Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2019, 15:36   #81
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Winter Corax przyjęła Pierwszego jako jedynego do tej pory sam na sam.
Stała zapatrzona w pustą ciemność za szybą okna. Gdy Pierwszy wszedł drgnęła nieco i odwróciła się do Maurice'a:

- Dziękuję, że znalazłeś dla mnie chwilę, szanowny kuzynie.Podsumowanie?

Przy tych słowach wskazała mężczyźnie fotel.
Przekraczając próg komnaty Maurice zasalutował sprężyście po czym podszedł do siedziska ściągając po drodze kapelusz i maskę. Nie usiadł jednak, tylko uśmiechnął się.

- Walka z piratami, mon oiselet? Dobrze się spisałaś. Prawdziwy Rogue Trader musi być stanowczy, trzymaj tak dalej, a będzie z ciebie dobra Lady Kapitan. - rzekł a na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech.

Czekał aż Lady Corax zasiądzie pierwsza. Tego wymagało dobre wychowanie. Tyle chociaż zdołał wynieść ze scintilliańskiego domu.
Winter uśmiechnęła się lekko na słowa pochwały i wyciągnęła dłonie by pomóc kuzynowi z kapeluszem. Nawyk wbijany od małego był silniejszy.

-Czy napijesz się wina? - dopytywała zakrzątawszy się wokół Maurice oszczędnymi ruchami - Stanowczość, tak. Muszę nad tym pracować. Czyli… nie powinnam była próbować najpierw negocjacji ? - wyraźnie męczyło ją to.

- Bardzo chętnie. - Maurice nigdy nie odmawiał napitku, szczególnie jeżeli było nim dobre wino. Już po chwili Winter podała mu kielich z rubinowym napojem - Nie powinnaś. “Dobry żołnierz wykonuje rozkazy bez dyskusji. Dobry oficer dowodzi bez wahania”, jak mówi podręcznik imperialnego gwardzisty. Piraci… szanują siłę. Mają też specyficzne charaktery. Mogą być na słabszej pozycji, ale powiesz coś nie tak i wychodzisz na mięczaka. Zdrowie pięknej Pani. - wzniósł kielich i wypił.

- Masz może ten podręcznik? Chętnie bym się zapoznała z zasadami. - Winter spuściła gardę w obecności Pierwszego, ukłonem i uśmiechem dziękując za komplement.

Pierwszy zaśmiał się serdecznie.

- Oczywiście że mam. Komisariat karze chłostą za nie posiadanie go przy sobie. Ale radzę podchodzić do niego z… dystansem. - Maurice sięgnął do wewnętrznej kieszeni munduru.

- Dobrze - Winter pokiwała, niemal jak dziecko przyglądając się z wyczekiwaniem Maurice'owi. To było lepsze niż czekolada. Kopalnia wiedzy i to tuż tuż na wyciągnięcie palców. - W razie pytań, znajdziesz chwilę dla mnie? - poprosiła sięgając po karawkę by dolać trunku do kielicha Maurice'a.

Wydobył z kieszeni małą książeczkę, odrobinę już sfatygowaną przez lata służby. Miała dorobioną dodatkową skórzaną okładkę. Podał podręcznik piechura Lady-Kapitan.

- Czasem ją czytam dla przypomnienia. Nie raz nieźle mnie rozbawia… choć czasem jest to niezbyt wesoły śmiech.


Brunetka przyjęła książeczkę i z niejakim namaszczeniem przesunęła palcami po okładce.

- Zróbmy tak. Jeśli się zgodzisz. Po każdym przestudiowanym rozdziale zjemy wspólny posiłek. Ty opowiesz mi o swoich wojskowych doświadczeniach a ja dopytam w razie wątpliwości. Odpowiada ci taka propozycja?

Winter miała nadzieję, że wizja skusi kuzyna. Ona sama była głodna i spragniona wiedzy.

- Z wielką chęcią przystaję na Pani warunki Lady-Kapitan. - uśmiechnął się i upił wina.

