj naaaaa piętnastą.


- Dziękuję Panienko Kate. Tak panienko Kate. - Odpowiedziała Agatha grzecznie zbierając naczynia ze stołu.
Kate zwróciła się jeszcze do Elsy. - A ty jesteś dzisiaj w domu cały dzień?


- Nie kochanie. Mam spotkanie charytatywne z paniami z Towarzystwa. - Powiedziała to jakby musiała się udać na przykry obowiązek prac społecznych. - Lubię je ale ich pomysły…. no nic trzeba to robić by mieć dobre kontakty. Nigdy nie wiesz kiedy będą ci potrzebne.


- Och biedactwo! - Kate przytuliła matkę w teatralnym geście. - Co byśmy z ojcem bez ciebie zrobili?


- Skończyliście jako dwójka dziwaków na wygnaniu. - Powiedziała równie teatralnie Elsa. - A teraz sio! Idź się popisywać wiedza w szkole i przynosić dobre imię rodzinie Rook!


- Tak jest!- Kate zasalutowała matce i ruszyła żołnierskim krokiem w stronę drzwi zgarniając swoją torebkę i zielony płaszczyk po drodze.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 10-11-2019 o 17:22.
Obca jest offline