10-11-2019, 19:47
|
#181 |
| Przez chwilę się paliło, ale w końcu przestało. Zrobiło się trochę dymu. Jak dla krasnoluda zbyt mało, by mógł być zadowolony z uwędzęnia kilku zielonych szkodników. Ale przynajmniej było wiadomo, że w skalnej siedzibie alchemika był drożny komin. Gnimnyr uśmiechnął się pod nosem, co spowodowało napływ bólu do nadwyrężonej czaszki i wszedł za kompanami do wnętrza góry. Goblinów nigdzie nie było widać, za to resztki dymu niekorzystnie wpływały na oddychanie.
- Khe. Khe. Ekhem – odkaszlnął i rozglądnął się wokoło. Potarł oko, bo trochę mu łzawiło. – No i co tu mamy? Zmieniło się coś aby?
Najwyraźniej nic się nie zmieniło. Zastanawiające było tylko, to skąd w jaskini wzięły się czarnookie gobliny i gdzie się podziały? W ogóle sprawa czarnych oczu coraz bardziej Gnimnyra interesowała? Czy to była jakaś choroba? Czy może mutacja? I w jaki sposób wpływała na postrzeganie świata. Krasnolud stwierdził, że w końcu trzeba by kogoś o takich oczach złapać żywcem i dowiedzieć się co nieco. Troll nie był dobrym kandydatem, gobliny też, więc ten temat musiał poczekać.
- Czekaj chwilę – rzucił do Yarislava i wrócił po sakwę. Wygrzebał latarkę, podkręcił knot i rozpalił. Z światełkiem wszedł do tunelu. Poniuchał swoim krasnoludzkim kinolem, czy aby nie wyczuwa woni goblinów. Był niczym ogar, gotów podjąć trop. |
| |