10-11-2019, 14:15 | #181 |
Reputacja: 1 | Wreszcie, chyba doszło do przełomu. Lubomirski wyczuł dobry moment, aby uderzyć. Brak sztabu, chaos bratobójczych walk i pełne skupienie Czarnej Kompanii na zbuntowanych sztrafnikach znacząco ułatwiły zadanie Armii Wyzwoleńczej i reszty Sprzymierzonych. Szczególnie szybko, bo w przeciągu jednej godziny do półtorej, padły obydwa dworce i praktycznie cała Starówka. Po Bramie Targowej szybko padł budynek Galerii El, zaś od strony bulwarów zinfiltrowano i stosunkowo szybko, "bezboleśnie" wysprzątano katedrę. Poszczególne kamienice padały szybko - Stare Miasto było centrum walk między CzG a CzK, obydwie siły się wykrwawiły. AW musiało tylko wesprzeć buntowników i wyprzeć resztki wrogów po złamaniu ich głównego natarcia na bunt. Do rana cała dzielnica padła. Nieco więcej czasu zeszło na ostatnie, największe punkty oporu - muzeum, bibliotekę, pocztę i technikum. Ale, ostatecznie, wszystkie te miejsca były w rękach nim nastał świt. W połączeniu z druidami z Plantów, wysprzątano resztę struktur na północ od parku, w tym stary dom handlowy Fenix, fabrykę fajerwerków (i inne dawne poniemieckie budynki fabryczne w pobliżu), miasteczko targowe przy pomniku czołgu T-34 i okolicę. Walki o Nowe Miasto/Śródmieście nie były tak łatwe, wróg wybił tamtejszych czerwonogwardzistów i trzymał się mocno. Próbował też posłać wsparcie do Światowidu - kolejny hover T-18 i gąsienicowego Altaya. Asystowała im spora drużyna (prawie, że pluton) najciężej opancerzonych i napchanych bioniką czekistów, oraz kilkanaście sekcji z różnymi kaemami, skaczące od punktu do punktu by się rozłożyć. Czołgami zajęły się drony i asystenci Beboka, którzy byli akurat na drodze natarcia - a także grupa Zawadzkiego, która przyjebała w bok natarcia od strony Odzieżowej i Teatralnej, nim skurwiele wspięli się przez całość ulicy 12 Lutego. Rakiety ze strony grupy Rudego, wsparte wyrzutnią jednego z zawadzkich Hummerów, rozjebały obydwa czołgi. Zaraz potem na pakę - czyli prosto na zapas rakiet TOW - spadł podobny pocisk, tyle, że z góry. Nie było co zbierać. Piechurzy wroga parli dalej, na powrót obsadzając spore budynki - kwiaciarnię Azalia i Świat Dziecka. Stamtąd prowadzili huraganowy ogień maszynowy, stawiając wzajemnie krzyżujące się, silne zapory ogniowe. Lżejsze pojazdy i piechota były poblokowane, próbując odgryzać się z jednego półcalowego kaemu (na drugim Hummerze) i granatnika automatycznego Mark 19 (na M113). Tylko o to chodziło skurwielom. Dwie kolejne rakiety ppk typu top-down (o jedna za dużo, nawet) unicestwiły starego M113 i jego zapas granatów. W międzyczasie o Światowid trwały zażarte walki, do którego wnętrza wdarli się już Komandosi, a Bebok polował na Sukhoia. Ten ostatni poczynał sobie całkiem swobodnie, prując po okolicy do oporu z miniguna 30mm i śląc rakiety Vikhr. Tymi ostatnimi rozwalił silnik drugiego Leoparda z grupy Kowalika. Ale Rudy dostał wielką szansę. Oto bowiem AWACS nadawał, że... znowu nadlatywali Litwini. A raczej "Litwini", gdyż mieli wyłączone transpondery IFF, pełne uzbrojenie i kurs prosto na Rzekę Elbląg. Chcieli dokończyć robotę, rozwalić mosty pewnie. Szczęście w nieszczęściu, i to podwójne, bo po pierwsze - pilot Suchoja uznał ich za wrogów, namierzył i odpalił co miał (ostatnie cztery rakiety R-77 i pociski z działka). "Litwini" mieli wyłączoną większość systemów by nie generować tyle "szumu" w eterze - na próżno, a tylko im to zaszkodziło. Nie mieli szans. Płonące resztki pospadały tereny przy Fromborku. A zaraz potem salwa trzech rakiet obramowała Su-45. Scorpion i ten drugi poleciały za desperacko odpalonymi dipolami, ale Sparrow Hawk bezbłędnie strącił skurwiela. Rozbił się siłą rozpędu gdzieś przy Mierzei. Bez wsparcia pojazdów i samolotu niedoszła światowidowa odsiecz nie mogła się utrzymać. Rudy chwilowo zaniemógł, to jego koledzy ruszyli wozami wzdłuż ulicy Słonecznej, zaś ci od Zawadzkiego wzdłuż 12 Lutego. Szybko namierzyli i zlikwidowali trzy gniazda z