Francisca na szybko próbowała ustalić marszrutę, drogę do katedry i siedziby Inkwizycji. Potencjalny czas nie wypadał zbytnio na jej korzyść. Nie zdążyła by ostrzec innych. Musiała więc śledzić dalej swoje cele licząc, że pozostali w końcu ją znajdą. Cichym choć nerwowym ruchem zsunęła naszyjnik z głowy i obwiązała go sobie wysoko na przedramieniu. Tuż pod łokciem. Delikatny, ale wyczuwalny ucisk, ukrytej pod rękawem biżuterii dodawał jej sił. Potem wciągnęła powietrze i cichym krokiem ruszyła do przodu. Niczym zagubiona i zaniepokojona mieszczka sunęła wzdłuż drogi, aż zbliżyła się do grupy na odległość głośniejszego szeptu.
- Pod katedrą jest niebezpiecznie. A i tutaj ktoś może was słuchać. Jesteście w mieście, to nie wasz teren. Zaprowadzę was.