Tymczasem Abdel i jego ludzie zajmowali wyznaczone pozycje. Adam z dwójką przybocznych dołączył do Steliosa, łucznicy, z Abdelem na czele, zajęli dwie wieżyczki po lewej stronie bramy, patrząc od zewnętrznej strony. Jeden z nich spojrzał w górę i cicho zaklął pod nosem.
- O co chodzi? - spytał Abdel nie patrząc w jego stronę.
- Chmurzy się, panie. - odparł łucznik z wyraźnym niepokojem w głosie - Jeśli się rozpada, to nasza widoczność spadnie.
- Deszcz pada równo dla wszystkich. - rzucił szybko Abdel, nie chciał żeby jego ludzie tracili morale przed bitwą - Tak samo jest naszym wrogiem jak i sprzymierzeńcem. - po czym szybko dodał dla otuchy - Potraktujcie to jako swego rodzaju polowanie. Do ludzi strzela się tak samo jak do zwierząt. Ostatnie zdanie wypowiedział tak, jak by próbował przekonać samego siebie.
- Tylko, że tym razem zwierzyna może nieźle pokąsać. - powiedział ktoś z tyłu. Abdel zasępił się mocno na te słowa i pogrążył w zadumie. Zapadło głuche milczenie. |