wyrzutniami ppk Bill. Bez nich reszta nie miała szans. Świat Dziecka i Azalia zostały najpierw silnie ostrzelane z kaemów i działek (m.in. z "lotniskowca" Beboka, quada-drona z Vindicatorem i zawadzkiej Pumy), a potem wzięte szturmem. Wraże kaemy ucichły. Czekistowski pluton cofnął się i wbił do Domu Rzemiosła, ale też nie miał szans - obydwie rury ze Strikerami były już zużyte (i chybiły), a jeden erkaem, jedna półcalowa snajpera i garść granatów, pistoletów i karabinków nie były w stanie sprostać atakowi z trzech stron - tym bardziej, jak jedyna droga ucieczki była na południe, przez wielkie i otwarte skrzyżowanie. Wkrótce Czarni byli martwi, a ich pozycja odzyskana przez AW. U Rudego nie było strat... ale u Zawadzkiego padło jedenastu ludzi; bolało. Mniej więcej w tym samym czasie Katedra św. Mikołaja została wzięta przez AW, Kocięba ponownie zgarnięty przez sanitariuszy, a Światowid wpadł w ręce JWK. Ci ostatni mieli szansę. Zawada zagłuszała sztab na kanałach JWK, dając szansę kolegom na odpowiednie zajęcie się laboratoriami, zapiskami i machinami Czerwonych Magów. Mieli może dziesięć minut nim ze sztabu przybiegną ludzie Lubomirskiego wywiedzieć się co jest kurwa grane i dlaczego bez rozkazu walono bombami w budynki między Teatralną a Karową. Czy zastali cokolwiek na miejscu zdarzenia? Odpowiedź leżała w gestii Komandosów... Godzina 9:05, sobota 6 października 2063 Poranek. Kolejny dzień witał zmaltretowane, sprute, zrujnowane miasto Elbląg. Atak WDW spóźniał się. Dzięki Bogu. Dało to dość czasu AW by posprzątać teren z czasoprzestrzennie kradzionych sprzętów, wraków i złomów, nim te mogły rozsypać się w czarci pył. Podobnie z ciałami czekistów, którym odparowywała w ten sam sposób cybernetyka i którym odpalały się też pośmiertne bomby. Paskudne podejście, ale czego można się było spodziewać u NeoSowietów? Te kilka dodatkowych godzin wystarczyło też, by na powrót zorganizować sztrafników oraz około dwustu cywilnych "partyzantów" - Elblążan, którym udało się ocalić z pogromów - m.in. z ulicy Sadowej. Był to też wystarczający czas, aby odnieść kolejny sukces. Nowe Miasto padło. O świcie Sprzymierzeni przypuścili kolejny szturm. Ze wszystkich stron. Wróg nie miał już praktycznie żadnej broni ciężkiej, materiałów wybuchowych ani pojazdów. To nie było assault, to było mop-up. Z początku, przy Placu Słowiańskim, AW natknęło się na potężnego przeciwnika. Ciężki czołg T-14 Armata w eksperymentalnej wersji z działem 152mm. Ani chybi wygrzebali go z jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Potężne pociski typu APFSDS i fin-stabilised HE-Frag oraz pokładowe kaemy zablokowały szturm od strony poczty na Starówce przez bite piętnaście minut. Dopiero obejście od strony Plantów i użycie kilku rakiet przeciwpancernych w gąsienice i silnik wreszcie unieruchomiły pojazd, a następnie zużyły kasety z pancerzem ERA i wreszcie spruły silnik na tyle, by stanął w płomieniach. Wkrótce później doszło do wtórnych eksplozji i droga była wolna. Dwa ostatnie wozy pancerne próbowały uciekać wzdłuż Hetmańskiej, a potem odbić w okolice Zw. Jaszczurczego. T-72M "Jaguar" polskiej konstrukcji z czasów PRLu prowadził, siepiąc z kaemów i niskiej jakości pocisków odłamkowo-burzących. Czekiści popełnili jeden błąd, upychając tych pocisków w środku na maksa - w tym do karuzeli ładowniczej zlokalizowanej wzdłuż ścian wieży od wewnątrz. Przebicie pancerza nowoczesnym pociskiem i doprowadzenie do "ugotowania" zgromadzonej amunicji oraz charakterystycznego "odfrunięcia" całej wieży po efektownej detonacji było jedynie formalnością. Ale jego towarzysz, T-90UM, obsadzony przez chyba ostatnich czerwonoarmistów w Elblągu, nie miał zamiaru podzielić losu "towarzyszy" z CzK ani się poddawać. Siepiąc z kaemów dookoła i celnie waląc pociskami kumulacyjnymi z armaty, przedarł się bocznymi ulicami, postawił zasłonę dymną i dotarł do Zamechu/Elzamu w akompaniamencie nielicznej piechoty. Ostatni ze Śródmieścia. A wkrótce potem wszystkie pozostałe podziemne tunele zostały wysprzątane lub zniszczone. Kompleks przemysłowy przy torowisku został okrążony z każdej strony. Ostatni, zażarty punkt oporu resztek Garnizonu Elbląg. AWACS się obudził. VDV z Malborka ruszyło. Wkrótce przybędą, waląc w Zatorze, Osiek, Aeroklub i okolice. Spróbują pewnie przebić się do Zamechu i Elzamu, oswobodzić towarzyszy... i ratować co zostało z Projektu Veselago, "programu werbunkowego" CzK i tych CzM, którzy jeszcze żyli. Trzeba było się przygotować.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 10-11-2019 o 14:21. |
