Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2019, 17:05   #2
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację

W ciasnym pokoiku na poddaszu pachniało kurzem i trutką na szczury. Mdłe światło małej lampki, stojącej na biurku, wydobywało długie, ponure cienie z każdego kąta. Sprawiając tym samym, że całe wnętrze wyglądało jak wyjęte żywcem z obrazu van Gogha “Jedzący kartofle”.
Niedopalony papieros, tlił się ospale, porzucony na krawędzi szklanej popielniczki. Unoszący się z niego dym wolno lewitował pod powałę. Tuż obok leżała otwarta paczka z jego kuzynami. Na jej froncie widniał dumny, biały napis na czerwony tle “Papierosy Wolność”
Anatol Jasiński śmiał się w duchy sam do siebie, że z każdym kolejnym zapalonym ćmikiem puszcza z dymem swoją własną wolność. Wolność, którą tak cenił i o którą walczył.

A teraz?
Teraz było mu już wszystko jedno. Nim się obejrzał dopadła go starość, a jego ojczysty kraj wpadł w cuchnące od brudu i krwi łapska stalinowskich posługaczy.
A jeszcze kilka lat temu Anatol wierzył, jak miliony jego rodaków, że Alianci nie pozwolą, aby Soso zawłaszczył sobie polskie ziemię.

Anatol spojrzał na rozrzucone na biurku zdjęcia. Uchwycone na fotograficznej kliszy migawki z jego życia, Jego wzrok zatrzymał się na jednym z nich. Wychudzony Anatol w pasiaku wraz z grupą sobie podobnych więźniów stoi przy trzech młodych chłopakach w amerykańskich mundurach.

Dobrze pamiętał ten dzień. Piąty maja tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku. Wtedy wierzył, że nadchodzi nowy świat. Był pełen nadziei i wiary. Gdyby ktoś wtedy powiedział mu co czeka go po powrocie do kraju, to… nigdy by nie wrócił.

A teraz?
Teraz już było za późno. Obecnie nikt nie mógł już tak łatwo wyjechać za granicę. Pozwolenia, przepytywanie i ciągła inwigilacja. I to dlaczego?

Mężczyzna spojrzał na kolejną fotografię. On i grupa mieszkańców stolicy na barykadzie. Pierwsze dni sierpnia tysiąc dziewięćset czterdzieści cztery. Wtedy też wszyscy byli pełni wiary i nadziei. Wszyscy chcieli walczyć i mścić się za pięć lat okupacji, za łapanki, za rozstrzelania w biały dzień. Chcieli niczym w ręku Boga złoty grom, ponieść wrogom gniew.
A jak to wszystko się skończyło?

Łza spłynęła wolno po policzku mężczyzny. Otarł ją szybkim ruchem dłoni i sięgnął po szklankę rżniętą z grubego szkła. Jednym haustem wychylił jej zawartość. Otarł usta i sięgnął po kromkę chleba ze smalcem. Zagryzł i szepnął sam do siebie:
- Poległym chwała, wolność żywym. Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a psia mać!
Szaro bury kocur wskoczył na biurko i otarł się o dłoń mężczyzny.
- Co robisz Bury? - burknął ze złością.
Łasząca się i mrucząca głośno kocina, szybko rozładowała złe emocje.
- Głodny jesteś, co? Chodź zobaczymy, co tam mam dla ciebie.


***
- To wszystko na dzisiaj. Dziękuję państwu bardzo - rzekł profesor Jasiński, kończąc wykład - Gdyby były jakieś pytania, to jestem do państwa dyspozycji. Okres rządów Dioklecjana to niezwykle ciekawy czas, a także sam jego życiorys kryje wiele ciekaw…
Widząc całkowity brak zainteresowania ze strony studentów, wykładowca przerwał w pół zdania i zaczął pakować swoje notatki do sfatygowanej, skórzanej teczki. Trzask zapinanych metalowych klamerek rozniósł się gromkim echem po całkowicie pustej już auli.
Profesor Anatol Jasiński założył za duży od dwa rozmiary płaszcz i pokrzywioną fedorę i z teczką pod pachą opuścił salę wykładową.