On również wyglądał na rozluźnionego.

- Musisz uczyć się szybko. Wszyscy musimy. Jeżeli chcemy wyrąbać swój kawałek profitu w Koronus musimy działać jak zgrany oddział, którym ty będziesz dowodzić. Niestety ja się do tego niezbyt nadaję. Jedyne co umiem w tej kwestii to naśladować swojego byłego komisarza.

Młoda Kapitan usiadła w fotelu obok kuzyna:

- Załoga zdaje się cię szanować. Ale rozumiem co masz na myśli. To ogromna odpowiedzialność. - ciche westchnienie wyrwało się jej mimowolnie - Ale postaram się nie zawieść ani ciebie ani pozostałych członków załogi.

Po chwili milczenia dodała:

- Maurice… Czy sądzisz… Czy sądzisz, że znajdziemy odpowiedzialnych za… Za Morderstwa?

Maurice odstawił kielich, spojrzał dziewczynie głęboko w oczy i położył swoją dużą, pokrytą bliznami dłoń na jej ramieniu.

- Winter. Prawdopodobnie odpowiedzialni za dewastację naszego domu odnajdą nas szybciej niż my będziemy w stanie podjąć kroki do odnalezienia ich. - powiedział spokojnie, w jego oczach dostrzec można było zarówno smutek jak i skrywaną furię - Musimy się dobrze przygotować, być czujni i zaradni. Na pewno podążą za nami do Ekspansji. Gdy tam dotrą musimy być w stanie odeprzeć atak i wyprowadzić kontrę. Śmiercionośną kontrę.

Winter z wysiłkiem przełknęła rosnącą w gardle gulę.
Zacisnęła dłonie na książeczce i skinęła raz głową:

- Będziemy. Nie dopuszczę by było inaczej. - mimo słów pobladła nieco.
Maurice przyciągnął dziewczynę ostrożnie do siebie i objął.

- Tak trzymaj, Oiselet. - uśmiechnął się półgębkiem - Pamiętaj, że nie jesteś jedynym Coraxem na tym okręcie. Póki żyję będę cię wspierał.

Uścisk byłego gwardzisty trwał jeszcze moment po czym puścił Lady Kapitan i uśmiechnął się trochę szerzej. Winter odpowiedziała uśmiechem. Niespodziewane wsparcie de Coraxa przyniosło brunetce ulgę i pociechę.

- Jest jeszcze jedna rzecz, którą chciałbym ci przekazać. - powiedział spokojnie i sięgnął znów w poły swojego płaszcza.

- Co takiego? - Winter odsunęła od kuzyna na powrót prostując się odruchowo.

- Inspirację. - wyjął z kieszeni niewielki obrazek i podał go Winter - Znalazłem go w katechizmie mojego ojca gdy jeszcze mieszkałem na Scintilli. Nie przywiązywałem do tego wielkiej wagi, ale… Ale ten od którego nasz dom wziął swoje imię też przeżył cios zadany w plecy.

Dziewczyna długo wpatrywała się w portrecik Corvus Coraxa, Wyzwoliciela.
Zamrugała rozpoznając rycinę. Jego też znaleziono na totalnym zaścianku, a dokonał tak wiele. Obiecała sobie w duchu by przypomnieć sobie historię imiennika w całości.

- Dziękuję, kuzynie. - w geście śmiałości i rozczulenia przykryła dłoń Maurice'a swoją dłonią - Za wszystko co zrobiłeś do tej pory. Ród przetrwa. I jestem pewna, że z Twoim wsparciem rozsławię nasze imię na nowo.

Przy ostatnich słowach zacisnęła pewnie wypielęgnowaną dłoń na palcach kuzyna.
Z jej uśmiechu promieniowała rosnąca pewność siebie.