13-11-2019, 22:14 | #182 |
Reputacja: 1 | Akcja w katedrze wykończyła Ryszarda. Walka z Czerwonym Mistrzem była ciężka, w dodatku skurwiel ostro go wykrwawił ciąc mu tym cholernym kozikiem po żyłach. Teraz szkoda była przypalona, skóra złączyła się tworząc jeszcze paskudniejszą ranę niż te które na siebie ściągnął w browarze. Ale żył i to było najważniejsze. Łapiduchy podłączyły go do kroplówy i podawali dużo płynów. Tak. Przede wszystkim potrzebował płynów. Położyli go ponownie obok Zawady. - Miło znów widzieć panią, pani Kapitan. - zaśmiał się słabo - Poczęstowałbym czymś, ale... sucho u mnie. Pociągnął kilka łyków z butelki którą pozostawiono koło łóżka polowego. Potem legł na łóżku i pogrążył się w medytacji... albo po prostu zasnął. Cholera go tam wiedziała. Reszta pozostawała w rękach jego towarzyszy. Niestety hałasy, chemia i harmider w koło co jakiś czas wybudzały go z drzemek. Po jednym z takich przebudzeń, kiedy poczuł się odrobinę lepiej rzekł cicho do Zawady. - Kiedy nadejdzie Ruski kontratak będzie chaos. Dobra okazja by zarobić status MIA. Czy chcesz pozostać do końca operacji? Co właściwie szykuje dowództwo? W obecnym stanie nie śmiał nawet wchodzić do astralu, więc de facto był przykuty do łóżka i mógł co najwyżej doradzać Zawadzie lub w razie niebezpieczeństwa ją ochronić. Czując się lepiej wymruczał magiczne zaklęcia i podleczył sobie oraz elfkę. Czar rzucał z niewielką mocą woląc nie ryzykować kolejnego wypalenia, szczególnie, że nikt mu nie chciał podać nic procentowego do picia. |
15-11-2019, 22:34 | #183 |
Reputacja: 1 | Zbyszek nawet nieziemsko zmęczony, był świadom, że musi coś zrobić z laboratoriami i zapiskami znajdującymi się w Światowidzie. Laboratorium, w którym dorwał maga, już praktycznie stało w płomieniach. Więc pootwierał i powyważał ile drzwi się dało, dodatkowo pozbierał od wszystkich pozostałe fosforówki i powrzucał gdzie się tylko dało. W środku zostało zresztą wystarczająco dużo palnych rzeczy, by ogień strawił większość rzeczy. Kowalik potrzebował nieco łatania, na szczęście, trollowa skóra i regeneracja u niego akurat była faktycznie praktycznie przysłowiowa. Odnośnie Światowida, za wiele się nie wypowiadał, za to przezbroił się solidnie i uzupełnił amunicję. Zarówno on, jak i ci z komandosów, którzy jeszcze stali na własnych nogach. Nie mieli czasu opłakiwać Rudego, który oberwał ze snajperki i łapiduchy nie były w stanie nic dla niego zrobić. Z chłopakami, którzy zostali odesłani do szkoły przerobionej na polowy szpital, podesłał kilka butelek kontrabandy dla bimbromanty, prosto z "przypadkiem" splądrowanego monopola. Trzeba było przeć dalej i bronić pozycji już zajętych. Przyjrzał się mapom i na przekór dotychczasowym rajdom, zdecydował się na mniej okrężną drogę, natarcie na Elzam, potencjalnie wychodząc ze Skweru Ofiar Sprawy Elbląskiej. Naszła mu przez chwilę myśl, że obecne walki i wcześniejsze poczynania Czarnej Kompanii, praktycznie całe miasto zmieniły w jedną wielką ruinę i cmentarzysko.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
16-11-2019, 18:42 | #184 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Na szczęście nie było czasu podziwiać działa zniszczenia w kinowej sali. Wiaderny usłyszał w słuchawce, że Kowalik wziął się ze swoimi za to, po co tu przeszli. Potrząsnął więc swoimi ludźmi, którzy doznali pewnego rodzaju szoku na widok zmasakrowanych kolegów, ale zaraz wzięli się do roboty.