- Panie profesorze, panie profesorze - jakiś mężczyzna biegł i krzyczał za Anatolem.
Młody chłopak dobiegł do profesora. Zatrzymał się zdyszany i z szerokim uśmiechem rzekł
- Cieszę się, że pana profesora złapałem.
- Oj, Romek, Romek. Przecież wiesz, gdzie mnie znaleźć. Nie trzeba mnie gonić po ulicy, jak szaleniec.
- Racja, święta racja profesorze. Tylko jest sprawa.
- Sprawa? Przecież wiesz, że ja nic nie mogę. Nie mam żadnych wpływów wśród kadry.
- Nie o to chodzi - odparł z uśmiechem Romek - Z tamtym sobie sam poradzę. Ja z inną sprawą. Wiem, że nasze spotkanie dopiero w czwartek, ale kilku chłopaków chciałby pana poznać i prosić, żeby im pan o Dmowskim opowiedział. O Dmowskim, o Kozickim i ogólnie o całym Obozie Wielkiej Polski. Pan przecież znał tych ludzi. Pan wie najlepiej, jak to wtedy było.
Profesor rozejrzał się czujnie wokół i położył palec na ustach, dając znać swemu rozmówcy, żeby natychmiast zamilkł.
- Cicho - przykazał Jasiński - Chcesz, żebyśmy mieli kłopoty. Na ulicy o takich rzeczach. Czyś ty zwariował? Już ci mówiłem, że ten twój pomysł z domowym nauczaniem to tylko problemy na nas ściągnie. Zgodziłem się na kilka osób, ale to tylko ze względu na znajomość z twoim ojcem. A ty jak durny osioł rozpowiadasz o tym na prawo i lewo. Tylko patrzeć, jak Urząd Bezpieczeństwa zapuka do naszych drzwi.
- Się profesor nie martwi. To zaufane chłopaki. Wszyscy do “Orląt” należą. NIe ma się czego bać.
- Cicho bądź mówię! - Jasiński podniósł głos, a następnie ruszył szybkim krokiem przed siebie. Spuścił głowę i spod kapelusza obserwował, czy aby nikt mu się nie przygląda, albo co gorsza za nim nie idzie.
Roman Lasocki znowu podbiegł do profesora i zrównując się z nim krokiem próbował jeszcze raz namówić na spotkanie z członkami podziemnej drużyny harcerskiej “Orlęta”
- Pan nie może odmówić. To pana obowiązek, panie profesorze - zaczął argumentować - Wobec ojczyzny, narodu i młodego pokolenia.
Te słowa już naprawdę rozzłościły Jasińskiego Zatrzymał się spojrzał na młodego Lasockiego spod przymrużonych powiek. Gniew dosłownie w nim kipiał. Wziął jednak głęboki oddech i najspokojniej, jak umiał w tej sytuacji powiedział:
- Za młody jesteś by mi o moich obowiązkach wobec ojczyzny mówić. Zajmij się lepiej nauką, a nie podziemnymi urojeniami. To wszystko nie ma najmniejszego sensu. Czy wy nie widzicie, co się dzieje w tym kraju? Bezpieka aresztuje ludzi, jak popadnie, stalinowcy są w wszędzie, na uczelniach, zakładach pracy, w milicji, w rządzie. Nad wszystkim łapę trzyma NKWD i co w sobie wyobrażacie, że co? Powstanie zrobicie i wyrzucicie ruskich z Polski. Bzdura! Bzdura i czyste szaleństwo! Daj mi spokój, rozumiesz?

Jasiński obrócił się na pięcie i zaczął iść szybko w zupełnie przeciwnym kierunku niż przed chwilą. Miał zamiar iść do domu, ale teraz musiał jakoś ukoić nerwy.
A ostatnio jedynym sposobem, jakim radził sobie ze stresem, ze strachem i ze wszystkimi złymi myślami i uczuciami był czysta wódka.