***

Maurice de Corax siedział na fotelu pośrodku widokowej galerii usytuowanej na jednym z wyższych poziomów wieży i popijał z pucharu amasec. Jak zwykle był w pełnym karapaksie i mundurze, tylko dolną część maski zdjął odsłaniając usta i część blizny, by móc swobodnie pić. Obok stała na stoliczku butelka szlachetnego trunku oraz drugi pusty puchar. Znawca mógłby rozpoznać, że trunek nie jest żadnej ekskluzywnej marki - ot smaczny trunek bez jakiejś wielkiej głębi smakowej. Spojrzeniem kontemplował bezkresną czarną pustkę kosmosu. Gdzieś tam pozostawił swoje przeszłe życie. Wzniósł puchar do kosmosu i wychylił. Za żołnierskie lata, a co! Lecąca przez obrzeża Pobojowiska fregata oddaliła się zbyt bardzo od morza szczątków, by tworzące je wraki były dostrzegalne gołym okiem, ale pierwszy oficer czuł, że unosiły się gdzieś w oddali, tuż poza zasięgiem jego wzroku.

Słysząc stukot butów na perforowanej metalowej podłodze galerii odwrócił głowę w prawo, powitał nie zdradzającym żadnych emocji wzrokiem zbliżającego się seneszala. Naczelny intrygant Błysku przybył na spotkanie w pojedynkę, chociaż Maurice pewien był, że przywlecze ze sobą zgraję zauszników. Miał na sobie ten sam czarny uniform bez dystynkcji, który założył na powitanie pani Corax i jej krewniaka w dniu ich przylotu na fregatę, uzupełniony o jeden nowy element.

Maurice uniósł nieznacznie jedną brew, kiedy jego wzrok spoczął na przytroczonej do pasa Christo Barcy kaburze. Charakterystyczny kształt broni zdradził pierwszemu z miejsca jej rzadki charakter. Seneszal nosił przy sobie pistoletową meltę - kosztowną i śmiertelnie niebezpieczną - bez wątpienia chcąc dodać sobie powagi w oczach człowieka, który na żołnierskim fachu zjadł już dawno zęby. I przyprawił go o szczere rozbawienie.

- Panie Corax, dziękuję za przyjęcie zaproszenia do spotkania – powiedział pozornie życzliwym tonem Barca – Gratuluję niedawnego zwycięstwa. Zniszczenie piratów podniosło morale całej załogi, a Imperator mi świadkiem, że bardzo nam było to potrzebne. Teraz musimy się przygotować na inne wyzwanie, być może jeszcze poważniejsze.

Corax milczał. Zlustrował czerwonymi wizjerami Barcę i uśmiechnął się. Wskazał fotel obok stolika i drugi puchar.

- Salut, seignieur Barca. Merci bien, że macie seneszalu takie wysokie mniemanie o mojej żywotności. Czuję się wielce doceniony i zakłopotany, że na spotkanie z tobą wziąłem tylko to. - poklepał się po swojej kaburze u pasa w której spoczywał najzwyklejszy autopistolet, chociaż przy pasie z drugiej strony zwinięty był nieodłączny batog.

Maurice choć był wojakiem z krwi i kości to lubił etykietę. Można było strzelić nią nadwrażliwych szlachciców w pysk bez podnoszenia ręki.

- Félicitations należą się natomiast wszystkim. - to już powiedział bez rozbawienia, bowiem pochlebstwo seneszala zakrawało o bezczelne wazeliniarstwo - Co chciałbyś ze mną omówić?

- Nie mam zbyt dużej wiedzy o charakterze pływów Osnowy w tym regionie – wyznał seneszal, tonem sugerującym szczere rozczarowanie brakiem niezbędnych informacji – Jest to jednakże pogranicze sektora, słabo zmapowane. Wolę się przygotować na najgorsze w trakcie tranzytu przez Osnowę. Zna pan zapewne zwyczajowe niebezpieczeństwa, jakie czyhają na podróżnych w Immaterium?