__________________ |
16-11-2019, 22:54 | #185 |
Reputacja: 1 | Bebok, mający umiarkowane obycie w wojskowej etykiecie, ale za to wieloletnie doświadczenie w korporacyjnej nowomowie służącej przede wszystkim do krycia swojej dupy, w umiarkowanie uprzejmych słowach odsyłał pytających o niespodziewane bombardowanie na Teatralnej do sztabu.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
16-11-2019, 23:13 | #186 |
Reputacja: 1 | Kocur Ale jatka. W świetle latarek widać było wszędzie krew. Czerwony Mag i jego ludzie nie żyli. Ilu on sam stracił? Kocur schował nóż. Trzeba dalej działać. Lab z portalem był w sali obok, przejście przebite przy wyjściu awaryjnym, fotele wywalone, wykładzina dosłownie wypalona. Stoły, jakieś mikstury, wszystko stało na środku tworząc wyspę na środku sali. Oraz portal. Zespawana konstrukcja rzucająca krwawą poświatę na komandosów. Działali szybko, zaczynając od dołu zrzucali wszystko na podłogę pod portal, rząd za rzędem, stół za stołem. Wycofali się, otworzyli ogień, porozbijali ustrojstwa. Krok drugi, granaty. Na znak poleciały granaty, zwykłe i fosforowe, błyskawiczna ucieczka do opanowanego ju holu i zamknięcie drzwi, dobrze słyszalna eksplozja, Po chwili kolejne wybuchy. Czterej żołnierzy przyciskało drzwi, a ze środka dobiegały kolejne detonacje, ze szczeliny przy podłodze zaczął wydostawać się czarny dym. Kocur nie wiedział, czy w ten sposób zniszczy portal, ale nie miał innego wyjścia. Coś się zmieniło, spadło ciśnienie, a z sali dobiegł dźwięk jakby wewnątrz startował odrzutowiec. Czarny dym został wciągnięty do środka, drzwi, do tej pory przyciskane do framugi, zostały przyssane, po chwili ich konstrukcja wygięła się. Żołnierze odskoczyli, chowając się zza ścianą. Drzwi wyrwało z zawiasów, Kocur zdążył jeszcze zauważyć, jak wnętrze portalu wiruje i pulsuje, ściągając wszystko w swoją stronę, zanim komandos sam nie odskoczył w bok. Trwało to kilka sekund, zanim portal dosłownie eksplodował, plując materią w każdym kierunku. Przez wejście wyleciało na zewnątrz coś, co przypominało spaloną kabinę myśliwca i inne rzeczy, tyle Kocur zdążył zauważyć. Wszystko ucichło, odczekali moment i komandosi zajrzeli do środka: nic nie zostało, nieliczne fragmenty były powbijane w ściany i sufit, w miejscu portalu ziała głęboka, parująca dziura, to cholerstwo przebiło fundament, stopił zbrojenie i zeszkliło piach pod spodem. Jeszcze parowało. - Dobra robota. Podliczyli straty, Kocur nie miał żadnych szans na samodzielną akcję. Czerwone berety straciły niemal połowę składu (rannych i zabitych), piechota AW podobnie, na szczęście sami ranni. Obie formacje zluzowano, Kocurowi została jedna Puma, częściowo bez pancerza reaktywnego. Przeszukali jeszcze kilka pomieszczeń, kiedy ostatecznie opuścili obiekt z wraz innymi oddziałami JWK wycofali się uzupełnić amunicję. Byli cholernie zmęczeni. Do piekła i z powrotem. Nowa sytuacja i nowe plany, po skonsultowaniu zresztą Kocur dołączy do ataku ludzi Kowalika i Wiadernego na Elzam. Razem do samego kurwa końca.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |
17-11-2019, 21:31 | #187 |
Reputacja: 1 | Twarz Zawady wyrażała bezmiar dezaprobaty. Patrzyła na alkoczarownika. - Kocięba. Czemu ty tu do cholery jeszcze jesteś? - Jestem stary, schorowany, męczą mnie suchoty... - Kurwa. Jak jesteś na trzeźwo to nie da się słuchać tego twojego pierdolenia. - skomentowała elfka i rzuciła alkomancie małą plastikową buteleczkę - Łap, pij i przestań stękać. Ryszard skrzywił się widząc wyraźne "2%" na opakowaniu. - Czy ja wyglądam na jakiegoś zdesperowanego chlora? - Tak. - odparła z pełną powagą Zawada. Ryszard nie chcąc pierdolić się z plastikiem rozciął szyjkę i wlał zawartość do szklanki po czym wyssał te marne 2% przez