Rache był mocno zmęczony. Nie był przyzwyczajony do tak intensywnego wysiłku. Ciało protestowało już przeciwko zmuszaniu go do kolejnych działań – walki, marszu, leczenia, noszenia dodatkowych ciężarów. Czuł ból w każdym mięśniu. Przesunął palcami po swoich siwiejących włosach i potarł czoło.
- Już noc prawie, nie rozdzielajmy się na razie. Osobno stanowimy łatwy cel. Jeśli dotrwamy do rana, zastanowimy się co dalej.
Nie miał pojęcia, jak należy ufortyfikować wioskę i przygotować ją do obrony. Miał nadzieję, że ci doświadczeni w wojaczce znajdą dobry sposób, bo ewakuacja z tyloma ofiarami walk, starcami i dziećmi nie wydawała mu się dobrym pomysłem. Przetarł zaciśniętą pięścią szczypiące ze zmęczenia oczy.
- Gdzie są ranni, Kastorze? Muszę się nimi zająć.