Maurice nie poruszył ustami. Czerwone wizjery były dalej wlepione w Christo, który nie skorzystał ani z zaproszenia do picia, ani z siądnięcia w fotelu. Maurice upił kolejny łyk z pucharu by nie dać po sobie poznać, że jego oczekiwania co do tej rozmowy ostro się wyminęły z tym co dostał. Spodziewał się po Barce jakiejś słownej szermierki, meandrów dyplomacji, a tu dostawał potwarze raz za razem. A to Barca nie czekał na niego, tylko on na Barcę. Barca nie przyniósł nic do picia. Barca przyszedł z bronią przeciwpancerną na rozmowę (no dobrze, Maurice zabrał na rozmowę grox-bicz który też bardzo odstawał od etykiety). Barca przywitał go wazeliniarskim pochlebstwem, bo jeżeli już komuś gratulować to Lady Kapitan. W tym wszystkim de Corax nie wiedział czy seneszal gra mu na nosie czy wykazuje niekompetencję czy ignorancję. Wszak rozmawiał z Pierwszym i członkiem rodu RT, a że obaj byli wysoko urodzeni to...

- Coś nie tak, panie de Barca?

- Chciałem zaproponować zwiększenie ilości patroli na wszystkich pokładach fregaty w czasie transferu. Liczę na to, że zostaniemy wspomożeni przez świtę świątobliwego Ahalliona, chociaż czekam jeszcze na definitywne potwierdzenie ze strony czcigodnego. W chłodniach wciąż znajdują się ciała marynarzy poległych w hangarze. Przeczucie podpowiada mi, że lepiej nie podróżować w Osnowie ze zbyt dużym ładunkiem martwej organicznej materii. Jeśli podziela pan moją opinię, proponowałbym wystrzelić ciała w próżnię jeszcze tutaj albo je skremować w reaktorze, z zachowaniem pełnego ceremoniału.

Maurice kiwnął głową powoli. bo sugestia była jak najbardziej zrozumiała. Z resztą i tak cały dzień zajmie odprawianie ceremoniału przed translacją, czemu więc przy okazji nie pochować poległych voidsmenów.

- Szczegółowe procedury bezpieczeństwa obowiązujące na Błysku znajdują się w pamięci tabletu – seneszal wyciągnął z kieszeni płaszcza okazał elektronotes, wyciągnął go w stronę Maurice’a – Jeśli byłby pan zainteresowany ich przejrzeniem, są do dyspozycji.

Z pewnym zdziwiniem Maurice spojrzał na data-slate. Już miał odmówić, kiedy tknięty przeczuciem wziął urządzenie i zaczął przeglądać. Z procedurami zapoznał się na samym początku i to było coś co każdy pierwszy musi mieć wykute prawie na blachę. Jak Gwardzista musi znać Primer. Fakt, że seneszal mu pokazał “szczegółowe procedury” właśnie był niepokojący. Tymczasem Seneszal kontynuował.

- Wracając na chwilę do kwestii załogantów poległych w hangarze. Czy chce pan ich w jakiś sposób wyróżnić? Wydać oświadczenie jako najwyższy zwierzchnik zbrojnego ramienia rodu? Przedstawić kogoś do pośmiertnego awansu lub odznaczenia? Myślę, że pozytywnie by to wpłynęło na poziom morale, a dodatkowo przedstawiło w wyśmienitym świetle pańską osobę.

Na ostatnim zdaniu Maurice zacisnął usta w kreskę i zaczął się trząść. Policzki mu się wydęły. Zdjął resztę maski zakrył dłonią twarz. Położył data-slate na stolik. A potem zaczął radośnie rechotać jakby właśnie ktoś mu powiedział bardzo dobry dowcip.
I śmiał się tak, aż go rozbolał brzuch, zagłuszając seneszala, który wpatrywał się teraz w niego z kamienną twarzą.

- Co to za pierdolenie? - rzucił Pierwszy i pociągnął z gwinta butelki kilka głębszych łyków - Tego się nie da czytać na trzeźwo.

- Christo… to to na poważnie czy jaja sobie robisz ze mnie? - zapytał z rozbawieniem na twarzy, które znikło gdy zobaczył poważną minę seneszala - O kurwa. Na poważnie.