szkło. Ale cholera... nie mógł powiedzieć, że nie poczuł się lepiej. Dosrał sobie jeszcze jednym czarem leczącym. Czuł jak w jego ciało wsącza się życiowa energia pobrana wprost z astralu. - Mmmmm... - wydał z siebie mruknięcie przeciągając się ostrożnie - Niezła rozgrzewka i pobudka. Przed konkretną robotą. Zawada tylko pytająco uniosła brew. Chwilę potem do sali wkroczył jeden z chłopaków od Zbycha niosą przy sobie plecak w którym wesoło szeleściły flaszki. Ryszard tylko oblizał się niczym wyposzczony żołnierz na przepustce na widok ponętnej panienki. *** Potężne czary zadziały się w punkcie medycznym. Straszliwe rany cudownie się pozamykały i wygoiły. Ryszard napierdolony w trzy dupy rzucał masowe leczenia bo kto bogatemu zabroni. Sanitariusze i medycy łapali się za głowę bo odór spirytusu unosił się wszędzie, podpici powstańcy i sojusznicy gibając się lekko wstawali z łóżek. Ryszard stanął przy Zawadzie uśmiechając się szczerym szerokim i zachęcającym uśmiechem. Wraz z procentami wróciła mu werwa i chęć do boju. Panią Kapitan osobiście potraktował wzmocnionym czarem leczniczym. - To co, piękna niewiasto znad Odry? Nakurwiamy tych kacapów? Ostatnio edytowane przez Stalowy : 17-11-2019 o 21:38. |
18-11-2019, 14:24 | #188 |
Reputacja: 1 | Kasacja głównych elementów Projektu Veselago w Światowidzie przebiegła szybko i sprawnie. Komandosi unicestwili praktycznie wszystkie machiny, urządzenia i narzędzia, a także puścili z dymem większość dokumentów i elektronicznych baz danych – co, w połączeniu z matrixową ofensywą Zawady – wyeliminowało zagrożenie odtworzenia PV przez jakichś idiotów tylko za pomocą zdobyczy. Gwoździem do trumny był anonimowy pakiet danych puszczony w eter, zawierający nagrania filmowe, fragmenty dokumentacji, zdjęcia, przesłuchania, raporty i inne materiały dowodowe zbierane przez AW (i nie tylko, bo były także tajne informacje wywiadowcze korporacji i innych sił zaangażowanych w operację elbląską) z ostatnich kilku dni. Zanim ktokolwiek ze sztabu mógł zrobić damage control powstawały już kopie, a Deep Matrix wchłonął co miał wchłonąć i nie miał zamiaru się tego pozbywać. Zawada przeszła samą siebie. Później wspomniała, że pociągnęła za wszystkie sznurki jakie jej pozostały, spłacono wobec niej stare długi i generalnie stanęła na rzęsach. Spaliła też za sobą mosty. Nadawca był ukryty, więc nic nie prowadziło do niej lub do jej ludzi, ale na pewno zostanie wszczęte śledztwo – choćby tajne, wewnętrzne. Świat właśnie się dowiadywał, co Czerwoni Magowie i ich mocodawcy odjebali w Polsce, a szczególnie Elblągu. CzM byli skończeni jako oficjalna grupa... i jako nieoficjalna, gdyż wciąż byli w niełasce na Kremlu. NeoSoviet będzie miał związane ręce, co najwyżej zdementuje te informacje jako „propagandę spiskowców”, ale oficjalnie nie kiwnie palcem aby sytuację ratować. Ba, pewnie nawet polecą głowy, a przeciwnicy interwencji w Polsce dostaną polityczną amunicję. Korporacje i rządy Zachodu także będą musiały oficjalnie potępić cały ten cyrk, a jednocześnie destrukcja dokumentacji i maszynerii zapewniała, że nigdy nie odbudują tego projektu (a przynajmniej nie w takiej formie i nie w rozsądnym przedziale kosztowo-czasowym). Podobny pakiet danych i podobna sytuacja miała miejsce zaraz potem z projektem „werbunkowym” Czarnej Kompanii. Wprawdzie puszczenie jednego i drugiego naraz w eter osłabiało merytorykę i mieszało tematy, ale nie było czasu ani sposobności na rozważny czarny PR – a trzeba było powstrzymać rządy i korporacje od zamiecenia wszystkiego pod dywan. Tak przynajmniej myślała Martyna Zawada, kapitan JWK Armii Wyzwoleńczej WRP, była bojowniczka AK. Nie upubliczniła materiałów o zdradzieckim planie najemników i korporatów aby zniszczyć Port Elbląg. Nie pisnęła słowem o zbrodni wojennej z użyciem cyklosarinu, jaką AK podjęło w ramach false flag. Mimo iż aż skręcało ją w środku, że tego nie robi. Nie, jeszcze nie teraz. A może nigdy. Wiedziała jedno – Kocięba miał rację. Ci, którzy zorganizowali tą ohydną zbrodnię musieli zostać ukarani. Choćby jeśli to miało oznaczać shadowrunning. W międzyczasie Kocięba za pomocą swojej magii postawił praktycznie wszystkich na nogi. Szeregowi żołnierze i komandosi cudownie ozdrowiali... ale mieli po kilka promili we krwi, więc narobili personelowi medycznemu (i żandarmom) nowych problemów. W wynikłym zamieszaniu jedyne dwie w miarę trzeźwe osoby umknęły ze szpitala i wskoczyły do przejeżdżającej ciężarówki pewnego drone riggera. Niestety, Kocięba prawie zszedł podczas tego czarowania. Alkohol uratował mu życie. O mały włos się nie wypalił – i to permanentnie. Czarowanie nie wchodziło w rachubę przez kilka dni, a i stracił dostęp do astrala oraz unikatowe łącze ze swoim uzbrojeniem (magiczną amunicją trójrury oraz – przede wszystkim – AK-74, który teraz był zwykłym, starym Kałachem 5,45mm). Przerobiony Star 1444 wraz z akompaniamentem innych pojazdów pojechał na Aleję Grunwaldzką, gdzie dołączył do pozostałych grup JWK. Wspólnie z regularsami mieli jak najszybciej i jak najmocniej przyjebać w Elzam/Zamech. Ostatni punkt oporu Czarnej Kompanii i tych kilku niskich rangą Czerwonych Magów. Uniemożliwić tym skurwysynom połączenie z odsieczą VDV. A prywatnie – za wszelką cenę pozabijać magusów i popalić ich papiery, aby nie odtworzyli PV (bądź nie sprzedali tej wiedzy komuś innemu). Do akcji weszły wszystkie grupy, w tym Marcina Zawadzkiego, a także Amerokanadyjscy operatorzy CIA-SOG, „Vochsowcy” z Trójmiasta (acz na tych trzeba było mieć oko by sami nie gwizdnęli danych), AKowcy z „Bażanta”, Leśni oraz Sylwestryni. Wspierani ogniem snajperskim, zaklęciami sabotującymi i atakami pozorowanymi z każdej strony, obłożeni błogosławieństwami ochronnymi, Komandosi i inni żołnierze sił sprzymierzonych ruszyli do boju. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZqFYzHFqAC4[/MEDIA] Już na początku trafili na zajadły opór wroga. Na dachu jednego z mniejszych budynków rozstawili się CzeKiści z wyrzutnią ppk Malutka. Czarciopyłowe przestarzałe gówno z lotkami było jednak wystarczającym uzbrojeniem aby usmażyć nadgorliwego Hummera z M2HB z grupy Zawadzkiego, który wysforował się przed ekipę, siepiąc półcalami jak wariat. Kierowca i strzelec ponieśli najwyższą cenę swej głupoty... a zaraz potem obsługa wyrzutni, zmieciona serią z MANTISSa II, całkiem skutecznego w zwalczaniu piechoty i lekkich celów naziemnych eksplodującymi w locie pociskami kanistrowymi. Potem był szereg innych przeszkadzajek. Dwa gniazda cekaemów – SG-43 i SGM. CzK najwyraźniej wyciągało z piwnicy cały „rezerwowy” złom jaki im pozostał. Z nimi poszło łatwo i bez strat – ich pociski nie mogł nic zrobić pojazdom, a same dostały seriami półcalowych naboi z Browningów M2 oraz granatów 40mm z Mk19. Miłe złego początki, bo zaraz potem wpieprzyli się na trzy silne ładunki C4 ze zdalnymi detonatorami, które swymi detonacjami zniszczyły Pumę z grupy Kocura – na nic zdał się dodatkowy pancerz przeciw takiej sile. Ale pozostałe pojazdy przebiły zewnętrzną linię obrony, wpuszczając towarzyszących im piechurów do hal, budynków i parków maszynowych. A przeciw nim całe mrowie pozostałych przy życiu czekistów – w tym niezmodyfikowanych lub nawet całkiem nie-zniewolonych ludzi zaplecza. Uzbrojeni byli w co popadnie – od nowoczesnych, dzisiejszych spluw, aż po kompletne anachronizmy z początku XX wieku, zależnie od stopnia elitarności danej drużyny czy sekcji. Na pewno mieli od zasrania amunicji i granatów ręcznych wszelkiego rodzaju, bo się wcale z tym nie kryli. Wszystko z czarciego pyłu. W tej całej szalonej strzelaninie i dewastacji, nacierający wyczuli dwie rzeczy – wróg był owszem zdesperowany i tym samym groźny oraz nieprzewidywalny... ale sypał się. Zwyczajni ludzie zaczynali szybko pękać. Robili durne błędy, cofali się z niektórych miejsc oporu po lekkiej wymianie ognia, czasem całkiem rzucali broń i spierdalali w popłochu (nie mając gdzie, idioci, wszak byli oblężeni i odcięci) lub wymachiwali białymi szmatami. Zmodyfikowani żołnierze-niewolnicy natomiast mieli... problemy. Coraz częściej jakieś drgawki, zwiechy, strzelanie w podłogę/sufit/ścianę, upuszczanie odbezpieczonego granatu pod nogi zamiast rzucenie nim w nacierających, zdarzało się też rzadko, że strzelali do siebie nawzajem. W dodatku, coś nie tak było z tym całym czarciopyłowym szrotem. Astral był... dziwny (co na swój sposób wyczuli nawet wypalony Rychu oraz nieuzdolnieni). Wystrzelone naboje lub ciśnięte granaty czy odłamki tychże... znikały, albo latały dookoła jak muchy. Niektore wybuchy czy uderzenia pocisków były jakby przezroczyste, nie wydawały dźwięku i były bardzo osłabione – do tego stopnia że niektórzy komandosi powinni być martwi, a nie byli – wszak nie każdy przyjmie na klatę granat zaczepny i przeżyje wybuch bez szwanku. O co tu chodzi? Ale to nie był koniec. Trzeba było wyczaić i dorwać pozostałych Czerwonych Magów. Zniszczyć czołg tą "te dziewięćdziesiątkę". Ostatecznie złamać Czarną Kompanię. Podczas gdy szturm na Zamech i Elzam szły coraz lepiej, nie można było tego samego powiedzieć o południowej linii frontu. VDV weszło z buta. Pierwszy kontakt odnotowała załoga tankietki Wiesel z grupy specjalnej posłanej przez Lubomirskiego, patrolująca Aeroklub. Potężna detonacja bomby szybującej typu AGM-154 wstrząsnęła całą okolicą. Wszędzie wizgały kule. Desantowcy podeszli na piechotę, infiltrując przedpola miasta i teraz „przygotowywali grunt” dla kolegów. Rozpędzona tankietka mknęła na zachód. Radio szumiało od krzyków dowódcy. Zaraz potem autodziałko plunęło pociskami HE, na oślep waląc po krewkich Rosjanach. Na ulicy Skrzydlatej było nie lepiej. Ruscy uderzyli od południa i wschodu, korzystając z osłony oferowanej przez ogródki działkowe. AW nie obsadziło ruin domów jednorodzinnych oraz baraków socjalnych. Brakło ludzi na takie forlorn hope. Skupili obronę na zakładach pracy, Lazarusie i WORDzie. Ten drugi padł praktycznie błyskawicznie, wysprzątany przez doborowych gwardyjskich szturmowców, ten pierwszy już kruszał przy pierwszym szturmie. WORD jakoś się trzymał przez chwilę, wsparty odwodem Lubomirskiego. To tam jechał Wiesel. I to tam jebnęła druga bomba, GBU-39 SDB. Prosto w dach transportera opancerzonego M113A1. Na szczęście w środku był „tylko” kierowca. Jego poświęcenie oraz nieuchwytność załogi tankietki pozwoliła paru chłopakom ze Scorpionami namierzyć i zestrzelić ruskiego drona-bombowca klasy UCAV nim ten mógł użyć reszty swego arsenału. Wkrótce potem przemysłówka na południe od WORDa padła. Ocalali żołnierze zwiewali na piechotę. Osłaniały ich dwie sekcje w Hummerach grupy lubomirskiej. Niedługo, gdyż zostały ostrzelane z góry przez broń automatyczną oraz dwa ppk „Kokon”. Nie było co zbierać. Śmigłowiec Mi-17 przeleciał nad wrakami, w bezczelny sposób pchając się prosto w stronę dachu WORDa. Ostatni Scorpion obrońców ukarał butnych „błękitnych bereciarzy”, strącając maszynę na plac manewrowy. Nie pomogły flary odpalone w ostatnim momencie. Pełne baki paliwa i zbiór rakiet Kokon zadbał o niezłe widowisko fajerwerkowe, a broń palna obrońców o śmierć ocalałych z kraksy. Na Skrzydlatej zajęły pozycje kolejne drużyny regularsów oraz dwa Strykery i jeden M113A2, wszystkie z kaemami M60. Piechociarze mieli