Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2019, 10:43   #133
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
cho szybkich kroków niosło się uformowanym w skale korytarzem. Biegł, musi przekazać wiadomość. Krąg zareagował. Nie było chwili do stracenia, Prorok musi się o tym dowiedzieć. Zadecydować co robić dalej. Wreszcie minął strażników, dwa wielkie posągi gotowe w każdej chwili ożyć. Rozpoznały go jednak jako swojego. Wpadł do komnaty, która za każdym razem robiła niesamowite wrażenie. Lita skała przechodząca w złoty wzór rozciągający się na wszystkie strony niedający się ogarnąć za jednym razem ogarnąć wzrokiem. Nie miał jednak czasu by po po raz kolejny podziwiać. Musiał pomówić z tym, który stał na podwyższeniu, zaraz obok misy płonącej złotym ogniem.
Dysząc padł na kolana tuż pod postumentem.
P-panie! Krąg, on obudził się!
Mężczyzna przed którym klęczał był niższy niż ten akolita, co jest jak najbardziej naturalne będąc krasnoludem. Prorok nie odwrócił się nawet w jego stronę. Nie musiał tego czynić.
Nasz Pan obdarował mnie wizją. Już wydałem odpowiednie rozkazy. Możesz odejść.
Akolita dalej dysząc uniósł wzrok na krawędź białych szat zdobionych złotą nicią. Przez jego głowę gnał prawdziwy tabun myśli, skołowany chciał już coś powiedzieć, zdać jeszcze jakieś pytanie, lecz wtem usłyszał inny głos.
Pozwolono ci odejść chłopcze. Wróć do swych obowiązków. Za chwilę w komnacie, której strzeżesz będziesz miał nie lada zamieszanie.
Słowa te padły z ust wysokiego człowieka, na którego jasnobrązową, bezwłosą skórę narzucona była biała toga.
Wielki Erennamosie! – młodzik oddał pokłon kolejnemu z trójcy.
Idź że! – zagrzmiał jeszcze inny głos, tym razem jakby dochodzący z rozpalonego pieca.
Akolita nawet nie odpowiedział, jedynie pośpiesznie wstał, oddał pożegnalny ukłon i opuścił pomieszczenie nie oglądając się. Jego głowa wręcz bolała od emocji i przelewających się przez nią myśli. Miał okazję natknąć się na całą trójcę! Echu jego oddalających się kroków towarzyszyła ekscytacja. Wówczas z innego przejścia wyszedł trzeci mężczyzna wyglądający jak żywy posąg odlany z brązu w formę człowieka, z którego pleców wyrastały skrzydła. Dwie kule złotego ognia płonęły tam, gdzie powinny być oczy.
Twa pobłażliwość nie pomaga naszej sprawie! Trzeba nam działać aniżeli czekać, aż piekielne zastępy zagrożą proroctwu! – grzmiał dalej nowoprzybyły, a kiedy mówił wnętrze jego ust wyglądało jak wnętrze rozgrzanej huty.
Sairarefie ostudź swój zapał. W chwilach kryzysu panika i pochopność działań przynosi więcej szkód niż pożytku. – Twarz wysokiego mężczyzny wykrzywiła się w wąskim uśmiechu.
Niepotrzebna zwłoka zaś umacnia naszego wroga i daje mu okazję do ataku! A atak jest zagrożeniem dla naszej świętej misji!
Obaj macie rację i mylicie się zarazem – przemówił dość niespodziewanie Prorok. Krasnolud odwrócił się do nich przodem, tak, że mogli zobaczyć jego brodę oraz łańcuch złożony ze złotych symboli uskrzydlonego miecza, który rozciągał się przyczepiony do dwóch naramienników uformowanych na podobieństwo skrzydeł.
Nie czas nam na spory, pośpiech ani zwłokę. Działaniom naszym towarzyszyć musi rozwaga, biegłość i pewność swego, bez zawahania, ale i bez brawury. Proroctwo i związana z nim nasza misja są jasne, a cel wciąż odległy. Potrzebujemy dalszych postępów prac, ale wstrzymać się musimy przed kolejnymi próbami nim nie dowiemy się cóż zaszło w placówce nieopodal Waterdeep. Zabezpieczenia i przygotowania były poczynione z najdrobniejszymi szczegółami, a doszło do czegoś nieprzewidzianego. Nie można więc wykluczać zdrady lub sabotażu.
Mężczyzna z brązu oraz ten w todze popatrzyli jedynie po sobie, skinęli głowami i oddali krótki ukłon Prorokowi, by ostatecznie odejść.Ten ostatni po chwili padł na kolano i spuścił głowę w ukłonie przed złotym płomieniem, który nabrał na intensywności. Mieniący się ogień urósł, a języki poczęły formować się w postać. Nad prorokiem górowała skrzydlata postać złożona ze złotych płomieni.
Uczyniłem wedle twych słów. Nie spoczniemy, aż tajemnica tych wydarzeń nie zostanie ujawniona, a sprawcy powstrzymani. – słowa karasnoluda odbiły się od złotych fresków, a postać przytaknęła.
Będę oczekiwał raportu. Święty blask będzie oświetlał twą ścieżkę, Zormarze.