Pierwszy musiał pokręcił jeszcze chwilę głową po czym odsapnął ciężko.

- Ufff… no to żeś chłopie zacynił. - Maurice klepnął się w kolano i zaczął czytać na głos - Dodatkowe badania, przerabianie ciężkochorych na servitory, współżycie tylko w obecności kapłana, całkowity zakaz hazardu, całkowity zakaz agresywnych sportów, całkowity zakaz rozpowszechniania pornografii, całkowity zakaz bójek… - Maurice wymieniał kolejne rzeczy - Ty to sam wymyśliłeś? Bo gdy tu przyleciałem i czytałem cały ten regulamin to nic takiego nie było. Podczas skoku do Pobojowiska też nic takiego nie było wprowadzone.

Maurice patrzył badawczo na Christo, który najwyraźniej nie był przyzwyczajony do krytyki swoich pomysłów, a jego twarz wyrażała sporo. A raczej to jak bardzo Barca starał się trzymać emocje na wodzy nie odpowiadając.

- Taaak… widzę… chcesz się popisać przed nową Dziedziczką, prawda? - zapytał Maurice - Stąd ta nadgorliwość. - pokiwał znacząco głową.

Położywszy na stoliku data-slate Pierwszy podniósł się z fotela.

- Odłóżmy na bok potwarze na tle etykiety jakie mi zaserwowałeś na dzień dobry i to że próbujesz wpieprzać się w moje kompetencje bez wstępnej konsultacji ze mną. - rzekł Maurice dużo poważniejszym tonem - Zależy mi byśmy dobrze współpracowali dla dobra Lady Winter, twojego, mojego oraz całego Błysku Cieni. Stary miał o tobie dobre zdanie, uważał cię za rozsądnego i inteligentnego człowieka. Ja też nie miałem póki co zastrzeżeń, bo swoje obowiązki wykonujesz dobrze. Zmiany które tutaj “proponujesz” biją w morale jak młotek w jajko. Zakazujesz rzeczy które już teraz są karane albo ładujesz się załogantom do łóżek. To z lobotomizowaniem chorych to już kompletne przegięcie pały. Nie próbuj być świętszy od Eklezjarchy, ani wiedzieć więcej o podróżach w Osnowie niż Nawigatorzy i Mistrzowie Próżni. To tylko wkurwi załogę, pożytku nie przyniesie, a ludzie zamiast pożytkować energię i umysły na pracę i chwałę Imperium, będą kombinować jak ukryć się ze swoimi drobnymi przyjemnościami, jedynymi jakie mają w swoim życiu.

- Ceremoniał przed wejściem i nieustające modły w kaplicy podtrzymywane przez zmieniających się kapłanów i wachty. To się sprawdza na milionach imperialnych okrętów od tysięcy lat. Jeżeli chcesz wymyśleć coś skuteczniejszego to zasięgnij rady u Misjonarzy, Mistrzów Próżni i Nawigatorów. Myślę, że wszyscy mniej więcej powiedzą to samo: Imperator chroni, tak jak wiara, dyscyplina, praca i utrzymane w dobrym stanie pole Gellera - tu wskazał w kierunku gdzie znajdowała się na kadłubie 50 metrowa figura Boga Imperatora z której generowane było pole osłaniające ich okręt.

Zapadło długie milczenie. Maurice patrzył się w tym czasie w gwiazdy, potem zwrócił się z powrotem do Seneszala.

- Cofnij te zmiany i nie wracajmy do tego. Nie ma nic gorszego niż wysocy oficerowie wpieprzający się do życia szeregowych żołnierzy i marynarzy. Ani ty, ani ja nie jesteśmy Próżniakami, ani nie zasuwaliśmy jako załoganci, ani nawet jako midshipmeni.

- Co do pogrzebów, standardowy ceremoniał. Odczytam nad trumnami co trzeba z katechizmu, a potem oddam honory. Żadnych wielkich przemów. Między patosem, a groteską jest cienka linia.

