Zbyszek nawet nieziemsko zmęczony, był świadom, że musi coś zrobić z laboratoriami i zapiskami znajdującymi się w Światowidzie. Laboratorium, w którym dorwał maga, już praktycznie stało w płomieniach. Więc pootwierał i powyważał ile drzwi się dało, dodatkowo pozbierał od wszystkich pozostałe fosforówki i powrzucał gdzie się tylko dało. W środku zostało zresztą wystarczająco dużo palnych rzeczy, by ogień strawił większość rzeczy.
Kowalik potrzebował nieco łatania, na szczęście, trollowa skóra i regeneracja u niego akurat była faktycznie praktycznie przysłowiowa. Odnośnie Światowida, za wiele się nie wypowiadał, za to przezbroił się solidnie i uzupełnił amunicję. Zarówno on, jak i ci z komandosów, którzy jeszcze stali na własnych nogach. Nie mieli czasu opłakiwać Rudego, który oberwał ze snajperki i łapiduchy nie były w stanie nic dla niego zrobić. Z chłopakami, którzy zostali odesłani do szkoły przerobionej na polowy szpital, podesłał kilka butelek kontrabandy dla bimbromanty, prosto z "przypadkiem" splądrowanego monopola. Trzeba było przeć dalej i bronić pozycji już zajętych. Przyjrzał się mapom i na przekór dotychczasowym rajdom, zdecydował się na mniej okrężną drogę, natarcie na Elzam, potencjalnie wychodząc ze Skweru Ofiar Sprawy Elbląskiej. Naszła mu przez chwilę myśl, że obecne walki i wcześniejsze poczynania Czarnej Kompanii, praktycznie całe miasto zmieniły w jedną wielką ruinę i cmentarzysko.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |