Rorek rozpoznał wśród mieszkańców kilkoro śmiałków, którzy pojawili się w kopalni. W śród nich był jego pobratymiec więc nie zastanawiając się długo sakwę swą przerzucił na plecy a przez ramię przewiesił dwuręczny kilof, którym jeszcze do niedawna wykuwał w skale. Nie spiesząc się acz pewnie brnąć przed siebie zbliżył się na tyle by móc usłyszeć o czym "nowi znajomi" mówią.
- I ja z moim kilofem przysłuże się do obrony tej ludzkiej siedziby - odparł niewysoki krasnolud wcinając się w rozmowę.
- Kopalnia padła więc i tak nie mam nic lepszego do roboty, a porachować kilka kości zawsze miło. - krasnolud spojrzał na rozmawiających -
Rorek na mnie mówią, widziałem was w kopalni. Dużo jeszcze tych ożywieńców żeście widzieli?