Gert pokiwał głową uznając słowa dzikuski. Jednak sprawy nabierały złego obrotu. Tłuszcza była żądna krwi... nieznajomej, a co za tym idzie i ich własnej. Nie wiedział na ile cmentarz był splugawiony, ale to służyło ich sprawie. Tu było zło, a każde zło bało się większego zła. Nie miał wątpliwości. Ta szara tłuszcza musiała być zła. Pytanie tylko co do nich się zbliżało?
- Zatem witaj Satharo. Niech nasza krew się połączy w bitwie. - powiedział i uśmiechnął się szeroko. To była bitwa godna śmierci. Bitwa godna zapamiętania. Bitwa godna wspominania.
Jedyne co go niepokoiło to stan dziewczyny i brak banshee... Ta istota jak nic nie dałaby za wygraną i cierpliwie by nie czekała... albo wilcze stado było z nią w komitywie, albo... albo działo się coś o wiele bardziej złowieszczego.
Ucałował ostrze miecza i uklęknął przy dziewce oceniając jej stan. Halvar już służył "boską" pomocą. Gdyby tylko wiedział prawdę o swojej "pani". On ją znał. Znał bogów i to czym byli. Znał, choć sam wiele z tego nie rozumiał. Nie był uczonym w księgach i wiedział, że nigdy nie będzie. Nigdy go to nie interesowało. Świat był pełen zła. Zła które żerowało na umysłach istnień.
Ostlander natomiast był Łowczym Sokara i jego misją była ochrona maluczkich, by zaznali spokoju za życia. Jeśli czynił błąd? Sokar mu już wybaczył nim do niego doszło. Wszak liczył się tylko cel... nie droga.