Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2019, 00:55   #70
Cane
 
Cane's Avatar
 
Reputacja: 1 Cane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputacjęCane ma wspaniałą reputację
Całe rozdziały świętych ksiąg. Wyuczone na pamięć, znajdowały teraz ujście i wylewały się w formie modlitwy z ust misjonarza. Każde słowo najważniejsze, z akcentem, bez zająknięcia, strona po stronie, rozbijało się o ściany kapitańskiego mostka. Kapłan krążył niczym sep, wokół tu w tej chwili zgromadzonej załogi. Szukał tych, którzy według niego potrzebowali boskiego natchnienia. Czasem zaszczycał ich tylko świdrującym spojrzeniem, czasem żelaznym uściskiem na ramieniu ofiary, by po chwili ruszyć dalej, w poszukiwaniu następnego słabego ogniwa.

Ahalion obserwował. Modlitwa pomagała mu się skupić. Obserwował koterię Lady Corax, jak mu się zdawało po raz pierwszy. Na pewno po raz pierwszy bez wszystkich konwenansów, za które zawsze wyśmiewał Seneszala. Próbował przypomnieć sobie imiona wszystkich zebranych. Lady Corax, była chyba kapitanem. Czy miała imię? Czy naprawdę była potomkiem swego ojca? Lubił jej ojca, był prawie jak ten wydający wszystkim rozkazy, człowiek w masce. Tylko bez maski. Ona ma imię. Marcus na pewno pamięta. I pilot. Kapłan chciał go o coś prosić. Chciał by ten go zabrał na okręt piratów. Chciał ich pobłogosławić, wskazać prawdę. Ofiarować światło Imperatora. Jego Łaskę. Marcus znał pilota. Pamiętał go. I ogniomistrz. Tak bardzo skupiony na swoim zadaniu. Ahalion go widział. Przyglądał mu się dłużej niż pozostałym. Z uśmiechem spoglądał na błogosławione dzieci Imperatora. Dwie kobiety obdarowane darem Złotego Tronu. Jedna, by prowadzić ich przez ciemność pustki i druga, widząca wszystko to czego nie dostrzegali inni. Spojrzenie Ahaliona było bezczelne i bezpośrednie. Nachalne. Były dla niego żywym dowodem błogosławieństwa Cesarza Ludzkości. Kapłan uśmiechał się, gładząc dłonią rękojeść swego miecza. Chciał poznać ich imiona.

Misjonarz podszedł do Seneszala najbliżej jak tylko pozwalała na to przestrzeń. Wiedział doskonale jak taka poufałość działa na ochroniarzy Christo Barki. Żaden z nich nigdy jednak nie odważył się zwrócić mu uwagi. Kapłan zdawał sobie sprawę, że nie tylko ochroniarze czuli się nieswojo. Seneszal również zdawał się odczuwać dyskomfort nadmiernej bliskości duchownego, choć mogła to być tylko wyobraźnia Ahaliona.
- Ciekawe czy przy odrobinie perswazji przyłączyliby się do naszej floty Seneszalu? - wyszeptał mu wprost do ucha misjonarz.
 
__________________
"Life is really simple, but we insist on making it complicated." -Confucius
Cane jest offline