Kolejna chwila milczenia.

- Coś jeszcze?

- Czy przesłuchania jeńców przyniosły jakieś istotne informacje? Wiedzę o aktywności tego rajdera, kryjówkach, potencjalnych sojusznikach? Czy w tej grupie znajduje się ktokolwiek, kto mógłby zostać poddany wzmocnionym technikom przesłuchań jako potencjalne źródło informacji?

Maurice pokręcił stanowczo głową.

- Nie. Sami majtkowie i bosmani. Ludzie bez dostępu do istotnych informacji. Dostali wybór - ciężko pracują i są traktowani jak nasi załoganci, albo nie pracują lub robią problemy i lądują za śluzą. Wszyscy chętnie się zgodzili na ciężką pracę. Kazałem bosman-szefowi wyznaczyć odpowiednich ludzi do ich nadzorowania.

- Myślę, że w tej chwili to wszystko – seneszal przez całą rozmowę nie odrywał wzroku od twarzy Maurice’a, teraz jednak odprężył się nieznacznie, a kolor jego twarzy powracał do normy, przeniósł spojrzenie na czarny bezkres rozciągający się poza podniesionymi osłonami galerii – Nie będę panu zajmował cennego czasu, o ile nie ma pan żadnych własnych pytań.

- Tylko jedno. Dlaczego nie pijesz? - zapytał Maurice patrząc z wyrzutem na pusty kielich po stronie seneszala.

***

Pierwszy pozostał jeszcze na pokładzie obserwacyjnym. Kiedy Christo de Barca poszedł sobie Maurice zastanawiał się nad osobą seneszala. Tak. Z jednej strony Barca reprezentował to czego Maurice nie znosił w szlachcie, ale rzeczywiście swoje rzeczy robił jak należy. Wprowadzając zmiany na swoją rękę postąpił nierozsądnie, jednak Maurice miał nadzieję, że reprymenda nauczy seneszala odrobiny pokory. Pytanie tylko jak głęboka jest szlachecka arogancja Christo, by ten nie mógł zrozumieć że na wszystko jest odpowiednia pora i nie wszystkie pomysły muszą być dobre.
De Corax wsadził dłonie w kieszenie płaszcza i zabujał się na obcasach stojąc przed bezkresem kosmosu. Przyciskiem wyłączył nagrywanie w kieszonkowym vox-rekorderze.
Brzydziła go sytuacja że nie mogli ufać własnemu seneszalowi i miał nadzieję, że Barca nie będzie dawał kolejnych powodów by mu przywalić pysk.

Nadzieja jest pierwszym krokiem do rozczarowania, jak na zawołanie z jego pamięci wypłynęła jedna z imperialnych maksym.

Wzruszył ramionami, zgarnął butelkę i puchary po czym poszedł do siebie.


****


Kiedy do dotarcia na skraj systemu pozostała jedna doba Pierwszy ogłosił rozpoczęcie ceremoniałów mających odpędzić zły los od okrętu, udobruchać duchy zamieszkujące Pustkę i zapewnić im przychylne spojrzenie Boga Imperatora.
Procesja miała okrążyć cały statek i wszystkie pokłady. Kapłani mieli ją prowadzić na zmiany, załoganci mogli dołączyć i odejść kiedy chcieli jednak "tłum zawsze musiał być". Jak się okazało pośród okrętowego rytuału było również wyrzucenie przez śluzę beczki amasecu dla Duchów Pustki.
Rytuał ten bardzo się Pierwszemu podobał, szczególnie że słyszał o takich praktykach jak zarzynanie załogantów czy ogólnookrętowy post.

Dopiero kiedy modły się zakończyły, a procesja znów weszła do kaplicy by rozpocząć nieustanne modły na czas podróży w Osnowie Pierwszy wydał pozwolenie Navigatrix, aby ta zainicjowała skok w Morze Dusz.

Następny przystanek:

Temple
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 16-11-2019 o 16:36.
Stalowy jest offline