Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2019, 10:07   #130
Vadeanaine
 
Vadeanaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Vadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputacjęVadeanaine ma wspaniałą reputację
Trudny do ogarnięcia bajzel w kabinie powoli przelewał czarę goryczy, a wreszcie odczuwalne ciepło w mieszkalnej części "Alstera" kusiło Birgit, żeby po prostu usiąść na swojej koi (nadal myślała: swojej), owinąć się skotłowanym kocem i zasnąć, odłożyć wszystko na później, przestać myśleć o Theissie, o Brytyjczykach i o tym, że... Właściwie powinna się cieszyć, iż jeszcze ma wolne ręce. Nie usiadła.
Anglicy nie musieli zabraniać jej odpoczynku. Wcześniej, szybciej zrobił to wewnętrzny opór wobec świadomości niewoli i wobec tak zastanego potraktowania prywatności pomieszczenia. I nieme pytanie: Kto?
Niemka roztarła ciągle zmarznięte palce. Po chwili odsunęła tylko z metalowego stolika jakieś części garderoby. Bezsensownie równo położyła tam zdjęte z rąk, pobrudzone smarem, męskie rękawice zdobyte z ciężarówki w ładowni i z grymasem niedowierzania rozejrzała się jeszcze raz, i jeszcze, po wybebeszonej kabinie. Spojrzała na rzuconą na ziemię pośród innych rzeczy książkę Kurta i uzmysłowiła sobie, że gdyby przewrócić wstecz pustą pierwszą kartę, będzie tam odręczna dedykacja Klemensa i Dory Hirshów. Wydało jej się to jakąś koszmarną, nierealną wręcz niesprawiedliwością. To, że Kurt już nie zdobędzie następnego dyplomu, z biologii. Nie potrafiła przywołać w pamięci ostatnich żartów swojego towarzysza, ale pamiętała przecież nieruchome ciało i kałużę krwi, nieco tylko mniejszą niż przy trupie angielskiego marynarza rozszarpanego przez hybrydę.


Cholera. Kto? Musiała przywołać się do porządku.
Pierwsza myśl: Anglicy, po wejściu na pokład, ale wtedy nie powinni się dziwić przynajmniej oni. Ani ci żołnierze, ani kobieta-kapitan. W dotychczas poukładanym świecie Birgit przeoczenie takiej informacji od własnej załogi byłoby absurdem. Kto? Załoga niemiecka raczej nie miała czasu na grzebanie naukowcom w walizkach w czasie wrogiego abordażu, więc...? Równie ważne: dlaczego? Theiss? Nie ukrywali tutaj dowodów eksperymentu... Czy na pewno?
Kiedy? Jak?
Kto jeszcze mógłby...?
Dwa stracone dni. Cholerne stracone dni.

Chciała schylić się po książkę.

Nagle znalazła się w tej samej perspektywie, co na wpół zakryty przewróconą walizką tom. Na podłodze?

Zbierała się powoli, znowu łapiąc, jak w przeklętej ładowni, najbliższe ranty sprzętów i znów czując, jak w skroń wbijają się igły bólu. Mrugając patrzyła na wstającą obok brytyjską kapitan i chciała jej powiedzieć, że nie zamierza uciekać, ale nic nie słyszała. Odwróciła się. Z paskudnym poczuciem poruszania się jak w smole, zbyt wolno, zatoczyła się do drzwi, przytrzymała futryny i próbowała zrozumieć.
Kto? Dlaczego? Z jakiegoś powodu te pytania wciąż były strasznie ważne, ale...

Na korytarzu leżeli ludzie.
Wybuch... obok... Rąbnęło w kabinie Theissa?
Ulga, że to nie cały statek... Chyba...
Nie.

Birgit już się nie przejmowała, tu i teraz, kto następny wyceluje w nią lufę broni. Mundury powalonych eksplozją osób przestały mieć dla niej znaczenie. Nie miała czasu analizować, czy to tylko bunt przeciw poczuciu bezsilności i strachu, które zbyt długo towarzyszyło jej w ładowni i ciemnych przejściach pod pokładem, czy może zwykła choć niepraktyczna ludzka przyzwoitość, albo skutek szoku, ale - do diabła! Uklękła przy wyraźnie ciężej rannym żołnierzu, próbując jakoś pomóc. Tylko pomóc, na ile będzie w stanie.
 
Vadeanaine jest offline