każdą kolejną chwilą spędzoną w podziemiach buzująca w ich żyłach adrenalina słabła, a ból oraz zmęczenie wyraźniej i wyraźniej dawały się we znaki. Odkrywane kolejne ślady tego co miało tutaj miejsce nie napawały optymizmem, ani nie odpowiadały na wiele najistotniejszych pytań. Wręcz przeciwnie, pojawiały się kolejne, a cała sprawa nabierała skomplikowania. Najlepiej o tym wiedział sam Pelaios, który często dostrzegał więcej niż inni, a co się z tym wiąże zrozumiał już, że to może być dopiero początek sprawy z amuletem. Otwartą kwestią pozostawało zaś to co postanowią uczynić.

Najbardziej nerwowa z nich wszystkich była zaś Rowena. Młoda szlachcianka nie przypominała tej spokojnej kobiety, którą zastali w posiadłości, ani też podekscytowanej magiczki uwalniającej githa z jego więzienia. Emanująca od niej aura szlachetności i powagi zupełnie zniknęła zastąpiona woalem niepewności, zmęczenia i obawy rysującej się cieniem na jej twarzy. Trzymała się odrobinę na uboczu, nawet Dagonet, który wydawał się jej najbliższym był trzymany na dystans. Znający się na ludziach Pelaios oraz Hanah szybko zrozumieli, że dziewczyna zmaga się z jakimś wewnętrznym konfliktem, może nawet traumą czy czymś tego pokroju, a ostatnie wydarzenia tylko tę walkę zaogniły.

W pewnym momencie Celaena coś poczuła. Przeszedł ją dziwny dreszcz, który nie do końca dawał się opisać słowami. Wstała i ni to zaniepokojona, ni zaintrygowana rozejrzała się na po komnacie. Postąpiła kilka kroków ku zwałowisku kamieni spływającemu ze ściany komnaty naprzeciwko wejścia. W tej samej chwili Nephilim wzdrygnął się. Coś usłyszał. Nadstawił ucha i po chwili zidentyfikował to jako kroki, szybkie kroki, z czego niektórym towarzyszył brzdęk pancernych buciorów. Nim, którekolwiek z nich zdołało wypowiedzieć chociażby słowo lawina, przed którą stała pół-drowka ożyła i poczęła się dosłownie rozstępować. Dziewczyna natychmiast cofnęła się do reszty by w raz z nimi obserwować kamienie i ziemia poczęły żyć. Falując i wydając z siebie chrzęszczący dźwięk zwałowisko rozchodziło się na boki tworząc coś co wyglądało na tunel. W chwili kiedy ten się otworzył zobaczyli złote światło, a na schodach, którymi zeszli do komnaty pojawiła się grupka postaci. Druga, bardzo podobna do tamtej wyskoczyła ze świeżo utworzonego się przejścia.


Dłuższe i krótsze białe szaty, chrzęszczące pancerze płytowe i kolczugi, miecze i buławy, a ponad wszystkim jeden przewijający się znak, złoty uskrzydlony miecz w postaci wisiorów oraz symboli na tarczach i piersiach. Szybkim rzutem oka można było powiedzieć, że wyglądali na paladynów i kapłanów, chociaż Hanah była niemal pewna, że wśród nich była co najmniej jedna osoba potrafiąca doskonale walczyć gołymi pięściami. Mężczyźni i kobiety, ludzie i półelfy, z dwa krasnoludy oraz gnom, nie licząc do tego wszystkiego dwóch żywych zwałowisk kamieni, które przyjmując niejako humanoidalny kształt i niejako dopełniając okrążenia.
Grupie z tunelu przewodził białowłosy mężczyzna, z którego pleców wyrastały białe skrzydła, a oczy jego lśniły światłem. Kierując w ich stronę miecz przemówił:
Na kolana! – Na dźwięk jego słów trzymane przezeń ostrze zapłonęło.
Słyszeliście czarcie syny! – Zawołał rycerz z drugiej kompanii.




 
Zormar jest offline