Kilka minut później Anatol Jasiński siedział w "Bar przy Kaśce" na placu Bankowym. Na stole przed nim leżał na talerzu zawijany śledź z cebulką i setka czystej.


***
W “Starej Prażance” o tej porze było niezwykle głośno i gwarno. Ludzie po pracy lubili tutaj spędzać czas. Także Jasiński często tutaj bywał. Lokal znajdował się niedaleko jego domu, czy może lepiej powiedzieć miejsca gdzie mieszkał. Gdyż norę, jaką przydzielili mu na urzędzie mieszkaniowym, nawet przy największej dawce dobrej woli, trudno było nazwać mieszkaniem.

Jasiński lubił gwar rozmów. Stanowił on dla niego swego rodzaju kokon bezpieczeństwa przed samotnością i szaleństwem. Nawet słowa jedynego chyba znajomego, Tadeusza Lasockiego, traktował w tej chwili jako taki przyjazny szum.
Nie wsłuchiwał się w słowa. Po prostu był. Dla przytłumienia zbyt wrażliwych zmysłów i świadomości, Jasiński wychylił kolejną setkę. Zagryzł korniszonem i spojrzał na swego rozmówcę, który ewidentnie oczekiwał od niego jakieś odpowiedzi.
- Ty też będziesz mi prawił morały? - zapytał chyba zbyt oschle, bo twarz Lasockie przybrała mocno zdziwioną wyraz.
- Anatol daj spokój. To przecież nie o to chodzi.
- A o co? Co was wszystkich obchodzi, jak ja żyje. Chce się napić, to piję i nikomu nic do tego.
- Anatol, ja się po prostu o ciebie martwię. Marnujesz się i to rani moje serce.
- Ty się lepiej synem zajmij. On i te jego podziemne fantasmagorie. To igranie z ogniem. Rozumiesz? Czerwoni nie żartują. Nie widzisz tego? W gazetach o tym nie piszą, ale kto, jak kto to, ale ty nie jesteś ślepy. Codziennie Urząd Bezpieczeństwa wywleka ludzi z ich własnych mieszkań i wywozi, Bóg raczy wiedzieć gdzie. Ilu z nich potem wraca? Zastanawiałeś się nad tym? Ja myślę o tym każdej nocy. Nasza sprawa jest przegrana i nic już tego nie zmieni. Zajmij się swoim synem, żeby sobie życia nie zmarnował. Inteligentny chłopak jest i szkoda,żeby skończył w ubeckiej katowni.
- I o to mi właśnie chodzi, Anatol. On i jego koledzy potrzebują kogoś takiego jak ty. Kogoś kto im pokaże drogę. Wskaże cel.
- A jaki ja im mogę wskazać cel? Ja sam nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzić, a ty chcesz żebym im cel wskazywał. Trzeba żyć, to jedno wiem. Na złość tym czerwonym sukinsynom. A co więcej? Nie wiem. może czeka nas kolejne sto pięćdziesiąt lat niewoli, a może całkowita zagłada. Nie wiem. Mi już niewiele czasu zostało.
- Skąd to możesz wiedzieć? “Nawet wasze włosy na głowie wszystkie są policzone.” - czy nie tak mówi Jezus.
Jasiński zamilkł. Wbił wzrok w swój pusty kieliszek i zadumał się. On i Bóg od dawna mieli ze sobą na pieńku. niby nadal się lubili, ale niezwykle rzadko się do siebie odzywali. Twarda męska przyjaźń. Anatol czuł się trochę, jak biblijny Hiob. Tylko on nie miał tak bezwarunkowej wiary, jak starotestamentowy bohater. Poza tym nieszczęścia, jakimi Bóg raczył dotknąć Hioba były niczym w porównaniu z tymi, jakie spłynęły na Jasińskiego i cały świat w ostatnim czasie. Tak przynajmniej uważał stary profesor.
- Napijmy się - mruknął profesor podnosząc butelkę - Za Hioba!
- Za co?
- Nie ważne. Pij. Twoje zdrowie.


