Przemowa odniosła chyba przeciwny skutek do zamierzonego. Ale zanim zdążył zareagować na jego ramię opadła dłoń drugiego azjaty. Akurat podszedł i słyszał całą sytuację.
- Ja się tym zajmę - powiedział do ochroniarza, ten spojrzał na niego i bez słowa odstąpił.
Nowo przybyły szybkim ruchem włożył dłoń pod marynarkę i niedostrzegalnym wręcz ruchem wydobył ją.
- Panienka Miko przesyła wyrazy uznania, wraz z premią. - powiedział uprzejmie półgłosem, wskazując trzymaną wypchaną kopertą loże dla VIPów w głębi sali, nie zmieniając wyrazu twarzy dodał
- Ale panienka Miko nie ma tu władzy. Czasem sprawiamy jej przyjemność prostą przysługą. To szlachetnie z twojej strony, że chcesz brać winę na siebie i ochronić swoich znajomych. Ale to nie ma znaczenia, za twoją głupotę zapłacą oni. Miałeś wytyczne, zlałeś je. Ty wyjdziesz z tego nietknięty. Pozbierajcie rzeczy, zostaniecie odprowadzeni do wyjścia. Pożegnaj się z nimi, uczcijcie ich ostatni dzień życia. Wydaj na nich swoją premię.
Podał kopertę Duncanowi i odszedł.
Franko i Tommy widzieli sytuacje na scenie, ale nie słyszeli słów azjaty. Chyba wszystko załatwione, bo zespół zaczął zbierać rzeczy. Choć z twarzy nie wyglądali na ucieszonych.
Pod eskortą ochroniarzy zabrali sprzęt i ruszyli na zaplecze.
- Mam was - usłyszeli za plecami. Odwrócili się gwałtownie i zobaczyli Maxa. -
Chyba się spóźniłem? Taksówka ugrzęzła w śniegu.