nieco broni specjalnej – erkaemy, snajperki, erpegi. Wystarczyło na piechotę i okazyjny lekki wóz. A przecież leciały i jechały kolejne pojazdy VDV. Transportery, desantowe wozy wsparcia, mrowie śmigłowców uzbrojonych po zęby. Będzie ciężko. Nim jednak stanie się to problemem dla grupy uderzającej na stary Elzam/Zamech, tamtejsi szturmujący mieli inne problemy. Wraży czołg się objawił, w obstawie "doborowych", naszprycowanych chemią i cybernetyką czekistów. Wróg poprawnie zinterpretował największe zagrożenie - JWK i kolegów. Zdalnie sterowany wukaem Kord i współosiowy kaem PKMT rozbrzmiały dudnieniem i terkotem, pokrywając całą przestrzeń między zabudowaniami fabrycznymi a dawnym sklepem budowlanym przy Grunwaldzkiej 2, obsadzonym przez Komandosów. Czołgi były za halą, pokonawszy ciek Kumieli (zwanej także Dzikuską). Nieco dalej na północ, wśród resztek po stacji benzynowej, przyczaili się Trójmiejscy z Kompanii im. Vochsa, ze swoim T-90. Bardziej na południe byli Leśni i ich druidzi, AKowcy z "Bażanta" oraz KOBowcy i Sylwestryni. Zajęli jeden z ceglanych budynków-hal i, korzystając z magicznej protekcji, walili w głąb kompleksu. SITREP Mapy proszę sobie pobrać i przybliżać. Legenda: Niebieskie kreski - pozycje wyjściowe Sprzymierzonych. N. strzałki - główne kierunki natarcia. N. gromy - miejsca, gdzie alianci się już wdarli. Wewnątrz wciąż toczą się starcia. N. sprej - budynki zdobyte przez ententę. Czerwony sprej - budynki bronione przez Czarną Kompanię. Czerwona kropka - czołg T-90UM Armii Czerwonej. N. kropka - czołg KMA7-C Leopard. Szaroniebieska k. - czołg M1A4 Abrams. Zielona k. - czołg T-90UM z Trójmiasta. Trzy turkusowe k. - transportery opancerzone, patrząc od północy: SPz Puma, M1126A2 Stryker (Mk19, Slat Armor, Hard-kill APS), M1126A2 Stryker (M2HB). Trzy purpurowe k. - patrząc od północy: MANTISS II na SPz Puma, Star 1444 Beboka, HMMWV M1038.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 21-11-2019 o 12:11. Powód: Ostatni akapit, sytuacja taktyczna i wzmianka o użyciu flar przez Mi-17. |
21-11-2019, 17:54 | #189 |
Reputacja: 1 | - Masa krytyczna! - Ryknął Zbyszek w komunikator. Nie miał pojęcia skąd mu się to wzięło, ale do takich wniosków doszedł, obserwując zachowanie się czarciego pyłu i naszprycowanych nim cyberzombie. - Ktoś wie, co się stanie, jeśli to czarcio pyłowe gówno wejdzie w masę krytyczną?! - Doprecyzował swoją myśl, troll. Nie był tylko pewien, czy pył jest zasysany ponownie do właściwego strumienia czasu, czy raczej zaczyna się otwierać kanał czasoprzestrzenny o przeciwnym biegunie. Póki co było jednak ważniejsze zajęcie. Przebicie się przez halę i asysta w rozpruciu T-90. Trzeba było jakoś się przebić przez to wszystko co desperacko naściągali czerwoni.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
21-11-2019, 23:12 | #190 |
Reputacja: 1 | - Chuj wie! - odpowiedział Ryszard na pytanie Zbyszka. Bo taka prawda była. Z tym czarcim pyłem to chuj wie. Co do niego samego to też chuj wiedział co ma robić. Po wypaleniu się do cna by postawić na nogi cały budynek pełen okaleczonych lub umierających ludzi teraz nie wiedział co robić bez swoich czarów. Dobrał sobie lepszy pancerz z zapasów, amunicję, granaty, ale nie miał żadnego innego pomysłu jak pozostać przy Zawadzie i ją ochraniać. Bo szczerze to bez magii już nie był takim kozakiem. Gdyby to chodziło o spuszczenie Wpierdolu jakimś dresom - proszę bardzo. No może gdyby znalazła się jeszcze jakaś flaszka mógłby skorzystać z wino-pałersów, ale przy takich mikrych zasobach magicznych w swoim ciele i tutaj by ryzykował. Dlatego ostatecznie przejął dowodzenie nad jednym z oddziałków obstawiających trójkę wozów i miał zamiar osłaniać je w trakcie całej operacji przed wrogą piechotą. |