***
- To do widzenia towarzyszu - pożegnał się Lebiediew stojąc już w progu - Liczymy na ciebie. Jak się wykażesz to pomyślimy o jakimś nowym mieszkanku. Przydałoby się, toż to nie przystoi, żeby członek kadry uniwersyteckiej mieszkał w takich warunkach.
Jasiński przytaknął w milczeniu i cierpliwie czekał, aż niechciany gość go w końcu opuści.

Gdy drzwi zamknęły się za bezpieczniakiem, Jasiński odetchnął z ulgą. Była to jednak tylko chwilowa, gdyż zaraz przyszły ponure myśli i przewidywania. Los nie oszczędzał Anatola i coraz trudniej radził on sobie z tym. Ledwo przywykł do nowych wytycznych nauczania, a tu kolejne nieszczęście. Gdyż tym właśnie była dla niego propozycja, jaką złożył mu Lebiediew.

Zbadać sprawę getta. A co tam jest do badania? Zwłaszcza dla niego, profesora historii starożytnej. Nie znał się ani na żydowskiej kulturze, ani historii. Po niemiecku znał zaledwie kilka słów, na nic nie przyda się, więc przy studiowaniu dokumentów hitlerowskich.
Przytoczył te argumenty w czasie rozmowy z Lebiediewem, ale te w żaden sposób nie trafiły, ani nie przekonały go do zmiany decyzji,. Z jakiegoś powodu władzy ludowej zależało na tym, żeby to właśnie on, profesor Anatol Jasiński zajął się tą sprawą.

Może chodziło o swego rodzaju zemstę za jego aktywną działalność w ruchu narodowym przed i w czasie wojny. Pokątnie sporo się mówiło, że w strukturach nowej władzy znajduje się wielu ludzi handlowego wyznania.
Jasiński nie przepadał za Żydami, nie chodziło jednak o jakieś eugeniczne bzdury jakimi karmił swój naród Hitler. Żydzi sami z siebie wykluczali się z każdej społeczności. Podkreślali swoją odrębność, wyższość i w żadnym razie nie zależało im na asymilacji. Byli zadufani w sobie, pyszni i częstokroć traktowali gojów gorzej niż psy. Tak z resztą nakazywała im religia. Talmud w wielu miejscach wspomina, że goje to dzieci demonów. Do tego wszystkiego dochodził fakt nieuczciwego bogacenia się, oszustw i ogólnego podejścia do moralności. Żydowska etyka sytuacyjna sprawiała, że jeden i ten sam czyn w jednej chwili mógł być uznany z agrzech, a w drugiej już za sprawiedliwy i dobry. To wszystko powodowało, że Jasiński patrzył na Żydów podejrzliwie i niechętnie.
W żadnym jednak razie nie posunąłby się do ich systematycznego mordowania, jak to zaplanowali i zrobili Niemcy. Okrucieństwa jakich dopuszczali się oni wobec Żydów nie mieściły się Jasińskiemu w głowie. Choć sam często był świadkiem takich czynów, nie mógł zrozumieć, jakim trzeba być człowiekiem żeby dopuszczać się takich rzeczy wobec drugiego człowieka.

Żydowscy przedstawiciele władzy ludowej mogli mieć jednak na to jednak inne spojrzenie. I w ten właśnie sposób postanowili ukarać profesora.
Jasiński nie miał wyjścia. Po rozmowie z Lebiediewem wiedział, że odmowa podjęcia tej pracy nie wchodzi w grę. Chcąc nie chcąc będzie musiał się zająć tą sprawą. Lebiediew był jednak bardzo oszczędny w słowach jeżeli chodziło o szczegóły czekającego go zadania. Nie pozostawało, więc nic innego jak czekać na kolejne pojawienie się bezpieczniaka.

- Będę musiał ostrzec Romka - mruknął pod nosem, sam do siebie - Nie będzie już nauczania i historycznych pogawędek. Koniec.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
PeeWee jest offline